18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Nowak. Szalony poznaniak na swej szalonej maszynie

Krzysztof Smura
Kazimierz Nowak (Ilustracja Polska)
Kazimierz Nowak był jedynym Polakiem, a na pewno poznaniakiem który przemierzył Afrykę z północy na południe na rowerze. Jego wyprawa przez Czarny Ląd trwała dwa i pół roku. Odnaleziony po latach jest obecnie patronem zaczynającego się jutro Poznańskiego Festiwalu Podróży i Fotografii.

Gdy w latach 90. kupiłem zszywkę Ilustracji Polskiej z 1932 roku nie mogłem uwierzyć, ze Poznań zapomniał o Nowaku. Jego relacje z podróży przez Afrykę były znakomite. Publikacje w ówczesnym Expressie Poznańskim dały początek przywracania jego nazwisku właściwego miejsca. Bo Nowak to było gość.

Jego wyprawa przez Czarny Ląd trwała dwa i pół roku. Na spotkania z Nowakiem waliły tłumy. Jego odczyty bogato ilustrowane przezroczami były magnesem który przyciągał widzów do poznańskich kin. Nowak był sławny. By nim być poświęcił lata życia i zdrowie.

To nie był facet, który miał za dużo pieniędzy i widzimisie podbicia Afryki. Skromny urzędnik zakładu ubezpieczeniowego uznał jednak, że praca za biurkiem to nie dla niego. Opuścił firmę i postanowił szukać przygody, która dałaby mu też możliwość utrzymania rodziny. Od lat marzył, by ruszyć do Afryki. Chciał ją przemierzyć z północy na południe.

Potrzebował jednak sponsora i skromnych funduszy na dotarcie do Tripolitanii. Chętnych zbyt wielu nie było. Ostatecznie znalazł się dawca dętek i wietrzący sukces poznański fotografik Kazimierz Greger. Nowak zaopatrzony w zapasowe gumy, aparat i porcje filmów mógł ruszać. Wcześniej postarał się także o błogosławieństwo kilku redakcji które miały publikować jego wrażenia z podróży.

Start w Trypolisie

Na początku listopada 1931 roku poznaniak zjawił się w Trypolisie. Wybrał najlepszy czas na podróż. Nie przypuszczał jednak wtedy, że minie wiele miesięcy nim ujrzy Przylądek Dobrej Nadziei. Nadzieję jednak miał. 12 grudnia napisał z Nalut do redakcji Ilustracji Polskiej: - Powoli składałem namiot, rozbity na wydmie piaszczystej. Ognisko dogasało, lecz nie było już potrzebne, bo z mgieł porannych wyłoniło się słonko. Robiło się gorąco, a miliony much zaczęły mnie atakować, krążąc wokół uszu. Zacząłem swą podróż przez Afrykę.

Podróżnik dotarł do Nalut w pobliżu gór Gabel, w którym mieściła się twierdza zajmowana przez włoskie wojska. Po drodze wzbudzał sensacje swym rowerem. W końcu stanął u stóp twierdzy.

- Chwilę później jestem już u pułkownika De Blaw. Miła pogawędka, miły i serdeczny gospodarz, choć wiele ułatwia mi posiadanie listów od rządu Trypolitanii. Po kilku dniach mam już lokum i łóżko, o którym za chwilę, u wrót Sahary, w oazie Gadames będę musiał zapomnieć.

Przesada na drodze

Nasz podróżnik chciał dobrze, ale nie wyszło. Podróż przez Saharę okazała się ponad jego siły. Kilka miesięcy później znajdujemy go w Kairze, gdzie jakby po raz drugi zaczął swą podróż. Z zapałem opisuje piękno piramid, minaretów i pałaców. Ten etap podróży miał prowadzić wzdłuż Nilu. I prowadził. Ogromne upały, męczące zainteresowanie Egipcjan robiły swoje. Podróż się ślimaczyła.

- Nie było jak zasnąć. Co rozbiłem namiot to zaraz miałem towarzystwo. Siadali wkoło i dalej że gadać, gadać, obmacywać rower i... moje kieszenie. Gdy późna nocą szli do siebie to zabierały się za mnie mrówki i komary. Jak one skończyły posiłek to wstawało słońce. I tak na okrągło.

Kazimierz Nowak dotarł do Luksoru pod koniec 1932 roku. Był szczęśliwy odnajdując w nim nieco cywilizacji - Hotele tu piekielnie drogie i nie stać mnie na nie. Śpię więc pod namiotem. I tak dzień po dniu, noc po nocy. Zwiedzanie i podróż.

Gdy w maju 1934 roku dotarł do Kapsztadu był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miał tylko jeden problem. Trzeba było wrócić do kraju, a on nie miał pieniędzy. Co więcej, jego rower rozsypał się w proch. Tyle samo czasu ile poświecił na podróż na południe Afryki poświęcił na... powrót do Poznania. Tym razem jednak pracując zarabiał na utrzymanie, a resztę odkładał na podróż statkiem. No i wrócił. W 1936 roku.

Mimo szerokich relacji prasowych nikt nie wiwatował na cześć podróżnika. Na dworcu witała go rodzina i przyjaciele. Dopiero akcja z odczytami sprawiła, że sale w czasie jego wykładów i pokazów wypełniały się po brzegi. Nie na długo. W niecały rok po przyjeździe do Poznania dała o sobie znać przywleczona z Afryki malaria. Skutecznie. Podróżnika z ulicy Lodowej w ostatnią podróż odprowadzali umundurowani panowie z Ligi Morskiej i Kolonialnej.

Najważniejsze informacje z Poznania - zamów nasz newsletter

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto