Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dom Borejków

Elżbieta PODOLSKA
Ma już prawie sto lat. Tysiące ludzi mija ją codziennie nie zwracając na nią uwagi, a przecież to najdziwniejsza, jedna z najpiękniejszych, a na pewno najsławniejsza kamienica w Wielkopolsce.

Ma już prawie sto lat. Tysiące ludzi mija ją codziennie nie zwracając na nią uwagi, a przecież to najdziwniejsza, jedna
z najpiękniejszych, a na pewno najsławniejsza kamienica
w Wielkopolsce.

Niektórzy twierdzą, że architekci przy jej projektowaniu musieli być po kieliszku, dlatego nic się w niej nie zgadza, brakuje symetrii. Poznaniakom kojarzy się przede wszystkim z kutym drzewem, które ozdabia balkony na dwóch piętrach kamienicy przy ul. Roosevelta 5 (za czasów niemieckich Budnego, a następnie Jasnej). Zrobiono jej już tysiące zdjęć, przede wszystkim ze względu na jej niepowtarzalną urodę, ale także na literacką sławę rodziny Borejków, bohaterów Jeżycjady, cyklu powieści stworzonego przez Małgorzatę Musierowicz.

Szczególnie w wiosenne i letnie weekendy mnóstwo młodych dziewczyn z książkami wystaje przed kamienicą, poszukując choć drobnego śladu Borejków, lub choćby mieszkania pisarki.

Pod policyjnym nadzorem

Została wybudowana w 1905 roku, jako jeden z domów Spółdzielni Mieszkaniowej Urzędników Niemieckich. Została zaprojektowana przez firmę architektoniczną Boehmer i Preul. Co ważne, początkowo mogli tam mieszkać jedynie urzędnicy niemieccy. Policja decydowała, kto może tam otrzymać lokal. Nawet do pierwszego statutu spółdzielni został dodany punkt o mieszkaniach tylko dla Niemców. Po odzyskaniu niepodległości domy zostały przejęte przez Spółdzielnię Budowlaną Polskich Urzędników.

- Bardzo urozmaicona bryła domu - jak pisze Marcin Libicki w swoim przewodniku po Poznaniu. - wykusze, w tym szczególnie skomplikowany na ściętym narożniku, balkony połączone z niszami, loggie, tarasy parteru, różne na każdej kondygnacji wykroje okien - z narożnikami prostokątnymi, wyokrąglonymi, lub półokrągłe wielkie okna parteru, okazałe wejście główne zdobione - podobnie, jak inne części fasady - secesyjną wicią roślinną, okazałe szczyty w wysokich stromych dachach, a także zastosowanie muru szachulcowego - wszystko to dowodzi ogromnej inwencji twórczej, a także biegłości twórców tego domu.

Moda na dekoracje

- Przede wszystkim to nie jest kamienica - twierdzi prof. Jan Skuratowicz, autor książki o poznańskiej secesji. - Jest to dom spółdzielczy, dlatego projektanci mogli jego architekturę rozegrać swobodnie. Te domy miały być stosunkowo tanie, a mieli tam mieszkać urzędnicy państwowi. W tamtych czasach w Poznaniu były drogie lokale, na które nie stać było urzędników. Musiano coś z tym zrobić i powstały domy m.in. przy ul. Roosevelta. Wewnątrz lokale nie były dekorowane, natomiast na zewnątrz skupiono się na niewielkich detalach: ozdobnym portalu, kutych dekoracjach balkonów, witrażach w oknach.

Wtedy, według słów profesora Skuratowicza, panowało przekonanie, że modny wygląd zewnętrzny domu określał jego standard. Zawsze więcej osób chciało mieszkać tam, gdzie były modne dekoracje. Układ wewnętrzny się nie zmieniał, mogły się zmieniać ozdoby zewnętrzne. Architekci wiedzieli, że muszą wykorzystać działki położone przy Roosevelta maksymalnie. Stąd taki układ budynków, w których nie było oficyn, natomiast była duża ilość mieszkań. Stawiono je w dwóch szeregach, równolegle do ulicy. Takie warunki dyktowane także były przez prawo spółdzielcze.

Pokochać starocie

Co ważne dom przetrwał wojny, zmiany ustrojowe i co dziwne w tych mieszkaniach, nie gnieździło się po kilka rodzin. Często pozostawały przez cały czas w rękach jednej rodziny. Zachowało się także bardzo dużo z wyposażenia wnętrz. W większości mieszkań są jeszcze prawie 100-letnie kaloryfery, resztki witraży w oknach.

- Zakochałam się w tym domu i w tym mieszkaniu - opowiada Mirosława Stryjska, adwokat. - Już jako dziecko, kiedy jechałam pociągiem, przyglądałam się tej kamienicy z kutym drzewem. Marzyłam o tym, żeby tam zamieszkać albo przynajmniej przebywać w tym budynku. Kocham starocie i secesje. Uważam, że te budynki są niepowtarzalne i jedyne. Więc kiedy nadarzyła się okazja kupna tam mieszkania, powiedziałam, że musi być moje. Nie było mnie wtedy stać na generalny remont, ale w końcu postanowiłam odtworzyć jego dawny wygląd. Przez długi czas szukałam firmy, która wyczyści mi zabytkowe kaloryfery, które mają jeszcze piękne motywy. Takie same widziałam za granicą wystawione w muzeum. Jeden waży 450 kg.
6 mężczyzn nie mogło go udźwignąć. Warto jednak było. Szkoda, żeby ten dom zniszczał, to część naszej historii i powód do dumy.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto