W gospodarstwie Władysława Szwaka byli już kilkakrotnie. Za każdym razem było tak samo: wychudzone krowy tonące we własnych odchodach, zgarbiony koń w zbyt niskiej dla niego komórce najeżonej w dodatku gwoździami wbijającymi mu się w grzbiet i świnie przy pustych korytach, za to z metrową warstwą obornika w kojcach. - Sam nie dam rady - przyznaje Władysław Szwak. - Za dużo tego jak dla mnie.
- Za każdym razem słyszeliśmy, że to się zmieni - mówi Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt. - I za każdym razem nie zmieniało się nic. Piątkowa wizyta w gospodarstwie Szwaków pozbawiła inspektorów złudzeń: jeżeli coś się zmieniło, to tylko na gorsze. A na to nie mieli najmniejszego zamiaru czekać.
Weterynarz Janusz Uryga po obejrzeniu w sobotę trzech krów, które były trzymane razem z 17 świniami na 54 metrach cuchnących zalegającym grubą warstwą obornikiem, przyznał, że dawno już nie widział tak zaniedbanych zwierząt.
- U dwóch krów występowało skrajne wychudzenie - mówi Janusz Uryga. - Były widoczne kości miednicy, można było policzyć wszystkie wyrostki kręgosłupa. Nigdy w życiu nie widziałem tak wystających guzów kulszowych, które można było ująć całą dłonią, a to wskazuje, że krowy były głodzone od dłuższego czasu.
Z gospodarstwa Szwaków, w sobotę, dzień po inspekcji zabrano te zwierzęta, których kondycja była najgorsza - osiem sztuk bydła, w tym dwa cielaki, konia oraz psa, który był przywiązany łańcuchem do snopka. Jeżeli warunki w gospodarstwie nie ulegną poprawie, inspektorzy odbiorą resztę zwierząt.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?