Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł Fajdek: Nie zazdroszczę piłkarzom [Rozmowa MM]

Redakcja MM Poznań
Redakcja MM Poznań
mat. pras.
O tym, jak to jest zdobyć rekord Polski, o cierpliwości i... szachach rozmawiamy z Pawłem Fajdkiem, srebrnym medalistą Mistrzostw Europy 2014 w rzucie młotem.

Lekkoatleta Paweł Fajdek (rocznik 89') jest złotym medalistą mistrzostw świata w Moskwie 2013 w rzucie młotem, srebrnym medalistą Mistrzostw Europy w Zurychu 2014 i posiadaczem rekordu Polski w tej dyscyplinie, który ustanowił podczas Memoriału im. Kamili Skolimowskiej w 2014 roku. 6 września 2014 wygrał w Rieti finałowe zawody IAAF Hammer Throw Challenge, w łącznej klasyfikacji zajął 2. miejsce. Pochodzi z Wierzbnej na Dolnym Śląsku.


Umówiliśmy się o godz. 11 rano. "Dlaczego tak wcześnie?" - zapytałeś. Myślałam, że zawodowi młociarze wstają o 6. rano, biegają przed śniadaniem, a później jedzą owsiankę?

- Teraz akurat mam wakacje i odsypiam. Wołałbym wstawać po godz. 12., ale niestety nie będzie takiej możliwości. Zazwyczaj najwięcej czasu spędzam na zgrupowaniach, gdzie pobudka jest przed godz. 8., potem śniadanie, ale normalne, bez specjalnej diety. Jemy, co chcemy. Ja i tak jem mało, raczej z przymusu, bo jednak muszę mieć zaplecze kaloryczne. Potem jest trening, obiad i znowu trening.

Ile rzutów wykonujesz na treningu?

- Średnio się przyjęło, że w okresie przygotowawczym, czyli od połowy listopada do końca kwietnia, trzeba zrobić minimum pięć tysięcy rzutów. Ciężko powiedzieć, ile wychodzi rocznie, bo już później tego nie liczymy. Patrzy się raczej na to, jak wychodzi, na jakim jesteśmy poziomie technicznym, jakie są odległości.

Trenujesz z najlepszym polskim szkoleniowcem w tej dyscyplinie, Czesławem Cybulskim. Podobno obydwaj macie trudne charaktery. Do tego dochodzi duża różnica wieku, wręcz pokoleniowa...

- Wydaje mi się, że już na tyle się dotarliśmy, że nie mamy jakichś dużych problemów. Wiemy, co mamy robić i jak to robić. Przynosi to zamierzone efekty. Nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli. Jeśli chodzi o całość, nie ma co narzekać. Jesteśmy trudnymi ludźmi. Jeśli ktoś narzeka, że trener jest trudny, to jeszcze mnie nie poznał. Bo ja robię dużo zamieszania.


Rafał Sonik: Wiedziałem, że muszę być wsparciem dla innych [rozmowa MM]



Co masz na myśli?

- Stawiam na swoim i wyrażam własne zdanie. Jeśli coś mi się nie podoba w treningu, to o tym informuję. Nie jestem zawodnikiem, który wykonuje po prostu cały plan z kartki. Staram się myśleć o tym, co mi pomaga, a nie odbębniać bezmyślnie cały trening. Nie o to chodzi w sporcie.

Nie zawsze wszystko idzie po twojej myśli. Na igrzyskach olimpijskich w Londynie w 2012 roku spaliłeś wszystkie próby. Jak radzisz sobie ze stresem?

- Nie mam sposobu na stres. Wiem tylko, że trzeba go skierować nie przeciwko sobie, tylko przeciwko rywalom. Chodzi o to, żeby nie pogubić siebie i całej wypracowanej techniki. Londyn to był dla mnie zły okres. Nie układało się za dobrze na treningach. Ciężko powiedzieć, co zawiniło. Londyn będzie do poprawki w 2017 roku podczas Mistrzostw Świata. Wtedy się zrehabilituję.

W jednym z wywiadów powiedziałeś: "Im więcej leżę, tym lepiej rzucam". W czym więc tkwi sekret twoich sukcesów?

- Akurat ostatni miesiąc tak właśnie wyglądał, nie trenowałem za dużo. Mój trening to właściwie było leżenie. Nie byłem w stanie zrobić zbyt wiele z powodu bólu pleców, który teraz znowu się nasilił po starcie w Marakeszu. No ale nic się z tym nie da zrobić, musi się wyleczyć, trzeba poczekać.


Na zawodach, zwłaszcza tych międzynarodowych, wciąż spotykasz tych samych zawodników. Czy nawiązują się między wami jakieś przyjaźnie?

- Nie z każdym jestem zaprzyjaźniony, ale zawsze jest wesoło. Na zawodach jesteśmy rywalami, ale nie wszyscy koledzy przejmują się swoją przegraną. Raczej cieszą się z tego, co mają. No, ale zdarzają się też tacy, którzy życzą innym źle.

Młot leci średnio przez trzy sekundy. Podczas których zawodów ciągnęły się one dla ciebie najdłużej?

- Dobre pytanie. Ciężko powiedzieć… Już trochę startów mam za sobą. Teoretycznie najdłuższym rzutem powinien być ten najdalszy. Niech będzie, że to rzut na Memoriale im. Kamili Skolimowskiej, gdzie wiedziałem, że jest daleko i czekałem na wynik.


Karolina Kowalkiewicz: na treningach MMA uczymy się "kontrolowanej paranoi" [Rozmowa MM]



Ponoć po tym występie słynny Usain Bolt powiedział, że skradłeś mu całe show?

- Nie tylko jemu, ten wieczór należał do mnie. Cały Stadion Narodowy oddawał energię, bawił się z nami, reagował na wszystko. Było czuć niesamowitą więź między kibicami a zawodnikami i bardzo fajnie to wyszło. Ponad 20 tysięcy ludzi, w tym duża część moich znajomych i mojej rodziny. Super impreza i atmosfera. Oby więcej takich startów.

Jak to jest pobić rekord Polski? Zwłaszcza, jeśli należy do takiego zawodnika jak Szymon Ziółkowski, który w swojej karierze pobijał go sześciokrotnie. Szymon był twoim mistrzem, nie jest teraz zazdrosny?

- Szymon pogratulował mi i powiedział, że rekordy są po to, by je pobijać. Ja chcę go jeszcze poprawić i łatwo go nie oddam. Potem ja będę czekał, kto następny. Szymon nie obraził się za to. Od dwóch lat jestem w stanie rzucać dalej, on wiedział i czuł, że tak może się stać. Nie było to dla niego zaskoczeniem.

Jesteś chyba jedynym zawodnikiem, który rzuca w okularach. Nie przeszkadza ci to?

- Mam specjalne okulary treningowe i startowe, które są mniejsze i na gumce. Nie ma żadnych wymogów, które by to eliminowały. To kwestia mojego komfortu. Czasami rzucam w soczewkach, ale bardzo rzadko. Lubię swoje okulary, nie przeszkadzają mi. Soczewka może wypaść. Nie chcę potem rzucać na ślepo. Z okularami mam pewność, że nic takiego się nie stanie.

Podobno kiedyś byłeś szachistą. Skąd więc młociarstwo? Masz jakieś rodzinne sportowe tradycje?

- Ojciec był kolarzem, brał udział w wyścigach. Potem niestety został zabrany do wojska i nie mógł dalej trenować. Jeśli chodzi o szachy, to rzeczywiście w gimnazjum grałem na turniejach. Bardziej chodziło o to, żeby mieć wolne od szkoły. Ale potrafię i lubię grać w szachy. W dzisiejszych czasach niestety nie ma z kim. Mało kto gra.

Jesteś dobrze zbudowany, ważysz 120 kg, miałeś z tym w szkole jakiś problem?

- W podstawówce dzieciaki nie są na tyle dojrzałe, żeby zrozumieć, że to normalne, że ktoś może być po prostu większy. Później, jak zacząłem trenować, to już nie było z tym problemu. Wolę daleko rzucać niż być modelem.

W Wierzbnej, twojej rodzinnej miejscowości, jesteś bardzo rozpoznawalny. Czy popularność ci kiedyś w czymś pomogła?

- Z roku na rok popularność rośnie. Najdziwniejszy przypadek miałem na autostradzie, wyprzedzający mnie mężczyzna, przy znacznie dużej prędkości nagle zwolnił, żeby pokazać mi uniesione kciuki. To było bardzo miłe. Popularność pomaga też w promowaniu sportu, ale w życiu codziennym jej nie wykorzystuję. W urzędach trzeba swoje odstać, bez względu na uwielbienie ludu.


Klaudia Podkalicka: Przygotowania do Dakaru trwają latami [Rozmowa MM]



Nie zazdrościsz popularności np. piłkarzom? Lekkoatleci nie zarabiają też tak dużych pieniędzy jak oni, a trenować trzeba ciężko.

- Wybrałem taką drogę i jestem z niej zadowolony. Mam przynajmniej sukcesy i będę miał się czym pochwalić dzieciom i wnukom. Zresztą moja rodzina "żyje" tym wszystkim razem ze mną. Nie wiem, czy piłkarze mają tak dobrze, że zbiera się u nich w domu dwadzieścia osób przez telewizorem i im dopinguje. Z drugiej strony, trochę boli, jak się patrzy na zarobki piłkarzy, ale takie mamy czasy i sport. Na szczęście po mistrzostwach świata grupa Orlen została moim sponsorem, dlatego nie narzekam. Mam za co żyć. Inaczej byłoby ciężko.

Czyli z uprawiania lekkiej atletyki można się utrzymać?

- Dopóki się trenuje - na pewno. Jeśli ktoś kończy karierę i nie ma nic odłożonego, to niestety czeka go ciężka praca. Nie są to na tyle dobre zarobki, by za to, co się zarobiło przez 15-20 lat, utrzymywać się do końca życia.

60 tysięcy złotych z zawodów w Moskwie wydałeś na samochód. Jak się jeździ?

- A dziękuję, bardzo dobrze.

Początki musiały być jednak trudne. Dostawałeś 60 zł stypendium...

- To hartuje. Byłem na tyle młody, że pieniądze były mi potrzebne co najwyżej na oranżadę. Zacząłem trenować mając 12-13 lat, dzięki mojej nauczycielce ze szkoły podstawowej, pani Joli Kumor. Namawiała mnie przez dwa lata, w końcu uległem i tak to się zaczęło.

Podziękowałeś jej?
- Za każdym razem jej dziękuję. Jesteśmy ze sobą dość blisko: to sąsiadka mojej babci. Zawsze była, czuwała i wspierała.

Masz jakieś inne pasje poza rzucaniem młotem?

- Jak najbardziej. Teraz mam czas dla siebie, więc wraca koszykówka. Wczoraj byłem na pierwszym treningu z kolegami. Zaczyna się niedługo amatorska liga w Świdnicy, więc każdy będzie mógł zobaczyć, jak gram. To moje hobby.

Koledzy nie boją się ciebie na boisku?

- Nie, nie jestem zawodnikiem, który nie szanuje swojego zdrowia. Wolę ustąpić niż się z kimś ścierać na boisku. Gram dla przyjemności i traktuję to treningowo pod rzuty młotem. Nie spinam się o każdą piłkę. To zabawa.

Rzut młotem to kontuzjogenny ** sport?- Nie aż tak bardzo. Wiadomo, że są duże obciążenia, działają siły odśrodkowe, co u mnie przełożyło się na ból w plecach. Ale to jest potrzebne, żeby się wzmocnić. W tym roku rzucałem najdalej w swoim życiu i to się odbiło. Robię wszystko, żeby zadbać o zdrowie. Młociarstwo można spokojnie uprawiać na dobrym poziomie do 35. - 40. roku życia.

I taki masz zamiar?

Chciałbym rzucać na wysokim poziomie do 2020 roku, czyli do igrzysk w Tokio. Co będzie później, zobaczymy. Na pewno skończę rozpoczęte studia. Nie spieszy mi się, teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie. Ale nie jestem na tyle głupi, żeby ich nie zrobić.

Teraz pytanie techniczne: jak ci się udaje trafić w okienko w siatce?

- To jest akurat najłatwiejsze (śmiech)

To co jest najtrudniejsze?

- Chyba robić to przez dziesięć lat. Wtedy przychodzą wyniki. Najtrudniej jest z cierpliwością. Nie raz jest tak, że wszystko idzie dobrze, jest siła, sprawność, skoczność, a młot i tak nie chce lecieć. Cierpliwość jest najcenniejsza.

Rozmawiała Zuzanna Gunia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto