Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ikona o świętym Wojciechu

Monika KACZYŃSKA
- Pędzel, farby - to takie malarskie - twierdzi poznański pozłotnik Remigiusz Korcz - Ale ikon się nie maluje. Ikony się pisze. Święty Wojciech jest świętym heroicznym. Poważnym i nobliwym.

- Pędzel, farby - to takie malarskie - twierdzi poznański pozłotnik Remigiusz Korcz
- Ale ikon się nie maluje. Ikony się pisze.

Święty Wojciech jest świętym heroicznym. Poważnym i nobliwym. Nie jak święty Franciszek - Boży prostaczek, brat łata w podartym habicie. Albo święty Antoni - łagodny, z tuberozą w dłoni, znalazca kluczy, pierścionków, a może i zgubionych serc. Święty Wojciech krzewił wiarę, miecza nie unikając i za wiarę gdzieś w Prusach, przebity włóczniami pogan, zginął. Jest patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, widnieje w herbie Radzionkowa, Trzemeszna, w Poznaniu jego imieniem nazwano wzgórze oraz istniejącą ponad sto lat Oficynę Wydawniczą. Ale z Wojciechem jest kłopot. Święty Wojciech nie ma wizerunków. –Wizerunki naszego patrona?– zamyśla się dyrektor Księgarni Św. Wojciecha ks. dr Bogdan Reformat – Drzwi gnieźnieńskie... Obraz, który zamówiliśmy z okazji stulecia oficyny i jeszcze jeden... Rzeczywiście, bardzo tego niewiele....

A wizerunek świętego to poważna sprawa. – To nie tak, że każdy sobie może namalować co mu się wydaje. Każdy święty ma swoje symbole, atrybuty i one na obrazie muszą się znaleźć. –mówi Remigiusz Korcz - pozłotnik, twórca ikon, szkaplerzy i ryngrafów, który postanowił dać świętemu godną oprawę– Chociaż trzeba przyznać, że w katolickiej ikonografii panuje straszliwy bałagan. Wiadomo, że św. Katarzyna musi być z kołem, bo kołem była łamana. Ale pojawiają się jeszcze inne symbole. I w dawnych czasach też malowali to tak, to siak.

Więc Korcz szuka, co tylko o świętym znaleźć się daje. Reprodukcje obrazów, informacje o zasługach, symbolach patronatach. Albo żywot - jak ten w rozsypującej się ze starości, broszurze sprzed ponad stulecia. Kartki przybrały kolor kości słoniowej, ilustracje mają barwę rozwodnionego atramentu. Tu i ówdzie niewiele widać. To co jest musi wystarczyć, by w głowie zrodził się pomysł. Nowy, ale z hołdem dla tradycji. Choć nie łamiący reguł - inny.

Nie trzeba poprawiać

Gdy już wiadomo jaka jest koncepcja - rozmieszczenie elementów dzieła, kolory, sama postać, trzeba świętemu wybrać deskę. Musi być solidna, klejona, dodatkowo wzmocniona zastrzałami. –Ma przetrwać. Drewno pracuje, pod wpływem wilgoci albo temperatury. Chodzi o to, by deska się nie rozpadła. -mówi twórca.

Co dalej? Zależy od pomysłu. Jeśli wizerunek świętego ma być otoczony wypukłą ramą, trzeba ze środka wybrać część drewna. Później na warstwę płótna nakłada się grunt.. 10 warstw. Jedna po drugiej. - Na temat technologii się nie dyskutuje. Można zamiast wybierać drewno nabić listewki, można zamiast 10 warstw dać jedną. Ale to oszustwo. Nawet jeśli różnica nie będzie gołym okiem widoczna. - Grunt latem, gdy praży gorące słońce musi być mocniejszy. Zimą, kiedy na dworze mróz, jest słabszy. Korcz przygotowuje go sam. - Zimowy latem by się zważył jak śmietana. –twierdzi.
Teraz pora na relief. Milimetr po milimetrze rylcem żłobi się każdy wklęsły element . To jedna z najbardziej żmudnych części pracy. Długo trwa. Czasem kilka dni. Czasem jeszcze dłużej. Ale po niej przychodzi ważny moment – obdarowywanie świętego srebrem i złotem.

W ikonach robionych na próbę zastępuje się je nieszlachetnymi metalami. Są nieco łatwiejsze w obróbce, dużo tańsze, a efekt jest niemal identyczny, choć wprawne oko zauważy różnicę.

Technologia jest taka sama od wieków. - Stulecia o tym myślano. I nic tu nie trzeba poprawiać. Ksiądz Tomaszkiewicz ciągle tłukł mi to do głowy - mówi artysta.

Złoto dla Wojciecha

Kruszce nakładane na ikonę to płatki o grubości setnych części milimetra. - Proszę spojrzeć - Remigiusz Korcz puszcza w moją stronę skrawek złota. Płatek to wolniutko opada, to wznosi się w górę poruszany oddechem. Nie czuję, gdy go chwytam, gdy próbuję ścisnąć - dalej niewyczuwalny szczelnie przylega do opuszków palców. Pozłotnicy przygotowują więc złote i srebrne płatki na specjalnych poduszkach, otoczonych rozkładanym parawanem. Przycinają je odwracając głowę, bo wystarczy głębszy oddech, by zaczęły się wznosić. Już przycięte na ikonę nakłada się szerokim, płaskim pędzlem. Korcz wykonuje gest, jakby strzepywał tym pędzlem pyłek z policzka, później sięga do poduszki, płatek przykleja się do pędzla jak do magnesu i już łagodnym ruchem można przenieść go na deskę. I tak po kolei twarz, poduszka, deska - Żeby złoto przyczepiało się do pędzla, trzeba go natłuścić. Najprościej dobrze nasmarować twarz - opowiada. Naniesione na ikonę złote i srebrne płatki trzeba wypolerować. Służy do tego oprawiony w drewno i mosiądz agat.

Później już można przystąpić do pisania ikony. Bo ikon się nie maluje. Ikony się pisze.

Któż wie jak wyglądał święty Wojciech? Na znalezionym gdzieś obrazku sprzed kilkunastu lat patrzy wielkimi, łagodnymi oczyma świętych Wschodu, na obrazie z okazji jubileuszu Księgarni jest niemal gniewny - Mój będzie nie tak surowy -
mówi autor. - Ale też nie taki miękki. Wokół wizerunku świętego, dzierżącego pastorał, sceny z jego życia - podróż do Prus, dzieło misyjne, męczeńska śmierć. I święty Wojciech już ma wizerunek. Jedyny w swoim rodzaju. Godny. - Pędzel jest jakby narzędziem w ręku samego Boga. To on prowadzi rękę marnego artysty.

Święty Jerzy i inni

W pracowni Korcza trudno znaleźć kawałek wolnego miejsca. Na ścianach wiszą ikony, szkaplerze i ryngrafy. Kolejne stoją na półkach i na podłodze, oparte o meble. Skąd autor czerpie inspirację? Zewsząd. - Jeden z moich przyjaciół jest komandorem zakonu - opowiada. - Zainspirowały mnie rytuały, w których uczestniczy. Te płaszcze, pochodnie, modły. Stąd seria ikon świętego Jerzego. Zrobiłem ich pięć. I już więcej nie będzie. Teraz kolej na co innego. Żadna z nich nie jest kopią. Każda czerpała z tradycji ikonograficznej i historii. Tak jak madonny czy krzyże bizantyjskie. Są też wariacje na temat dzieł największych – dłoń człowieka i Boga ze sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej, „Nosiwoda” Velasqeza w złoto-srebrnej ramie. Złocone rzeźby, portrety na blasze. Dziś już nikt nie wie, jak je malowano. Co będzie następne? Czas pokaże. - Tyle technik stosowanych przez stulecia zostało zapomnianych - mówi Korcz. - Wciąż czekają, by odkryć je na nowo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto