Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mroczny Poznań - Seryjny morderca Józef Pluta. Bestia, która budziła strach...

Agnieszka Smogulecka
Komunikaty Milicji  Obywatelskiej pojawiały się w codziennej prasie. Wszyscy szukali i bali się Pluty
Komunikaty Milicji Obywatelskiej pojawiały się w codziennej prasie. Wszyscy szukali i bali się Pluty
Jesienią 1979 r. cała Polska usłyszała o okrutnych zbrodniach Józefa Pluty: o jego ucieczce ze szpitala psychiatrycznego i wymordowaniu rodzin w Pąchach i Suchym Lesie. Do dziś ludzie plotkują, że zabójca został zastrzelony przez milicję.

Kto ty jesteś? Pluta mały. Jaki znak twój? Topór biały. Gdzie ty mieszkasz? W Suchym Lesie. Co ty niesiesz? Trupa niesę. Gdy starsze dzieci powtarzały ten wierszyk, w Poznaniu, a właściwie w całej Wielkopolsce i Lubuskiem, nakręcała się spirala strachu. Gdy się ściemniało, pustoszały ulice, podwórka i przydomowe ogrody. Ludzie się bali.

Poszukiwany Józef Pluta… Szczególnie niebezpieczny… Za pomoc w ukrywaniu grozi kara… - milicyjne komunikaty powtarzano w radiu niemal przez cały dzień. - Seryjny zabójca. Wampir - powtarzali ludzie. Ich strach pogłębiały ciągle pojawiające się doniesienia o tajemniczym, brodatym mężczyźnie widzianym w lasach. - Jak ja się bałam! Podobno ktoś widział go w okolicy. Po pięć razy sprawdzałam, czy zamknęłam drzwi na klucz, kazałam dzieciom siedzieć w domu - opowiada 70-letnia dziś poznanianka z Nowego Miasta.

Zabił, żeby nie mówiła
Józef Pluta do 1973 roku wydawał się normalnym, mieszkającym w Marianowie (koło Sierakowa), pracownikiem leśnym. Tego roku, a dokładniej 27 lutego, zamordował Anielę B. Zadawał ciosy w głowę twardym narzędziem, a zwłoki wyrzucił do Warty. Motyw? Ofiara przez przypadek zauważyła, jak współżył z owcą. Józef Pluta prawdopodobnie zabił ją, by nie rozpowiadała o jego zboczeniu… Po morderstwie wrócił do domu i - choć był zdenerwowany - położył się spać.

Za to zabójstwo Sąd Wojewódzki w Poznaniu skazał go (w 1974 roku) na 12 lat więzienia, zalecając jednocześnie umieszczenie na pewien czas w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Po odbyciu niewielkiej części kary (na początku 1976 roku) Józef Pluta trafił więc do zakładu w Obrzycach. Tam miał poddać się leczeniu.

- Z tego okresu znane są obecnie fakty, które muszą budzić wątpliwości. Okazało się bowiem, że z czasem zaczęto Plutę wykorzystywać do rozmaitych prac i robót najzupełniej prywatnych - informował w listopadzie 1979 roku "Express Poznański". - Zatrudniony był m.in. przy budowie willi jednego z lekarzy. Mało tego, wypożyczono go do pracy zupełnie postronnym osobom. W ten właśnie sposób, na przełomie lat 1977-1978 trafił do Suchego Lasu, gdzie na posesji sąsiadującej z domem rodziny K. (jego późniejszymi ofiarami) pomagał budować domek jednorodzinny jednemu z mieszkańców Poznania. Wówczas to stołował się po sąsiedzku u rodziny K.

CZYTAJ:

Z zakładu Józef Pluta mógł wychodzić, kiedy tylko chciał. - Zdarzało się ponoć, że znikał w sobotę, a wracał w poniedziałek. Chodził na ryby, posyłano go po zakupy, wysługiwano się nim wręcz ustawicznie. - Żyć nie umierać, warunki zgoła cieplarniane - oceniał Zbigniew Szymański z "Expressu".

Ale to nie był jedyny błąd lekarzy z tego zakładu. Znacznie poważniejsza w skutkach okazała się przekazana Plucie wiadomość, że kończy się okres jego pobytu w szpitalu i będzie musiał wrócić za kratki. W nocy z 9 na 10 września 1979 roku Józef Pluta uciekł ze szpitala. Kilka godzin później z jego rąk (w Pąchach, w ówczesnym województwie gorzowskim) zginęły cztery osoby.

Bestia na wolności
W miejscowości Pąchy Józef Pluta pojawił się 10 września. Odwiedził rodzinę S. - Jak ustalono Józef Pluta poznał Teresę S. w obrzyckim szpitalu - informował pod koniec 1979 roku "Głos Wielkopolski".

Wspólnie zjedli posiłek. Później zaczęła się masakra- bandyta wymordował domowników: Jana S., jego żonę Teresę oraz 13-letnią córkę Zdzisławę (przed uduszeniem dziewczynka została zgwałcona). W oborze zarąbał siekierą 80-letniego Wojciecha J., który mieszkał u S.

Narzędziem zbrodni była siekiera, a sprawca zadawał ciosy w głowy ofiar - informowała milicja

Ciała odkrył wychowanek S. Od razu sprawę powiązano z Józefem Plutą. Ale on już się ukrywał, jak plotkowano - m.in. w bunkrach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego i w lasach. Podchodził do wsi, szukając żywności okradał piwnice, zabierał mięso i mleko.

20 października pojawił się w Suchym Lesie. W nocy zaatakował rodzinę K. Masakrę odkrył Henryk K. - Jego żona już nie żyła, dziadkowie i syn zostali mocno poranieni. Jedna z tych osób zmarła później w szpitalu - informował "Głos Wielkopolski".

Emerytowani policjanci z Poznania przypominają sobie, że do zbrodni doszło, gdy domownicy już spali. - Nawet na suficie były ślady krwi i pierza z pierzyny - mówi jeden z byłych oficerów. A inny dodaje: - Z tych, którzy przeżyli noc, najcięższy był stan dziadka chłopca. Miał roztrzaskaną głowę.

- Zarówno podczas zabójstwa w Pąchach, jak i w Suchym Lesie występowały podobne okoliczności: narzędziem zbrodni była siekiera, tu i tam sprawca zadawał ciosy w głowy ofiar.

W obu przypadkach po dokonaniu morderstwa zamknął na klucz mieszkanie. - Brakowało jednak ogniwa, które mogłoby połączyć te wszystkie fakty - informował "Express Poznański". Dopiero ustalenia poczynione już po śmierci Józefa Pluty postawiły przysłowiową kropkę nad "i": - Przy jego zwłokach znaleziony został pęk kluczy. Okazało się, że pasują one dokładnie: jeden do mieszkania w Suchym Lesie, drugi do furtki, trzeci zaś otwiera szafkę pracowniczą w miejscu zamordowanej Krystyny K.

Powiesił się?
W październiku 1979 roku Józef Pluta pozostawał jednak na wolności, a jego nazwisko budziło grozę. Ludzie mówili o kolejnych mordach, wytwarzali obraz Pluty nieuchwytnego, niemal niezniszczalnego. Pojawiły się nawet informacje, że był komandosem. - Nie był. Prawdą jest natomiast, że był człowiekiem lasu. Jak mało kto potrafił się w nim poruszać, ukryć, nie mówiąc już o tym, że znał doskonale teren, w którym przebywał poszukiwany przez milicję - opisywał "Express Poznański".

SPRAWDŹ:

Tak było do 29 października. Tego dnia w pobliżu wsi Karna trzech rolników zauważyło mężczyznę, który dziwnie się zachowywał i wyglądał jak poszukiwany Józef Pluta.

- Osobnik ten, brudny i nieogolony, miał przy sobie niewielki bagaż. Przemknął przez mostek nad strumieniem i szybko podążył do lasu. Widać było, że zorientował się, iż odkryto jego obecność. Zresztą dwóch rolników ruszyło w ślad za nim - opisywał "Express".

O wypatrzeniu podejrzanego rolnicy od razu zaalarmowali MO. Na miejsce zaczęli się zjeżdżać funkcjonariusze. Pies podjął świeży trop. Zaczęto przeczesywać las. Najpierw znaleziono dwie torby z resztkami jedzenia. Po pewnym czasie natrafiono na poszukiwanego. Był na drzewie. Niektórzy mówili, że "kiwał się, aż spadł mu beret", nie odpowiadał na wezwania.

- Pluta nie żył. Zbrodniarz sam sobie wymierzył sprawiedliwość, popełnił samobójstwo, wieszając się na rzemieniu. Późniejszy upadek ciała z dużej wysokości (świadczyły o tym połamane gałęzie drzewa) spowodować mógł dodatkowe urazy - informował "Express". Przez wiele lat ludzie szeptali jednak, że Józef Pluta nie powiesił się, ani nie spadł z drzewa. Mówiono o tym, że zastrzelili go milicjanci, a później upozorowali próbę samobójczą.

Odkryj Mroczny Poznań: Więcej historii z dreszczykiem

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto