Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kotulin: Prokuratura sprawdza legalność hodowli

Joanna Heler
Sebastian Trzensiok mówi, że woli świniodziki od zawistnych sąsiadów.
Sebastian Trzensiok mówi, że woli świniodziki od zawistnych sąsiadów. fot. Olga Wiśniowska.
Dzik, czy świoniodzik? Tę zagadkę starają się rozwikłać nie tylko mieszkańcy Kotulina koło Toszka, dalekim łukiem omijając posesję Sebastiana Trzensioka. Mężczyzna znalazł się na językach za sprawą rzekomo nielegalnej hodowli zwierząt. Oprócz świniodzików, czy też dzików, co sprawdza Państwowa Straż Łowiecka, ma także jelenie i daniele.

Mieszkańcy na policję zadzwonili, gdy jeden ze świniodzików zaatakował pracownika Trzensioka. Mężczyźnie na nogę założono 30 szwów. Gdy wszedł do zagrody i wziął na ręce małego świniodzika, zdenerwowany odyniec wcisnął mu pysk między nogi i gwałtownie podrzucał. Sebastian Trzensiok twierdzi, że pracownik był pijany.

Do zaalarmowania służb mieszkańcy zbierali się od dłuższego czasu. Nie chcą takiego sąsiedztwa.

- Z ogrodu powinny pachnieć kwiaty, a z posesji Trzensioka będzie dochodzić odór. Po incydencie z atakującym zwierzęciem boimy się o życie. Jak to możliwe, by przepisy pozwalały zakładać taką hodowlę na granicy z inną posesją? - dziwią się mieszkańcy Kotulina.

Mają też pretensje, że mężczyzna przeniósł się ze swoimi 5 dużymi i 9 małymi świniodzikami po tym, gdy powiatowy lekarz weterynarii kazał wybić w okolicy całą trzodę. Zwierzęta miały bowiem zakaźną chorobę. A świniodzik to mieszanka świni i dzika.

Sebastian Trzensiok do Kotulina przeniósł się z Zabrza, gdzie sąsiedzi też mu żyć nie dali. Pokazuje dokumenty potwierdzające pochodzenie zwierzyny ze stada, a nie kupione od kłusowników. Pół roku przed przeprowadzką zwierzęta przeszły badania wykluczające świńską chorobę. Po alarmie sąsiadów prokuratura prowadzi postępowanie, czy hodowla jest legalna.

Właściciel hodowli razem z malutkim dzieckiem podchodzi do zagrody od strony sąsiadów otoczonej wysokim murem, z drugiej siatką pod napięciem. Na wezwanie "Bandzior"! podbiega ważący około setki odyniec, a za nim stado małych. Widać, że zwierzęta nie boją się ludzi.

Hodowlę kontroluje też Państwowa Straż Łowiecka. Jej komendant wojewódzki Krzysztof Szpila podkreśla, że dokumenty hodowcy będą sprawdzane pod kątem, czy zwierzaki są dzikami, czy świniodzikami oraz jakie jest ich pochodzenie. Na pierwszy rzut oka trudno je odróżnić. Do końca 2008 r. świniodziki mogły być hodowane bez żadnego pozwolenia. Dziś nie, zgodę na hodowlę musi wyrazić Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Świniodziki nie są traktowane jako zwierzęta gospodarskie, choć i one są przerabiane na mięso, czy skóry. Jednak w przeciwieństwie do innych zwierząt hodowlanych jak np. trzoda chlewna nie podlegają obowiązkowi rejestracji. Można je trzymać aż do wygaszenia stada, ale nie wolno z premedytacją rozmnażać. Jeśli chodzi o jelenie i daniele, przepisy dopuszczają hodowlę na mięso i skóry jednak i w tym przypadku przepisy nie przewidują możliwości rejestracji stada.

U Sebastiana Trzensioka są małe świniodziki. Właściciel twierdzi, że to wypadek przy pracy, bo odyniec przerwał siatkę. Po co mu taka menażeria?

- Hobbystycznie. Wolę te zwierzęta od zawistnych sąsiadów - mówi butnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto