18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bunt w więzieniu: Przy Młyńskiej pół tysiąca skazanych wszczęło zamieszki

Zbyszek Snusz
Areszt śledczy w Poznaniu został gruntownie zmodernizowany w latach 70. XX wieku
Areszt śledczy w Poznaniu został gruntownie zmodernizowany w latach 70. XX wieku Bartłomiej Wutke
W sierpniu 1931 roku w poznańskim więzieniu sądowym przy ulicy Młyńskiej wybuchł bunt. Do protestu przyłączyli się wszyscy osadzeni. Zdemolowane zostały cele i wyposażenie budynku. Sytuację udało się opanować dopiero dzięki... interwencji straży pożarnej.

Zaczęło się od krzyków. Była godzina 11, a wycie części więźniów można było usłyszeć nie tylko w budynku, ale i na ulicy. Skazani awanturowali się, bo jak twierdzili, otrzymali na obiad niedogotowane ziemniaki. Sytuacja była napięta. Do protestu dołączali kolejni osadzeni. Ucierpiały pierwsze szyby, nie oszczędzono również krat okiennych. W południe w poznańskim więzieniu straszyły już wyłamane pręty i zbite szkło.

Około godziny 14 na Młyńską dotarł przedstawiciel prokuratury. Po otrzymanej od niego obietnicy, że wkrótce podane zostanie lepsze jedzenie, więźniowie uspokoili się. Szybko okazało się jednak, że to tylko cisza przed burzą. Najgorsze miało dopiero nastąpić.

Mroczny Poznań - czytaj więcej artykułów poświęconych historii stolicy Wielkopolski

Po zjedzeniu kolejnego posiłku skazańcy zgodnie wrócili do tłuczenia szyb. W więzieniu zaczęto też rzucać elementami wyposażenia cel. Po kilku godzinach na miejscu pojawił się prokurator i bez zbędnej zwłoki zadecydował o przysłaniu policyjnego wsparcia. Funkcjonariusze zamknęli dostęp do ulicy Młyńskiej.

Zdenerwowani więźniowie zainteresowali się wtedy pryczami. Część z nich zatarasowała cele. Inni próbowali przy ich pomocy rozbić drzwi. Zachowanie buntowników było na tyle głośne, że w okolicy zaczęli gromadzić się zaniepokojeni mieszkańcy. Nie wszyscy mieli pokojowe zamiary. "Uderzenia i krzyki (...) powodowały napływ ciekawych, a także różnych niewyraźnych elementów" - pisał "Kurier Poznański". Skazanym właśnie o to chodziło, bo po cichu liczyli na pomoc ulicy.

Jeszcze przed zmrokiem do policyjnego aresztu przy placu Wolności udało się przewieźć 37 awanturujących się więźniów. Z pozostałymi był spory problem. Zatarasowani pryczami skutecznie uniemożliwiali dostanie się do cel od środka. Na pomoc wezwano straż pożarną.

ZOBACZ TEŻ: Ponure życie w areszcie śledczym w Poznaniu [ZDJĘCIA]

Strażacy wjechali na dziedziniec i - jak relacjonował "Kurier Poznański" - "przystawili drabinę mechaniczną do wyższych pięter, lejąc obficie wodę do cel opornych więźniów. Strumienie wody skutkowały lepiej niż nawoływania i groźby straży więziennej i policji. Oporni, poddawani takiej kuracji wodnej, poddawali się jeden po drugim i takich zlanych można było wyprowadzać jak baranków."

Największy opór stawiało 30 więźniów zgromadzonych w dużej sali na piętrze. I tam niezbędni okazali się strażacy, którzy najpierw w grubych drzwiach wycięli otwór dla sikawki, a później rozpoczęli oblewanie więźniów wodą. Buntownicy ulegli dopiero po pół godzinie, gdy byli już przemoknięci do suchej nitki.

Ale to jeszcze nie koniec problemów. Wcale nie łatwiej było podczas wyprowadzania skazanych. Ci nawet skuci czwórkami w kajdanki walczyli z policjantami. Jeden z funkcjonariuszy został pogryziony, inny został uderzony w głowę żelazną kratą.

60 najbardziej agresywnych osadzonych przewieziono do więzienia we Wronkach, które wśród przestępców cieszyło się szczególnym szacunkiem ze względu na panującą tam żelazną dyscyplinę.

Po uspokojeniu sytuacji okazało się, że skazani protestowali nie przeciw złemu jedzeniu. Głównym impulsem powstania zamieszek było przepełnienie więzienia, a inicjatorem buntu był znany w poznańskim półświatku wielokrotnie karany nożownik i włamywacz Ernest Surdyk.

"Dziennik Poznański" dwa dni po wydarzeniach podzielił się z czytelnikami informacją, dlaczego zamieszki było tak trudno opanować. "Opanowanie buntu nastręczało wiele przeszkód z powodu budowy więzienia nie odpowiadającemu już zupełnie nowoczesnym wymogom więziennictwa. Dostęp do cel jest na ogół trudny, ponieważ gmach nie ma nowoczesnej formy gwiazdy lub krzyża. Również urządzenia w poszczególnych celach i korytarzach, oświetlanych do niedawna jeszcze naftowem światłem nie odpowiadają wymogom chwili. Więzienie jest również nadmiernie przepełnione. W sferach sądowniczych kwestja ta była już rozważana lecz narazie brak funduszów na wzniesienie innego, bardziej komfortowego budynku więziennego."

Do wybuchu II wojny światowej nie zmieniło się wiele. Dwa lata po buncie władze poznańskiego więzienia ogłosiły, że cele pękają w szwach i nie ma już możliwości przyjmowania kolejnych skazańców. Pomoc zaoferowało wtedy wojsko, które chciało udostępnić na potrzeby więziennictwa stare poniemieckie forty. Zaadaptowany miał zostać m.in. fort IX na Świerczewie. Zakładano, że pomieści się w nim 2 tysiące mniej niebezpiecznych osób, które odsiadują krótsze wyroki. W ten sposób w stolicy Wielkopolski funkcjonowałyby dwa więzienia. Niestety, pomysł nie został wcielony w życie, a warunki aresztantów nadal pozostawiały wiele do życzenia.

W czasie okupacji przy ulicy Młyńskiej siedzibę miało gestapo, a gruntowną modernizację poznański areszt przeszedł dopiero w latach 70. XX wieku. Obecnie jego pojemność to 761 miejsc.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto