Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bohaterowie Poznania: Edmund Kolasiński - powojenny saper-amator

Krzysztof M. Kaźmierczak
archiwum IPN oddział w Poznaniu
Edmund Kolasiński dziś praktycznie nieznany, w powojennym Poznaniu określany jako bohater. To on, po tym jak Poznań został wyswobodzony spod okupacji niemieckiej, rozbrajał miny i niewybuchy rozsiane po całym mieście.

Mówi się, że saper myli się tylko raz. On nie pomylił się nigdy. Mimo iż osobiście rozbroił tysiące śmiertelnie niebezpiecznych ładunków. I mimo tego, iż nie był profesjonalnie przygotowany do rozminowywania. Z pewnością miał nie tylko odwagę, ale także talent do radzenia sobie z pułapkami śmierci, jak o minach pisała ówczesna prasa.

Dziś już niewielu pamięta o Edmundzie Kolasińskim, ale w powojennym Poznaniu traktowano go jak bohatera. Do nieznanych wcześniej dokumentów na temat poznańskiego sapera-amatora i rozminowywania stolicy Wielkopolski dotarł poznański historyk, dr Łukasz Jastrząb.

Zbrojmistrz z talentem saperskim

Zakończenie działań wojennych nie oznaczało końca zagrożenia. Nadal ginęli ludzie. Ogromnym problemem mieszkańców terenów oswobodzonych spod okupacji była niezliczona ilość min, niewypałów i porzuconej amunicji. Śmiertelnie groźne, często przemyślnie ukryte lub zagrzebane w ruinach paraliżowały życie miast i wsi. Zanim wojsko zajęło się sukcesywnym rozminowywaniem sprawy brali we własne ręce domorośli saperzy. Jednym z nich był właśnie Kolasiński.

W chwili oswobodzenia Poznania miał 30 lat. Był poznaniakiem z urodzenia. Nie miał innego wykształcenia poza szkołą podstawową i wojskową szkołą podoficerską piechoty. Jeszcze przed służbą w wojsku był zbrojmistrzem (zajmował się naprawą broni), a potem magazynierem w sklepie firmowym Wedla.

Jako kapral rezerwista Kolasiński wziął udział w kampanii wrześniowej i dostał się do niewoli pod Kutnem. Podczas okupacji skierowano go do zakładów Heereseugamt pracujących dla armii III Rzeszy. Był tam rusznikarzem, ale w 1944 roku z powodu podejrzeń o dokonywanie sabotaży uciekł z Poznania i ukrywał się u krewnych.

Wrócił w styczniu 1945 roku w czasie walk o miasto. Zajmował się pomocą rannym, potem zgłosił się na łącznika-przewodnika do jednostki Armii Czerwonej. Naprawiał także poniemiecką broń, w którą wyposażano poznaniaków zgłaszających się na ochotnika do walk o Cytadelę.

W pierwszych dniach po oswobodzeniu miasta zgłosił się do pracy w Milicji Obywatelskiej. Zaledwie kilka dni później komendant wojewódzki wezwał go do siebie i zaproponował zajęcie się rozminowywaniem miasta. Miał kilka dni do namysłu, ale zgodził się od razu. Dopiero po podjęciu decyzji zaczął sprawdzać swoje saperskie zdolności: przeprowadził kilka próbnych rozbrojeń min.

"Poznań był zaminowany. Nie było dnia by nie eksplodował jakiś pocisk lub mina (...) Zaminowane były wszystkie większe fabryki, zakłady pracy i instytucje (...) Codziennie zdarzały się wypadki i ciężkie okaleczenia na skutek wybuchów niewypałów. Trzeba było temu zapobiec" - tak Kolasiński tłumaczył swoją decyzję w krótkim wspomnieniu opublikowanym w 1984 roku w "Kronice Miasta Poznania".

W kolejce do rozminowania

"Na ulicach miasta widać stosy amunicji, jeszcze tkwią w ziemi niewypały, jeszcze w rynsztokach i bramach domów leżą panzerfausty. Skóra cierpnie, jak pod kołami samochodów i wozów walają się niewypały czy porzucone pociski. Wczoraj w godzinach popołudniowych przy ul. Czajczej na Wildzie zaszedł tragiczny wypadek. Dzieci znalazły w piasku pocisk i rozpoczęły się nim bawić. Nastąpił wybuch i czworo dzieci zostało w strzępy rozerwane" - alarmował 18 marca 1945 roku "Głos Wielkopolski".

Z taką codziennością zmierzył się Kolasiński. Przez kilka miesięcy rozminowywał miasto sam, korzystając jedynie z pomocy kilku niemieckich jeńców. Co ciekawe, wybrał ich spośród ochotników uprzedzając o grożącym niebezpieczeństwie. Zrobił tak, mimo iż wówczas powszechnie nawoływano do wykorzystywania pojmanych żołnierzy hitlerowskich do prac saperskich w ramach wojennego rewanżu (Niemcy zmuszali Polaków do rozbrajania alianckich niewypałów).

Kolasiński wspominał, że najwięcej niewypałów było na Chwaliszewie oraz w zaminowanych zakładach "Cegielskiego". Praca obfitowała w dramatyczne przeżycia.

"Pracowałem przy odminowywaniu kościoła Św. Rocha, a obok pewien mężczyzna naprawiał parkan... rurami pancerfaustów. Zamarłem z przerażenia. Dobiegłem do niego i odciągnąłem na bezpieczną odległość. Wytłumaczyłem, że w tych rurach jest materiał wybuchowy" - wspominał Kolasiński.

Więcej o Edmundzie Kolasińskim przeczytasz na stronie Głosu Wielkopolski

Najważniejsze informacje z Poznania - zamów nasz newsletter

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto