Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ania Rusowicz boso w klubie 9 Stóp [ZDJĘCIA]

Paulina Rezmer
Dobre imprezy to takie, które kończy się radośnie tańcząc na boso. Trudno więc w poczet dobrych imprez nie zaliczyć koncertu Ani Rusowicz, który w niedzielę 17 stycznia odbył się w klubie 9 Stóp w Poznaniu.

Ania Rusowicz jest muzyką. Jest też najjaśniejszym, najbardziej elektryzującym i efektownym elementem zespołowego show. Jest gwiazdą w oldschoolowym ujęciu tego słowa. Na scenie wszędzie jej pełno, z prędkością błyskawicy wymienia mikrofon na klawisze i odwrotnie, przeszkadzajki w jej dłoniach niemal przeistaczają się magicznie. A kiedy trzeba zrobić rasowy, psychodeliczny hałas Ania Rusowicz po prostu siada na syntezatorze. Jak to zrobiła w utworze "Musisz się zakochać".

Choć energiczna i żywiołowa na scenie w każdej sekundzie pozostaje prawdziwą damą. Wszystkie jej ruch są pewne i przemyślane. Kiedy wymaga tego utwór jest dzika, seksowna i uwodzicielska (np. w otwierającym set "Tango śmierci", do którego krzyki i jęki pożyczyła chyba od samego Roberta Planta). Chwilę później przemienia się w trzpiotkę ("Nie pukaj do mych drzwi") albo wręcz w zagubioną, niewinną dziewczynkę. Na scenie kontroluje sytuację w sposób absolutny. Ale potrafi się też zatracić się w muzyce tworząc na scenie mały kosmos, jak w "Stróżach Świateł", gdzie ożywia theremin i pozwala całkowicie odlecieć i sobie, i publiczności. Kto po odsłuchaniu ostatniej płyty Genesis miał wątpliwości co do tego, czy faktycznie Ania Rusowicz jest w stanie wydobywać z siebie potężny głos w tak lekki i naturalny sposób, ten po obejrzeniu niedzielnego koncertu może się ich wyzbyć całkowicie.

Ku szczerej uciesze publiczności na niedzielnym koncercie zabrzmiały m.in. "Ślepa miłość", "To nie ja", czy "Ptaki". Każdy z utworów zagrano (jeszcze) mniej grzecznie niż na płycie, w czym zdecydowanie pomaga brzmienie bębnów Huberta Gasiula i trzęsący sceną w posadach bas Michała „Burzy” Burzymowskiego.

Na pierwszy bis Ania Rusowicz zaprosiła na scenę Micha Przybylskiego (Rust). Vintage'owy duet wykonał utwór "Gimme Some Lovin'" z repertuaru Spencer Davis Group z energią i zacięciem godnym gigantów rock'and'rolla z poprzedniej epoki. Potem jeszcze raz (i jeszcze bardziej żywiołowo) wybrzmiał ostatni singiel Ani "Czy da się kochać?". Występ zamknął hit Jefferson Airplane "Somebody To Love" odśpiewany z całą publicznością. I na boso.

Koncert Ani Rusowicz poprzedził występ Katedry, która promuje swój płytowy debiut "Zapraszamy na łąki". Wrocławianie znają chyba znaczenie słowa psychodeliczny lepiej niż którykolwiek z polskich zespołów, bo po prostu... są "psychodeliczni". Sposób, w jaki wykonują muzykę, budują napięcie, zwracają do publiczności i poruszają na scenie nie pozostawia żadnych wątpliwości. Zespół Katedra to godni następcy legend polskiego big-bitu z domieszką światowej klasy psychodeli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto