Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

OBOP: ponad połowa mieszkańców Śląskiego nosi ubrania kupione w szmateksach

Sławomir Cichy
fot. arc
Armani, Dolce&Gabana czy Boss to nie tylko luksus z drogich butików. Za rogiem przy ul. Katowickiej, Chorzowskiej, Rybnickiej w dowolnym mieście regionu przynajmniej raz w tygodniu bluzka, torebka czy garnitur są w wyjątkowej promocji - 10 zł szt. I nie ma się z czego śmiać - bo tylko 20 proc. z nas nigdy nie założyłoby ubrania z second-handu. Reszta nie widzi w takich zakupach nic niestosownego - wynika z najnowszych badań OBOP-u.

"Szmateksy" przyciągają dobrymi markami, ale też niskimi cenami, a dla najmniej zamożnych kryterium niskiej ceny jest praktycznie jedynym powodem zakupów. Tylko w województwie śląskim grubo ponad 2 mln ludzi nosi ubrania z second-handów.

- A u mnie ubierają się wszyscy. I ekspedientki z pobliskich sklepów, i lekarki z przychodni, a raz telefon w sklepie odebrała dobrze ubrana kobieta i z rozmowy wynikało, że musi być adwokatem, prokuratorem albo sędzią, bo paragrafami rzucała z głowy jakby kodeks znała na pamięć - mówi Krystyna Gontarz ze sklepu w Katowicach. Jej spostrzeżenia potwierdzają wyniki badań. Nawet w rodzinach o dobrej sytuacji materialnej odzież kupuje się w takich sklepach. Już nie z powodu ceny, ale dla przyjemności. Tak przynajmniej deklaruje 54 proc. klientów. Podobne argumenty usłyszeliśmy od osób pytanych przez nas, których deklarowany miesięczny dochód przekracza 5 tys. zł.

- Ale wyszukiwanie czegoś ciekawego jest ekscytujące - mówi jedna z pań w sklepie przy ul. Kochanowskiego w Katowicach i dodaje, że wraca vintage, styl którego szmateks jest prawdziwą kopalnią.

Jeśli do badań OBOP-u dodać, dane ekonomiczne, z których wynika, że roczne dochody branży związanej ze sprzedażą ubrań z drugiej ręki wynoszą 5 mld zł, to okaże się, że wielu z tych, którzy deklarują, że nigdy nie byli w takim sklepie i na pewno nic w nim nie kupili musi mijać się z prawdą. Co więcej, ocenia się że chętnych na zakupy w ciucholandach będzie coraz więcej, bo z roku na rok obroty rosną o 10-15 proc.

A jeszcze dwa lata temu, kiedy rozpoczął się kryzys i ceny euro poszybowały w górę, wieszczono koniec tego interesu.

Marek Bujnarowski, właściciel hurtowni "BiM" z używaną odzieżą w Siemianowicach Śląskich, który sprowadza niesortowany towar z Niemiec i Anglii mówił nam wówczas, że tak złego stycznia i lutego w historii firmy nie pamięta. - Handel praktycznie stanął. Już się zastanawiałem, czy warto dalej brnąć w towar.

A Bożena Podleśny, właścicielka sklepu z używaną odzieżą w Jastrzębiu-Zdroju potwierdzała zastój na rynku i problemy hurtowników. - Przecież nie pojadę po towar, jeśli w sklepie nie ma klientów. Ruch jest tylko wtedy, kiedy górnicy dostają wypłatę. Żyjemy niemal wyłącznie z nich, a zakupy robimy w hurtowniach tylko wtedy, kiedy naprawdę już nie ma czym handlować - mówiła w marcu 2009 roku.

Ten okres jednak już za nimi, a ciucholandy wychodzą z oficyn i peryferii na główne ulice miast. Obok witryn banków i markowych butików. Bo zakupy w second-handzie to styl , a nie żaden wstyd.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto