Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Poznań: Dream Theater dał koncert w Arenie [ZDJĘCIA, WIDEO]

Agnieszka Goździejewska, Zdj. Łukasz Gdak
Fani Dream Theater to naprawdę twardzi ludzie. Przed wejściem do poznańskiej Areny czekali na tęgim mrozie ponad dwie godziny, żeby dostać się do środka. Ale, dla tego teatru - było warto.

Najważniejsze informacje z Poznania - zamów nasz newsletter

Kilkuset fanów z całej Polski przyjechało na jedyny w naszym kraju koncert nowojorskiej kapeli. Drzwi Areny powinny otworzyć się o 19. Godzina 19 - nic. 15 minut później - to samo. Po pół godzinie z tłumu słychać już było krzyki "hańba!" i - bardziej rymowane "o-twie-rać k**-** mać!" W końcu, dwadzieścia minut przed 21:00 ochroniarze zaczęli wpuszczać pierwszych gości.

Organizatorzy przeprosili za opóźnienia i wyjaśnili, że wszystko przez "problemy techniczne, z którymi - na szczęście - poradzili sobie pół godziny temu". Darowali więc sobie support i kilka minut po 21:00 na scenie pojawił się Dream Theater.

I zaczął się "A Dramatic Turn of Events". "Teraz cały świat zamyka się w tym miejscu. Nie ma nic poza tym" - powiedział na początku koncertu wokalista Dreamów, James LaBrie. Tak też zagrali. Jakby świat obracał się tylko wokół tej sceny, tych dźwięków, tych świateł i emocji.

Panowie przedstawili sutą część utworów z najnowszego albumu, ale było też coś ze starych płyt. I nie trzeba było wiele, żeby z paru setek gardeł popłynęły słowa "The Spirit Carries On". Teatr marzeń rozbrzmiał z całym rozmachem: potężnie, majestatycznie, epicko, ale też romantycznie i melodyjnie. Zwłaszcza, gdy LaBrie i Petrucci siedli vis a vis swojej publiki i akustycznie zagrali kawałek "The Silent Man".

Czytaj też:**Organizacja koncertu była dramatyczna**

Jak przystało na miejsce, w Arenie odbył się prawdziwy spektakl. LaBrie był głównym aktorem tego teatru, Petrucci misternie montował gitarowe solówki, Myung łaskotał żołądki brzmieniem basu, a Rudess zdawał się po prostu dobrze bawić za obrotowymi klawiszami. Zapewne po poznańskim koncercie nikt nie powie już złego słowa o nowym perkusiście Dreamów. Mike Mangini za kotłami wyprawiał niesamowite rzeczy. Mnie rozbroił grą na werblu - jedną ręką.

I tak cały świat, który skurczył się do poznańskiej hali, rozlał się muzyką w przestrzeń.

Kiedy wydawało się, że ostatni akt sztuki jest skończony, panowie na koniec dorzucili do ognia i zagrali "Pull Me Under"

I kto powie, że nie było warto?

Czytaj więcej o Dream Theater

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto