Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mroczny Poznań: Polscy kaci - uśmiercili kilkaset osób!

Zbyszek Snusz
archiwum
W II Rzeczpospolitej było ich dwóch. Od 1926 roku do wybuchu II wojny światowej uśmiercili kilkuset skazańców. Ze swoimi pomocnikami jeździli po całej Polsce. Stefan Maciejewski i Artur Braun - cywilni kaci niepodległej Polski. Kilkukrotnie gościli w stolicy Wielkopolski, jeden z nich nawet się tu urodził.

Maciejewski, a naprawdę Alfred Kalt - "pierwszy kat zjednoczonej Polski" - na stanowisko został powołany przez Ministerstwo Sprawiedliwości dopiero po ośmiu latach od odzyskania niepodległości. W pierwszych latach II Rzeczpospolitej wykonywaniem wyroków śmierci przez rozstrzelanie zajmowało się bowiem wojsko.

W grudniu 1927 roku weszło w życie rozporządzenie prezydenta o wykonywaniu wyroków śmierci wydanych przez sądy karne powszechne. Od tej chwili uśmiercanie miało odbywać się przez powieszenie. Rozstrzelanie pozostało jedynie metodą wykonywania wyroków na żołnierzach skazanych przez sądy wojskowe.

W ten sposób jeszcze w 1931 roku w stolicy Wielkopolski zabity został między innymi szpieg Franc Klamke. Klamke do końca nie chciał umierać. Przekonywał, że wyrządzone przez niego szkody nie były wielkie. Nie przekonało to jednak prezydenta, którego prosił o ułaskawianie... W Forcie VII został rozstrzelany przez pluton egzekucyjny. W jego ciele znaleziono cztery kule.

CZYTAJ WIĘCEJ: Franc Klamke chciał zbyt wiele. Cztery kule dla szpiega

Maciejewski vel Kalt, jak podawała lokalna prasa, urodził się w Poznaniu. Znał pięć języków, był też całkiem dobrze wykształcony. Szybko stał się znany w całym kraju. "Nie miał nigdy zastoju w przemyśle, pracowity kat Maciejewski" - pisał o nim w jednym z wierszy Władysław Broniewski. "A kat Maciejewski tam, pod szubienicą, na Antosia czeka już" - śpiewano na warszawskich ulicach.

Karierę kata rozpoczął od wyjazdu do dalekiego Rzeszowa. Na szybko skleconej szubienicy powiesił tam bandytę Marcina Panka. Wcześniej nie chciał tego zrobić nikt inny. Nie obowiązywało wtedy jeszcze rozporządzanie prezydenta, a pluton egzekucyjny odmówił wykonania wyroku przez rozstrzelanie.

Kat sprawiał wrażenie wytwornego turysty. "Młody człowiek, lat trzydziestu pięciu. Wzrost średni, włosy ciemne, na twarzy przyjemny uśmiech. Świetnie skrojony, jasny garnitur, elegancki kapelusz, w ręku skórzana walizka" - tak opisywał go reporter jednej z ówczesnych gazet.

POLECAMY: Mroczny Poznań - więcej historii z dreszczykiem

Na co dzień urzędował w Warszawie. Po Polsce przemieszczał się koleją. Oczywiście odwiedzał też swoje rodzinne miasto, a dokładnie areszt przy ul. Młyńskiej, gdzie w celi śmierci na stracenie oczekiwali skazańcy.

Wyrok wykonywany był na zewnątrz. Szubienica stała na dziedzińcu więzienia (od strony dzisiejszej ulicy Solnej). Skazanego wyprowadzano był z celi nad ranem. Szubienicy nie widział. Jeszcze w środku skuwano mu ręce, a oczy zawiązywano czarną chustą. W ostatniej drodze towarzyszył mu więzienny kapelan.

Miejsce wykonania wyroku otaczali policjanci. Dodatkowi funkcjonariusze odcinali też kordonem ulice Młyńską i Solną (wówczas Babińskiego), bowiem ciekawscy poznaniacy wspinając się na okoliczne drzewa, chcieli za wszelką cenę obserwować moment egzekucji. Przy szubienicy czekali już prokurator, naczelnik więzienia, protokolant rozprawy doraźnej oraz lekarz więzienny.

To prokurator dawał sygnał do rozpoczęcia "ceremonii". Kat zakładał skazanemu stryczek na szyję, a po chwili jego pomocnik wytrącał spod nóg skazańca stołek. Na zakończenie kat zdejmował białe rękawiczki i rzucał je pod nogi wiszącego. Zgon stwierdzano po 20 minutach, po czym ciało przewożono do Zakładu Medycyny Sądowej. Po zakończeniu oględzin zwłoki wydawano najbliższym i w asyście posterunkowego odprowadzano na cmentarz.

POLUB: Mroczny Poznań na Facebooku

Od 1932 roku wykonywaniem wyroków zajmował się już kat Artur Braun, a właściwie Stanisław Wójcik, który do tej pory był pierwszym zastępcą Maciejewskiego. "Pierwszy kat zjednoczonej Polski" został odwołany ze stanowiska m.in. za swoje zachowanie. Często wdawał się w awantury, nadużywał też alkoholu. Po utracie pracy nie wrócił już do Poznania. W lutym 1936 roku w jednym z warszawskich parków próbował nawet popełnić samobójstwo, ale źle wykonał... stryczek i w porę został uratowany przez przechodniów.

W latach 30. w stolicy Wielkopolski kat nie mógł narzekać na nudę. W tym czasie przy Młyńskiej powieszono m.in. Bronisława Bednarczyka i Jana Grelkę, morderców znanego i lubianego księdza Zygmunta Masłowskiego. Wyroki śmierci wykonano ponadto na Hieronimie Bartoszewskim czy Edmundzie Musielaku. Po raz ostatni Artur Braun zawitał do Poznania pod koniec stycznia 1939 roku. Powiesił wtedy słynnego komunistę Wawrzyńca Nowaka, zabójcę Stanisława Streicha, 33-letniego proboszcza z Lubonia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto