"DZIEŃ SĄSIADA" - Imprezy tylko z nazwy o charakterze masowym

Do postawienia takich pytań skłaniają imprezy, które w sobotę odbywały się w centrum Poznania. Na dziedzińcu Urzędu Miasta spotkali się na trzecim już „Dniu Sąsiada” mieszkańcy osiedla Starówka. Były gry i zabawy dla dzieci. Tort i koncert dla wszystkich.

– Zespół MOC, czyli Paweł Jurdeczka i Cezary Andrzejak zagrali dla nas absolutnie bezpłatnie – mówi Urszula Demel z zarządu osiedla Starówka.
Ale frekwencja na festynie nie była nadzwyczajna. Od kilku miesięcy osiedle nie ma swojej rady. Jest tak, ponieważ wiosną zabrakło kandydatów na osiedlowych radnych. Teraz działa zarząd osiedla. To on przygotował festyn. Jeśli jednak przy okazji kolejnych wyborów sytuacja się powtórzy, rada zostanie rozwiązana.
Według Urszuli Demel brak kandydatów może brać się stąd, że mieszkańcy tej części miasta w minimalnym stopniu decydują o inwestycjach w ich części miasta.
– Nasza działalność polega głównie na organizowaniu festynów, bo jesteśmy też współorganizatorem Festynu Farnego Warkocz Magdaleny i wycieczek – mówi Urszula Demel.

Organizatorzy festynu sami stwierdzili jednak, że nie widzą wśród uczestników zabawy zbyt wielu swoich sąsiadów. Na pytanie o to, czy mieszkańcy Starówki znają swoich sąsiadów, padały różne odpowiedzi.

– Swoich sąsiadów znam. Zdarzyło się, że zapukałam z prośbą o pomoc i nie odeszłam z kwitkiem. Stąd wiem, że mogę na nich liczyć – mówi Katarzyna Miśkowiak. Ale nie wszędzie tak jest.

– Moi sąsiedzi to studenci. Żyjemy w różnych światach – mówi Alina Stryba.
– Kiedyś mieszkający w jednej kamienicy wiedzieli o sobie więcej. Wiadomo było, że to dziecko jest z tej rodziny, z tego podwórka. Obecnie na Starówce wiele się zmieniło. Są nowi lokatorzy. Nie wszyscy chcą się integrować – mówi Stanisław Musiał.

Więcej w dzisiejszym wydaniu Polska Głos Wielkopolski, lub [

](http://www.prasa24.pl)