Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa lotnicza w Poznaniu. W 1952 roku na miasto spadł bombowiec Pe-2 [ZDJĘCIA]

Krzysztof M. Kaźmierczak
Katastrofa lotnicza w Poznaniu w 1952 roku
Katastrofa lotnicza w Poznaniu w 1952 roku archiwum
Radzieckiej produkcji bombowiec Pe-2 ze stacjonującego na poznańskiej Ławicy 21. Pułku Lotnictwa Zwiadowczego spadł na Poznań 10 czerwca 1952 roku. Do dzisiaj nie było w Polsce tragiczniejszej w skutkach katastrofy wojskowej z udziałem ofiar cywilnych, ale zdarzenie długo nie zapisało się w historii. Zdecydowało o tym utajnienie sprawy przez stalinowskie władze.

Na ponad trzydziestu zachowanych zdjęciach z wojskowych archiwów (ściśle tajnych aż do 2007 roku) widać rozmiary i tragiczne skutki katastrofy. Oprócz trzech członków załogi na miejscu zginęło pięć osób - trzech robotników i dwoje przechodniów. Większość z nich spłonęła... W odnalezionych dokumentach mowa jest o dziesięciu rannych (z naszych ustaleń wynika, że przynajmniej jeden z nich zmarł od poniesionych obrażeń).

Samolot spadł w centrum Poznania - na skrzyżowaniu ulic Droga Dębińska, Królowej Jadwigi (wtedy Marchlewskiego) oraz Garbary.

Trzydniowa komisja

Szczegółowe, kompetentne wyjaśnienie przyczyny wypadku lotniczego zajmuje zwykle przynajmniej kilka miesięcy. Tymczasem badanie okoliczności upadku bombowca na Poznań zajęło zaledwie trzy dni. Komisja Dowództwa Wojsk Lotniczych (DWL) powołana do wyjaśnienia katastrofy zakończyła działalność już 13 czerwca 1952 roku.

Grupa badająca wypadek działała pod przewodnictwem ówczesnego szefa DWL, generała Iwana Turkiela. Kierował on polskim lotnictwem w latach 1950-1956, był Rosjaninem polskiego pochodzenia (nie mówił po polsku). Wśród pięciu członków komisji był tylko jeden Polak (najniższy rangą). Czy taki skład komisji mógł zagwarantować obiektywne wyjaśnienie, jaki był stan techniczny samolotu pochodzącego z "darów" od Związku Radzieckiego?

Komisja stwierdziła wprawdzie, że prawy silnik Pe-2 podczas lotu nagle przestał działać (nastąpiło rozszczelnienie tulei cylindrów), ale mimo to winą za katastrofę obciążono pilota, chorążego Zdzisława Larę. Lotnik miał zawinić "panicznym nastrojem" i nieprawidłowym podejściem do awaryjnego lądowania.

O tym, że działano pośpiesznie i kierowano się względami politycznymi świadczy fakt, że nie badano, kiedy podczas lotu doszło do awarii i jaki był stan drugiego silnika. Czy działał do końca, czy także odmówił posłuszeństwa (naoczni świadkowie tragedii mówią, że Pe-2 przed upadkiem leciał bezgłośnie, z wyłączonymi silnikami).

Nagana za ukrytą wadę

Rozkaz DWL nr 0157 z 14 czerwca 1952 roku także mówi o winie pilota, ale zawiera informacje, które rzucają inne światło na sprawę jego rzekomej odpowiedzialności. Generał Turkiel polecił zbadanie wszystkich silników Pe-2 ("sprawdzić hermetyczność górnego uszczelnienia tulei cylindrów"). Prawdopodobnie wykryto powtarzającą się wadę techniczną. Ze sprawozdania z lipca 1952 roku wynika bowiem, że w efekcie kontroli zdemontowano sześć silników, cztery naprawiono bez demontażu z maszyn oraz wymieniono siedem bloków silnikowych.

Lotnicy mieli świadomość fatalnego stanu pochodzących z czasów wojny samolotów. Potwierdzają to dokumenty. "Dało się zauważyć przygnębienie strzelców-radiotelegrafistów w związku z katastrofą, lecz stan ten uległ radykalnej zmianie w wyniku przeprowadzonych rozmów przez aparat partyjno-polityczny" - napisał w meldunku do przełożonych szef 21. PLZ, Rosjanin mjr Dubowoj, którego ukarano za katastrofę... naganą.

Najpełniej sytuację w jednostce i działania dowództwa oddaje "Sprawozdanie z pracy polityczno-partyjnej za okres 1-30.06.1952". Wynika z niego, że po katastrofie "w pierwszych dniach odbijała się wśród niektórych pilotów bojaźń latania, a nawet nieufność do sprzętu".

PZPR zwalcza bojaźń

Lotnicy mówili między sobą, że awarie Pe-2 są częste i występują nie tylko w ich jednostce. Doszło także do incydentu, który jeszcze bardziej podważył zaufanie do stanu technicznego bombowców. Jego sprawcami byli piloci z radzieckiego samolotu, który niedługo po katastrofie wylądował na Ławicy. "Załoga rozmawiając z naszymi pilotami mówiła, że dziwno im, że tu latają na samolotach, które w Związku Radzieckim zostały już dawno wycofane" - napisał kapitan Spychalski, zastępca dowódcy jednostki do spraw politycznych. Zapewnił jednak DWL, że udało się zlikwidować złe nastroje poprzez... wzmożone działania aktywu partyjnego.

Sprawozdanie pokazuje, że obawiano się ujawnienia przyczyn katastrofy. "Miejsce zostało natychmiast zabezpieczone przez wystawienie posterunków. Tego samego dnia zostały zebrane wszystkie części samolotu. Z powodu tego, że wypadek miał miejsce w mieście, nabrał rozgłosu w Poznaniu. Rozmowy na ten temat można było słyszeć wszędzie. Następnego dnia, gdy zostały zdjęte posterunki na miejsce przychodziło bardzo dużo ludzi. Wśród ludności cywilnej nie dało się jednak słyszeć wypowiedzi określających przyczynę wypadku" - czytamy w relacji oficera politycznego.

Działania, w których brały udział Informacja Wojskowa oraz Urząd Bezpieczeństwa (inwigilację prowadzono nawet na pogrzebach ofiar) odniosły skutek. Okoliczności tragedii udało się utrzymać w tajemnicy o wiele dłużej niż istniał PRL...

W Wielkopolsce nie brakuje strasznych miejsc ani też terenów, na których ponoć ciąży widmo zmarłych dusz, tragicznych historii, nawiedzeń lub poltergeistów. Wielbiciele grozy czasami wyruszają w podróż po zamkniętych lub opuszczonych przestrzeniach, żeby poczuć dreszcz emocji i obecność czegoś-kogoś jeszcze.

Zobacz dalszy ciąg strasznych historii --->

Straszne miejsca w Wielkopolsce. Duchy, upiory, zjawy... Te ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto