Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mroczny Poznań - Atak "Skorpiona" przy Głogowskiej

Agnieszka Smogulecka
W komendzie przy Rycerskiej przesłuchiwano "opiekuna" zastrzelonej 18-latki. Zginął, prawdopodobnie próbując uciec
W komendzie przy Rycerskiej przesłuchiwano "opiekuna" zastrzelonej 18-latki. Zginął, prawdopodobnie próbując uciec Andrzej Szozda
Krzysztof G. za zabójstwa w Poznaniu i Wrocławiu usłyszał wyrok dożywocia. Śmierć Sylwii L. policjantom kojarzy się również ze... śmiercią świadka w komendzie przy Rycerskiej.

Najpierw w mieszkaniu przy Głogowskiej w Poznaniu zastrzelona została młoda prostytutka, następnego dnia, w poznańskiej komendzie policji, zginął jej opiekun. O ile wiadomo, że kobieta została zabita przez seryjnego mordercę, Krzysztofa G., nazywanego (od broni, jakiej używał) "Skorpionem", o tyle okoliczności samobójstwa jej znajomego są niejasne.

W nocy z 6 na 7 lutego 2001 roku młoda kobieta dokonała makabrycznego odkrycia: w mieszkaniu przy Głogowskiej znalazła ciało swojej koleżanki, 18-letniej Sylwii L. Obie dziewczyny - jak mówiono nieoficjalnie - zajmowały się prostytucją, usługi oferowały ogłaszając się w prasie. Wspólnie wynajmowały mieszkanie. Sylwia L. (spoza Poznania, oficjalnie pracowała jako hostessa) została zamordowana precyzyjnymi strzałami - jedna kula trafiła ją w głowę, druga w serce.

Dziś już wiadomo, że dziewczyna padła ofiarą seryjnego zabójcy z Wałbrzycha, jednak wówczas - próbując wyjaśnić okoliczności jej śmierci, policjanci rozmawiali ze wszystkimi, którzy mogli naprowadzić ich na trop mordercy.

Świadek zginął przed budynkiem policji
7 lutego w dochodzeniówce trwały przesłuchania m.in. opiekuna Sylwii L., Tomasza K. i jej przyjaciółki. Tomasz K. nie wyszedł już żywy z jednostki przy Rycerskiej (tam wtedy mieściła się część komendy miejskiej). Sprawa była bulwersująca, bo… jego ciało znaleziono dopiero dzień później.

ZOBACZ:

- Najpierw przesłuchiwany był Tomasz K. Miał poczekać na korytarzu na koleżankę i dokończenie przesłuchania - mówili funkcjonariusze, którzy wówczas pracowali przy Rycerskiej. - Gdy około godziny 17 policjanci zorientowali się, że go nie ma, uznali, że poszedł do domu. Jego ciało znaleziono następnego dnia rano, przed budynkiem, w którym mieściła się dochodzeniówka. Zwłoki wyglądały tak, jakby mężczyzna spadł z wysokości: z okna lub dachu budynku.

Samobójstwo? Mężczyzna mógł nie wytrzymać presji i skoczyć. Wypadek podczas ucieczki z jednostki? Wszystko na to wskazywało. Wśród policjantów rozpowszechniona była też wersja, że mężczyzna chciał podsłuchać, o czym mówiono w pokoju. Mógł się poślizgnąć i wypaść... Wtedy głośno komentowano to, że osoba z zewnątrz powinna być odbierana z dyżurki i - po zakończeniu czynności - odprowadzona do wyjścia. - I jak to możliwe, że do rana nikt nie zorientował się, że na placu są zwłoki? - pytano. Bo ciało Tomasza K. znalazł dopiero 8 lutego rano funkcjonariusz idący do pracy.

Strzał egzekucyjny "wizytówką" sprawcy
9 lutego poznańscy policjanci jeszcze nie otrząsnęli się po wydarzeniach, do których doszło podczas wyjaśniania śmierci Sylwii L., a na Dolnym Śląsku doszło do zabójstwa innej prostytutki i jej opiekuna. W mieszkaniu przy ulicy Piłsudskiego we Wrocławiu odnaleziono zwłoki 33-letniej Ukrainki Lesi H. i jej opiekuna Tomasza S. Na ciele kobiety widniały ślady po pięciu kulach, obrażenia wskazywały również na to, że była duszona. Mężczyzna miał podcięte gardło, rany kłute w okolicach brzucha i trzy ślady po kulach.

W marcu znaleziono, także we Wrocławiu, kolejne ofiary: małżeństwo Jana i Barbarę K. Kobieta miała sześć ran postrzałowych, mężczyzna cztery.

Lubię patrzeć na ludzkie cierpienie, jak ludzie umierają - mówił przed sądem Krzysztof G.

Co łączyło ofiary z Poznania i Wrocławia? Wszystkie kule zostały wystrzelone z broni Skorpion. Wszystkie ofiary zamieszczały ogłoszenia (z różnych branż). Wszystkie były dobijane strzałem w tył głowy. Strzał egzekucyjny stał się zresztą "wizytówką" Skorpiona. Ofiar prawdopodobnie byłoby więcej, gdyby nie przypadek.

CZYTAJ:

Pod koniec marca 2001 roku morderca jadąc samochodem po pijanemu spowodował kolizję (wjechał w zaparkowane auto) i uciekł z miejsca zdarzenia. Policjanci namierzyli go, zatrzymali, a w jego aucie znaleźli torbę, w której znajdował się pistolet maszynowy: Skorpion z tłumikiem. Po badaniach broni i pocisków z ciał ofiar stało się jasne - to właśnie z tej broni zastrzelono 18-latkę w Poznaniu i cztery osoby we Wrocławiu.

Nie odwołał się od wyroku dożywocia
Kim okazał się "Skorpion" (nie mylić z Pawłem Tuchlinem o takim samym kryptonimie, seryjnym mordercy kobiet)? Krzysztof G. urodził się w 1965 roku. Ojciec był górnikiem. On sam pracował w kopalni do czasu jej zamknięcia w 1994 roku. Później prowadził własny biznes. Bez sukcesów. Wreszcie zajął się wymuszeniami haraczu - został o to oskarżony w 2000 roku jednak - po wpłaceniu poręczenia majątkowego - wyszedł na wolność.

- Początkowo zabijałem dla pieniędzy - mówił przed wrocławskim sądem Krzysztof G. - Później zaczęło mnie to fascynować. Lubię patrzeć na ludzkie cierpienie, jak ludzie umierają. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest całkiem normalne, ale nic na to nie poradzę.

Oskarżony opowiadał, że zajmuje się zabójstwami od 1998 roku, że zlecono mu m.in. zabójstwo znanego gangstera, mówił o zabójstwie obcokrajowców na Śląsku. Choć podczas śledztwa przyznał się do pięciu zabójstw w Poznaniu i Wrocławiu, przed sądem zmienił zdanie: przyznał się do zamordowania małżeństwa we Wrocławiu, mówił, że był świadkiem zabójstwa w agencji towarzyskiej we Wrocławiu, twierdził, że o zabójstwie w Poznaniu nic nie wie.

Prokuratura nie znalazła dowodów na potwierdzenie jego słów dotyczących zabójstw na zlecenie. Zdaniem śledczych, nie sposób było znaleźć inne motywy jego działania, niż chęć zabijania. Biegli stwierdzili, że mężczyzna ma zaburzoną osobowość, ale może odpowiadać za swoje czyny. Jego zachowanie oceniono, jako typowe dla seryjnych morderców. Sąd nie miał wątpliwości: w 2002 roku skazał Krzysztofa G. na dożywocie i zaznaczył, że o warunkowe zwolnienie będzie mógł się starać najwcześniej po 50 latach w celi. - Krzysztof G. pięć razy ugodził w najwyższe dobro, jakim jest ludzkie życie, zabijając pięć nieznanych sobie osób, które nic mu nie zrobiły, a których życiowym błędem okazało się umieszczenie ogłoszenia w prasie - brzmiało uzasadnienie wyroku.

Potem jeszcze dwukrotnie było głośno o Krzysztofie G. W 2004 roku mężczyzna zrezygnował apelacji, co przy tak wysokich wyrokach jest rzadkością. W listopadzie tego samego roku w jego celi znaleziono dziurę, którą wyżłobił prętem z łóżka. Prawdopodobnie chciał uciec.

Odkryj Mroczny Poznań: Więcej historii z dreszczykiem

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto