Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Myśliwi: nie ma wyjścia, trzeba strzelać do dzików

Maciej Roik
Czesław Kwiatek, łowczy koła łowieckiego „Ratusz”, przestrzega, że jeśli mieszkańcy nie chcą dzików na osiedlach, pod żadnym pozorem nie powinni ich dokarmiać
Czesław Kwiatek, łowczy koła łowieckiego „Ratusz”, przestrzega, że jeśli mieszkańcy nie chcą dzików na osiedlach, pod żadnym pozorem nie powinni ich dokarmiać Sławomir Seidler
Biegające po naramowickich osiedlach dziki być może wkrótce przestaną zagrażać mieszkańcom. Choć próbowano zwierzynę odstraszać, a część z osobników wywieziono do lasu, "goście" za każdym razem wracali. Jedynym sposobem na ich pozbycie okazał się odstrzał.

- W sumie, od czasu kiedy dotarły pierwsze sygnały od mieszkańców o pojawiających się regularnie dzikach, odstrzelono ich w tamtym obwodzie łowieckim 30 - mówi Czesław Kwiatek, łowczy z poznańskiego Koła Łowieckiego "Ratusz".

O problemie dzikich zwierząt pisaliśmy na łamach "Głosu" już kilka miesięcy temu (patrz ramka). Mieszkańcy osiedla Kosmonautów informowali nas wówczas, że z powodu biegających w pobliżu bloków zwierząt, boją się chodzić na spacery.

Z czasem dziki zaczęły się pojawiać w całej okolicy i robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Dlatego część zwierząt wywieziono do lasu, a na osiedlach stosowano odstraszacze zapachowe. Wszystkie sposoby okazały się niewystarczające.

- Dokarmiając dziki, mieszkańcy przyzwyczaili je do obecności ludzi, a zwierzęta się rozpanoszyły - tłumaczy myśliwy, który z ramienia koła łowieckiego miał zająć się odstrzałem zwierząt na Naramowicach. - Zmiana tych przyzwyczajeń jest prawie niemożliwa. Bo nawet jak zwierzęta wywiezie się do lasu, to one wrócą. Dlatego dziki trzeba było odciągnąć od zabudowań i odstrzelić. Żeby to zrobić, usypywałem ścieżkę z kukurydzy, która prowadziła do miejsca, gdzie zrobiłem stałe nęcisko. Potem w jego okolicę chodziłem na polowania.

Już w październiku była zgoda na odstrzał połowy z około 20 zwierząt, które pojawiały się na ulicy Rubież. Konkretna decyzja o skupieniu się na okolicach Naramowic, zapadła jednak później, po tym, jak dziki pojawiły się także na osiedlu Władysława Łokietka.

- Kilkanaście dni temu odbyliśmy wspólne spotkanie z myśliwymi i Powiatowym Lekarzem Weterynarii i stwierdziliśmy, że to jedyne skuteczne rozwiązanie - mówi Hieronim Wawrzyniak z Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa Urzędu Miasta Poznania. - Mamy nadzieję, że dzięki temu sytuacja się poprawi, a zwierzyna już nie będzie tak niepokoić mieszkańców.

Tylko w zeszłym tygodniu ustrzelono na tym terenie pięć dzików. To nie koniec, bo choć od 15 stycznia zaczyna się okres ochronny, który obejmuje lochy, myśliwi wciąż mogą strzelać do odyńców i warchlaków. Według łowieckich limitów, w tym obwodzie myśliwi mogą jeszcze w sumie upolować 20 dzików.

Rodzina dzików na os. Kosmonautów

Do groźnej sytuacji doszło tam w czerwcu, gdy między blokami pojawiła się locha z młodymi.
Jak twierdzili mieszkańcy, rodzinę dzików widziano na osiedlu jeszcze kilkakrotnie. Wówczas podjęto decyzję o uśpieniu zwierząt i wywiezieniu ich do lasu. Podobną akcję należało powtórzyć w lipcu, bo okazało się, że locha z młodymi wróciła. Dziki zostały uśpione strzałami z karabinka i przewiezione do Zespołu Szkół Leśnych w Goraju. Tam w pobliżu szkoły, dziki żyją w zagrodzie edukacyj- no-przyrodniczej o wielkości 4 ha.
Jak podkreśla straż miejska, w sytuacji, gdy widzimy dzikie zwierzę, nie powinniśmy się do niego zbliżać, a na miejsce natychmiast wezwać strażników.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto