Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

POJEDYNEK MIAST - Poznań - Wrocław: Zazdrościmy zoo i widoku z wieży

Katarzyna Fertsch i Beata Marcińczyk, Bartłomiej Knapik
Taki widok rozpościera się z jednego z punktów
Taki widok rozpościera się z jednego z punktów
Dziennikarz Polski-Gazety Wrocławskiej - Bartłomiej Knapik oraz dziennikarki Głosu Wielkopolskiego - Beata Marcińczyk i Katarzyna Fertsch w tym tygodniu wymienili się redakcjami. Piszą, jak Wrocław wygląda oczami poznaniaka i jak Poznań jest odbierany przez wrocławianina.

We Wrocławiu wiele rzeczy nas zaskoczyło, kilka zaintrygowało, parę chętnie przeniosłybyśmy do Poznania. - Krasnale. Wyznaczają trasę zwiedzania miasta z dziećmi. Pomysł naszym zdaniem doskonały!

- Punkty widokowe. Sama starówka ma kilka: most pokutnic (na który wiedzie ponad dwieście schodów), wieżę katedry (nie trzeba się męczyć – można na nią wjechać windą) czy kościoła św. Elżbiety. Widoki zapierają dech w piersiach! Poznań mógłby pomyśleć o stworzeniu choćby jednego punktu widokowego.

- Wykorzystanie rzeki. Odra żyje. Pływają po niej stateczki, wrocławianie mogą spacerować nadbrzeżnymi bulwarami. Co ciekawe, żegluga rzeczna uzupełnia komunikację miejską. W przyszłym roku stateczkiem będzie na przykład można dopłynąć do jednej z bram ogrodu zoologicznego. A Poznań? Niestety, ale uparcie odwraca się od Warty.

- Stare Miasto. We Wrocławiu żyje nie tylko Rynek, ale też wszystkie uliczki wokół. Powstają tam kawiarenki, klimatyczne sklepiki (w jednym z nich można kupić wyroby szklane – przez chwilę można się poczuć jak w Wenecji). W przeciwieństwie do poznańskich, uliczki wokół wrocławskiego Rynku są czyste i nie śmierdzą. Spacerując nimi, nie musiałyśmy też patrzeć pod nogi – w przeciwieństwie do stolicy Wielkopolski, we Wrocławiu nie trzeba się obawiać wdepnięcia w psie odchody.

- Ogród zoologiczny. Mieszka w nim ponad 500 gatunków zwierząt, mimo że jest dużo mniejszy od poznańskiego. Są tu słonie, lwy, niedźwiedzie, piękna ptaszarnia i motylarnia. Wrocławskie zoo jest małe, ale za to doskonale zagospodarowane. Nic dziwnego: dyrektorem jest poznaniak Radosław Ratajszczak. Ogród ciągle się zmienia: tydzień temu powstał basen dla fok (zwierzęta można oglądać z góry i spod powierzchni wody), w tym wyspa dla małp. Dyrektor planuje już kolejną inwestycję: budowę oceanarium. Będzie tam można podziwiać na przykład rekiny. Władze zoo znalazły też sposób na zarabianie. Doskonałym i prostym pomysłem jest ustawienie automatów do robienia monet z wytłoczonym logo zoo.

- Park Wodny. Poznaniacy z niecierpliwością czekają na Termy Maltańskie (mają być gotowe w sierpniu 2011 roku), a wrocławianie mogą po pracy wybrać się na wyspę. Park Wodny to nie zwykły basen: są tam palmy, piasek, rwąca rzeka, a wchodząc do basenu, można się poczuć jak nad morzem (nie ma drabinek do wody, tylko łagodne zejście).

- Brak reklam. Wrocław nie jest tak upstrzony reklamami jak Poznań. Wjazdy do miasta nie są wyznaczone szlakiem billboardów, a kamienic nie zasłaniają wielkie płachty reklamowe. Na jednej z nich wyświetlana jest natomiast reklama z rzutnika – nie zasłania budynku i w każdej chwili można ją wyłączyć.

- Pozazdrościć można bajko-busu Wrocławskiego Teatru Lalek, który w kilku miejscach, przy przystankach daje w sezonie letnim darmowe spektakle.

Zwiedź miasto z krasnalami
Cała gromada krasnoludków zamieszkała we Wrocławiu. Pewnie dlatego, że to najcieplejsze miasto w Polsce. Można podążać ich szlakiem – wtedy zwiedzanie miasta jest ciekawe nawet dla dzieci. My chętnie wyznaczyłybyśmy podobny w Poznaniu. Jak choćby szlak koziołków.

Krasnali jest we Wrocławiu ponad sto. Od WrocLovka, który zamieszkał na Rynku (przy kamieniczce Małgosia) do sześciu Słupników na ulicy Oławskiej, wiedzie specjalny szlak turystyczny. Jest on uwielbiany przez dzieci, choć długi i na pewno nie do przejścia w jeden dzień. Wystarczy jednak odwiedzić te, które zadomowiły się na starym mieście. Jest ich tu kilkadziesiąt.

Przy kawiarni Esencja przesiaduje... Esencjusz, na Więziennej... Więziennik, tramwajem nr 4 lubi przejechać się Świetlik, przed Pizza Hut spotkać można Obieżysmaka, a Leninek strzeże wejścia do klubu PRL.

Nawet w zoo jest krasnal – oficjalnie Hipoczyściciel (figurka krasnala na hipopotamie), ale ma przypominać zwiedzającym, o dawnym pracowniku ogrodu imieniem Otto. Każda z figurek ma swoją historię.

Takich historii – prostych, ciekawych, doskonałych do bajania i pobudzania wyobraźni dzieci w Poznaniu brakuje. Mamy legendę o kuchciku Pietrku, który od kucharza dostał zadanie znalezienia mięsa na uroczysty obiad i postanowił złapać koziołka. Zwierzęta mogłyby uciekać przed nim przez całe miasto.
Katarzyna Fertsch i Beata Marcińczyk dziennikarki „Polski Głosu Wielkopolskiego”

Do skopiowania jest komunikacja
Poznań i Wrocław od dłuższego czasu podbierają sobie najlepsze pomysły, żeby ułatwić życie swoim mieszkańcom. Przez ostatnie lata wiele razy Wielkopolanie tłumaczyli, że coś należy zrobić, bo działa we Wrocławiu.
Ale są także w Poznaniu drobiazgi (i nie tylko), które warto przenieść do nas.

Oczywiście w Poznaniu nie wiedzą, że zielone powinny być koszulki piłkarzy, a właściwy kolor tramwajów to niebieski. Najwięcej drobiazgów wartych skopiowania dotyczy komunikacji zbiorowej.

- Takim „drobiazgiem” jest oczywiście „Pestka”, o której pisałem dwa dni temu. Szybki tramwaj, który 6,1 km pokonuje w 12 minut zdecydowanie warto by mieć. Choć to droga trasa.

- KOM-karta, czyli bilet elektroniczny również powinniśmy mieć. Wygląda jak klasyczna karta płatnicza – taka, jaką dostaje się w banku do pobierania pieniędzy z bankomatów. Dostępna jest na okaziciela (droższa) i imienna (tańsza), która zawiera dane jej właściciela. Przy okazji ciekawostka. KOM-karty wprowadzono w Poznaniu w 2003 roku. Same karty kosztowały początkowo 3,5 miliona złotych. We Wrocławiu przetarg na dostarczenie karty elektronicznej od lat się przeciąga. Tyle że u nas chciano za to płacić 300 mln zł.

- Bilet elektroniczny, KOM-kartę, można w Poznaniu ładować w automatach biletowych. Wprawdzie i u nas są one na przystankach, ale zestawienie poznańskiego automatu z naszym to jak porównanie szybkiego, sportowego auta z maluchem. W stolicy Wielkopolski za monety można w nich kupować bilety jednorazowe, a za banknoty i karty (kredytową czy bankową) doładowywać KOM-kartę. Miesiąc jazdy po całym mieście to 81 zł, ale da się załadować inaczej – np. miesięczny do 6 przystanków na linie zwykłe i nocne to 27 zł.

- I na koniec coś, co mieliśmy i już nie mamy, a w Poznaniu się ostało i działa. Chodzi o schematy komunikacji na każdym przystanku i pojazdach.

Kino dla wszystkich pięciu zmysłów
Zastanawialiście się kiedyś, jak pachnie tytułowe „Pachnidło” z filmu Toma Tykwera? Znaleźć się w kinie, w którym możecie przekroczyć barierę ekranu – poczuć jak trzęsie w myśliwcu, jak zimny jest deszcz, w którym przemakają postacie?

We Wrocławiu tego się nie da zrobić. Ale w poznańskim centrum Green Point jest kino 5D. Tak, tak, nie 3 tylko 5 D. Widzowie spektakl mogą oglądać przez trójwymiarowe okulary (czyli tak jak we Wrocławiu na filmach trójwymiarowych), ale w ruszających się fotelach.

Stereoskopowy obraz wyświetlany na polaryzacyjnym ekranie, a oglądany przez specjalne okulary stwarza wrażenie realistycznego trójwy-miaru, dźwięku, ruchu, dotyku, wody, śniegu i zapachu.

W czasie seansu widz jest więc polewany wodą, może dotknąć baniek mydlanych. Zobaczyć padający śnieg. A na twarzy poczuć wiatr.
Więc w kinie 5D widz nie tylko film ogląda, ale przede wszystkim czuje. Poznańskie kino to trzecia tego typu sala w Polsce. Pozostałe są w Warszawie i w Międzyzdrojach. Na razie wyświetlane są spektakle, które trwają około 15 minut. Ale warto się wybrać choćby po to, żeby poczuć.

Ale poznańskie kina to nie tylko nowinki techniczne. Jest ich tam więcej niż u nas. Te najnowsze, czyli multipleksy wyświetlają oczywiście nowości. Te starsze – to kina radzą sobie, szukając własnej niszy. Prezentują np. nieme filmy z Polą Negri z muzyką na żywo.

Oni się tu wpuszczają
W Poznaniu o wiele łatwiej jeździć jest samochodem niż we Wrocławiu. Oczywiście mają tam i korki (choć do naszych się one nie umywają) i dwie „ramy”, czyli obwodnice. Ale chodzi o zwyczaje panujące na ulicach. Znajomy kierowca ze Szczecina opisywał mi kiedyś, że spośród wszystkich polskich miast, we Wrocławiu jeździ się najbardziej po włosku.

Trzeba mieć oczy dookoła głowy i wszędzie się wpychać. W Poznaniu normą jest wpuszczanie kierowcy z bocznej uliczki, jazda na suwak – gdy jezdnia się zwęża i w ogóle uprzejmość na jezdni. Nie wiem, czy to się da skopiować, nie wiem, czy nie jest to efekt mniejszej ilości remontów – ale to miłe.
Bartłomiej Knapik dziennikarz „Polski Gazety Wrocławskiej”

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: POJEDYNEK MIAST - Poznań - Wrocław: Zazdrościmy zoo i widoku z wieży - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto