Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Plaża w Pourville" jak nowa

Redakcja
Zniszczony w czasie kradzieży obraz Moneta jest już w jednym kawałku. Odzyskał także pierwotne kolory i zachwyca blaskiem nowości.

„Plaża w Pourville” to jedyny obraz Claude’a Moneta w Polsce. Z wystawy w poznańskim Muzeum Narodowym zniknął 19 września dziesięć lat temu. Wtedy także o istnieniu płótna dowiedział się cały kraj.

- Tak się dziwnie stało, że informacja o tym, że w Muzeum Narodowym jest obraz Cloude’a Moneta dotarła do szerszych kręgów publiczności w momencie, kiedy on zniknął z galerii na czas jakiś – mówi prof. Wojciech Suchocki, dyrektor Muzeum Narodowego. – Tymczasem od ponad 100 lat ten obraz w tym muzeum był.

W styczniu tego roku policjanci odzyskali skradzione dzieło sztuki i po długotrwałej renowacji obraz powrócił do sali wystawowej w muzeum. W piątek, jako pierwsi oglądali go dziennikarze, w niedzielę, po uroczystej, zamkniętej prezentacji, najsłynniejszy w Polsce obraz francuskiego impresjonisty będzie mógł zobaczyć każdy chętny.

Jednak w wyniku kradzieży obraz został poważnie uszkodzony. Sprawca po prostu wyciął go z ramy pozostawiając pod nią mniej więcej centymetrowy fragment płótna z każdej strony, w wyniku zginania powstały także odpryski farby. Dlatego z policyjnego laboratorium potwierdzającego autentyczność odzyskanego dzieła trafił prosto do muzealnej pracowni konserwatorskiej.

- Kiedy obraz wrócił do muzeum musieliśmy ocenić jego stan – relacjonuje Agnieszka Lewandowska, główny konserwator poznańskiego Muzeum Narodowego. Trwało to dość długo, ponieważ obserwowaliśmy go w świetle naturalnym, bocznym, ultrafioletowym. Robiliśmy także wszystkie możliwe badania, aby ustalić co należy zrobić dalej.

Jedną z ważniejszych decyzji było ustalenie, w jaki sposób połączyć dwie części obrazu – tą ukradzioną przez złodzieja z pozostałym na krośnie pasem obrazu i krajkami.

- Najczęściej wykonywało się tak zwany dublaż, czyli naklejenie obu tych części na nowe płótno – wyjaśnia Agnieszka Lewandowska. - I to może byłoby najprostsze, jest to jednak bardzo drastyczny zabieg konserwatorski. Nie chcieliśmy go tutaj zastosować, ponieważ zasłoniłoby się przy okazji oryginalne odwrocie obrazu, na którym znajdują się nalepki byłego właściciela, jak również, pieczęć wytwórcy podobrazia – paryskiej firmy, dostawcy bardzo wielu impresjonistów.



Znalezienie sposobu na inne połączenie obrazu wcale nie było takie proste. W miejscu przecięcia powstają bowiem kumulują się bowiem siły powstające przy naciąganiu obrazu.

- Trzeba było rozwiązania dobierać do konkretnego przypadku i przećwiczyć to – opowiada Teresa Kozioł, kierownik pracowni konserwacji malarstwa i rzeźby polichromowanej Muzeum Narodowego w Poznaniu. – Stworzyliśmy sobie cztery modele do przećwiczenia doboru materiału, sposobów i warunków przeprowadzenia konserwacji.

Ostatecznie zapadła decyzja o sklejeniu obu kawałków płótna. Najpierw sklejono ze sobą stykowo środkowe części z krajkami, a później całe płótno przy pomocy spoiny ciągłej. Na koniec krajki wzmocniono specjalnymi pasami z tkaniny poliestrowej.

Potem trzeba było podjąć kolejną ważną decyzję, tym razem dotyczącą wyglądu „Plaży w Pourville”. Płótno pokryte było starą warstwą werniksu, tymczasem wiadomo, że impresjoniści nie lubili go stosować.

- Zwykle starali się je wystawiać i sprzedawać jako obrazy „czyste”, starali się chronić ich jasną kolorystykę – mówi Agnieszka Lewandowska. - Werniksy oparte na żywicach naturalnych bardzo żółkną, a oni bardzo chcieli od tego uciec. Decyzja o usunięciu werniksu i zanieczyszczeń z obrazu była dość trudna do podjęcia i zwlekaliśmy z nią kilka tygodni, obserwując obraz bardzo bacznie pod mikroskopem i binokularem, robiąc badania stratygraficzne, ustalając grubość tej warstwy werniksu i przede wszystkim starając się odpowiedzieć na pytanie czy ten werniks jest z czasów powstania obrazu, czy jest wtórny.

Ostateczną odpowiedź przyniosły badania specjalistów z Zakładu Konserwacji Malarstwa i Rzeźby Polichromowanej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ustalili oni, ze pod werniksem znajduję się warstwa zabrudzenia, czyli, że został położony jakiś czas po skończeniu obrazu. Wtedy poznańscy konserwatorzy zadecydowali o usunięciu warstwy werniksu i oczyszczeniu obrazu.

- Okazało się to bardzo dobrą decyzją, również dla obecnej urody obrazu – mówi Agnieszka Lewandowska – W efekcie zniknął taki żółto-szary filtr powodujący duże spłaszczenie kompozycji i znaczną zmianę kolorystyczną.

- W tej chwili obraz jest bliższy wizji Moneta ponieważ odzyskał swój kolor, język impresjonistów czyli budowanie formy za pomocą światła i koloru – dopowiada Teresa Kozioł.

Po połączeniu obu części i oczyszczeniu obrazu trzeba było jeszcze uzupełnić wykruszenia warstwy malarskiej i zaprawy. Konserwatorzy musieli najpierw nanieść kity, a potem punktowo uzupełnić farbę. Zastosowali akwarele – czyli farby odwracalne i nieżółknące. Punktowania zrobiono tylko w miejscu ubytków, nie wychodzę one na lico obrazu. Na koniec pokryli obraz bardzo cienką warstwą werniksu ze stabilnych optycznie żywic, która zabezpieczy płótno.

W efekcie, tylko w jednym miejscu możemy zobaczyć ślad przecięcia i uszkodzenia obrazu – w miejscu sygnatury artysty, tych bowiem – zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej – nie rekonstruuje się. Dlatego w miejscu sygnatury litery są przedzielone – tu złodziej przeciął obraz niszcząc warstwę farby.

- Za kilka miesięcy, kiedy obraz już odpocznie i odparują wszystkie rozpuszczalniki zastosowane w trakcie oczyszczania będziemy chcieli zasłonić go szyba ze specjalnego szkła galeryjnego, które będzie go chronić przed zanieczyszczeniem powierzchni – dodaje Agnieszka Lewandowska. - Jest to metoda stosowana już powszechnie we wszystkich galeriach europejskich.

Na pytanie, co było najtrudniejsze w tej kilkumiesięcznej pracy, kierująca zespołem konserwatorów pracujących przy przywróceniu dziełu Moneta pierwotnego blasku Teresa Kozioł odpowiada bez wahania:  - Świadomość wartości tego dzieła. Inne trudności zbiorowym wysiłkiem dało się pokonać, nie była to rutynowa konserwacja. Ta była bardzo szeroka praca, stąd współpraca z wieloma osobami. A oprócz tego realizowaliśmy bieżące plany muzeum.

Za każdym razem zastrzega, że to nie tylko ona pracowała przy renowacji „Plaży w Porville”. Zespół konserwatorów tworzyli oprócz niej Hanna Kucter, Katarzyna Męczyńska, Lucyna Balewska, Paweł Napierała i Marek Peda, który prowadził dokumentację. Nad całością prac czuwała Agnieszka Lewandowska, główny konserwator w muzeum.

Uroczysta prezentacja obrazu rozpocznie się w samo południe w niedzielę, 17 października. Wstęp na nią będzie możliwy tylko dla posiadaczy zaproszeń. Jednak już dwie godziny później, od godz. 14, obraz będą mogli zobaczyć wszyscy chętni.

- Potem będzie go można oglądać w normalne dni otwarcia muzeum, czyli od wtorku do czwartku w godz. 9-15, w piątek od 12 do 21 oraz soboty i niedziele od 11 do 18 – wyjaśnia Aleksandra Sobocińska, rzecznik prasowa poznańskiego Muzeum Narodowego. - Przypominam, że w soboty do muzeum jest wstęp wolny. Przez pierwsze tygodnie zapraszamy publiczność na specjalne spotkania, pierwsze już 24 października. O godz. 12 o obrazie opowiadać będzie prof. Wojciech Suchocki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto