Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Największa katastrofa kolejowa w Poznaniu. W pogrzebie ofiar uczestniczyło 30 tys. osób [ZDJĘCIA ARCHIWALNE]

Zbyszek Snusz
Jest mroźny poranek 15 grudnia 1933 roku. Dr K., profesor jednego z poznańskich gimnazjów podróżuje jak co dzień pociągiem z Rogoźna do pracy. Nie wie jeszcze, że za chwilę zimno panujące w wagonie sprawi, że podejmie decyzję, która uratuje mu życie. Nie wie też, że tyle szczęścia nie będzie miało osiem innych osób.

Jadący w przedostatnim wagonie nauczyciel, w Obornikach decyduje, że przesiądzie się bliżej początku składu. Wkrótce potem na nasypie kolejowym w okolicach ulicy Poznańskiej wagon, w którym dotychczas jechał ulega całkowitemu zniszczeniu.

O godzinie 7.27 pociąg osobowy nr 1522 z Rogoźna, na skutek zamarznięcia zwrotnic zatrzymany zostaje pod sygnałem wjazdowym na stacji Poznań. Zaraz za nim z Wronek nadjeżdża pociąg osobowy nr 4132. Jego maszynista, z powodu mgły i uchodzącej z parowozu pary, nie zauważa składu stojącego pod semaforem. Mija kilka sekund i mieszkańcy okolicznych domów słyszą straszny huk zderzenia.

Trzy wagony pociągu rogozińskiego toczą się z nasypu i rozbijają doszczętnie, dalsze wiszą na krawędzi wału. Na miejscu giną dwie osoby, w szpitalu umierają kolejne – ostateczny bilans tej największej wówczas katastrofy kolejowej w Polsce to osiem ofiar śmiertelnych i kilkudziesięciu rannych. Grozę wydarzenia podkreśla koszmarny widok rozrzuconych w nieładzie, rozbitych wagonów.

Szczególne współczucie budzi zwłaszcza los dzieci, które podróżowały do szkoły. Dziennik Poznański pisał wtedy tak:

Pełne życia wyszły one z domu rodziców, którzy niczego złego się nie spodziewali. Dzieci jechały, zachowując się, jak zawsze, radośnie i hałaśliwie. Jechały do szkół po skarby wiedzy. Troje z nich zabrała już jakże przedwczesna śmierć. Cały dziesiątek został poraniony lżej i ciężej. Niektóre walczą jeszcze ze śmiercią, innym grozi kalectwo.

Już w czasie przeprowadzania akcji ratunkowej na miejscu katastrofy władze śledcze i policyjne przystępują do wykrycia winowajcy. Pojawiają się pierwsze nieprawdziwe pogłoski o zatrzymaniu maszynisty pociągu z Wronek. Wdrożone natychmiast dochodzenie wykazuje, że winnym jest nastawniczy nastawni Jeżyce – Franciszek Wawrzyniak. Przekroczył on zakres swoich obowiązków, do których nie należało przestawianie semafora przy ulicy Poznańskiej i widząc stojący przed zamkniętym semaforem pociąg, postanowił podnieść sygnał. Jak zeznał później, sądził, że urządzenie automatyczne semafora przestało działać wskutek zamarznięcia. Zerwał więc plombę na przekładni i sygnał powędrował do góry.

Katastrofa niezwykle tragicznie dotknęła rodzinę urzędnika kolejowego Władysława Rujny. Podczas samego zderzenia życie straciła jego 7-letnia córeczka Julia. Na stole operacyjnym zmarł i sam ojciec, a o życie długo jeszcze walczyła druga córka.

O godzinie 10.35 na linii przywrócony został normalny ruch kolejowy.

Pogrzeb ofiar katastrofy odbył się 19 grudnia 1933 roku. W kondukcie jechało sześć karawanów z ciałami ofiar. Żałobny pochód przeszedł ulicą Szkolną, Podgórną, al. Marcinkowskiego, minął tragiczny semafor i dotarł do cmentarza św. Wojciecha. Uczestniczyło w nim około 30 tysięcy osób.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Miała 2 promile, rozbiła auto i uciekła

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto