Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przed meczem Legii jak przed szczytem NATO. W Poznaniu obawiają się najgorszego i sprawdzają wszystko

Maciej Lehmann
Niejeden sezon kibice Lecha kończyli z poczuciem klęski, ale teraz ich rozgoryczenie sięga zenitu
Niejeden sezon kibice Lecha kończyli z poczuciem klęski, ale teraz ich rozgoryczenie sięga zenitu Grzegorz Dembiński
W niedzielę mecz Lech Poznań - Legia Warszawa. Tego dnia poznamy mistrza Polski. Największe szanse na tytuł ma Legia. Nawet jeśli warszawska drużyna zdobyłaby w Poznaniu mistrzostwo Polski, nie odbierze przy Bułgarskiej medali. Feta zostanie przeniesiona do Warszawy, zaraz po powrocie zespołu ze stolicy Wielkopolski.

Decyzja została podjęta we wtorek podczas wideokonferencji pomiędzy Lechem, Legią, Jagiellonią i Ekstraklasą. Wzbudza ona wiele kontrowersji. Skrytykował ją nawet PZPN.

- Przenoszenie tej ceremonii z miejsca, gdzie najprawdopodobniej może nastąpić najważniejsze rozstrzygnięcie ligowego sezonu, pokazuje brak szacunku dla wysiłku piłkarzy oraz koniunkturalizm władz ligowej spółki. W informacji władz Ekstraklasy S.A. nie przedstawiono żadnych merytorycznych argumentów tak dziwnej decyzji. PZPN, jako udziałowiec spółki Ekstraklasa S.A. nie może godzić się na podobne praktyki ligowej spółki - czytamy w komentarzu piłkarskiej centrali.

Podwójna frustracja

Dyskusje o tym, by nie organizować ewentualnej fety Legii w Poznaniu, zaczęły się już kilkanaście dni temu, gdy Lech Poznań przegrał u siebie z Górnikiem Zabrze i zaczął tracić szanse na mistrzowski tytuł. Gdy Kolejorz uległ w ubiegłą środę Jagiellonii, pomysł nabrał realnych kształtów.

Kibice Lecha byli zbulwersowani postawą swojego zespołu. Za przegraną w fatalnym stylu walką o mistrzostwo Polski obwiniali nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim zarząd klubu. Żądali dymisji Karola Klimczaka. Nastroje były i są wybuchowe.

Frustracja jest podwójna, bo terminarz, który miał być atutem poznaniaków w fazie mistrzowskiej, stał się ich przekleństwem. Na forach kibiców pojawiały się wpisy, że trudno będzie ze spokojem przyglądało się jak Legia odbiera mistrzowski puchar przy Bułgarskiej. Podały słowa: hańba, upokorzenie, wstyd, kompromitacja.

Część piszących postulowała, by zbojkotować ten pojedynek, ale były też opinie, że należy wszystko zrobić, by uniemożliwić legionistom ewentualną radość z wygranej. Mówiąc dosadnie zamierzali zrobić potężną zadymę. A wobec takich gróźb polskie kluby, nie tylko Lech Poznań, są niestety bezradne.

Rozsądna decyzja

Władze klubu, mając świadomość, że nie są w stanie zapanować nad wzburzonym tłumem zaczęły zastanawiać się nad różnymi rozwiązaniami. W Poznaniu nadal żywe są obrazy z 2004 roku, kiedy to Lech przy Łazienkowskiej zdobywał Puchar Polski. W stronę cieszących się piłkarzy Kolejorza poleciały kamienie. Doszło do mrożących krew w żyłach scen.

Niektórzy zawodnicy jak Piotr Świerczewski, własnymi pięściami musieli bronić medali, była ogromna bijatyka, to cud, że nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń. I choć mamy teraz podobno bardziej bezpieczne i nowoczesne stadiony, problem z chuligaństwem i szowinizmem staje się coraz poważniejszy, o czym świadczą ostatnie akcje, podczas których na długie minuty trzeba było przerywać najważniejsze mecze.

Decyzję o tym, by ewentualna feta mistrzowska w Poznaniu się nie odbyła, na pewno w tej sytuacji jest rozsądna. Lecz bardzo smutne jest to, że Lech boi się, że może ziścić się najczarniejszy scenariusz i próbuje dmuchać na zimne. A tak nie powinno być. Skoro jest realne zagrożenie, że dojdzie do ekscesów, należałoby temu zapobiec już w zarodku. I Lech próbuje to robić.

Od dwóch dni, każdy wjeżdżający na obiekt przy Bułgarskiej samochód jest rewidowany. Ale to za mało. Ci, którzy będą chcieli wnieść „piro” i tak to zrobią, a potem odpalą. Na pewno sporo racji mają ci, którzy uważają, że skoro ochrona nie jest w stanie w pełni zagwarantować bezpieczeństwa, to powinno się zastosować bardziej radykalne rozwiązania.

Stadion nie powinien być miejscem wyjętym spod prawa i tak jak podczas ulicznych manifestacji, gdy istnieje zagrożenie zamieszek, o porządek powinna zadbać policja, bo nikt inny nie jest w stanie poradzić sobie z bandyckimi zachowaniami.

Tyle, że Lech nie chce zaostrzać i tak bardzo napiętych ostatnio relacji z najbardziej zagorzałą częścią widowni, licząc, że choć może być gorąco, granice szaleństwa nie zostaną przekroczone.

Piłka nożna nie ma wiele wspólnego z duchem sportu już od dawna i to nie tylko w Polsce. W sobotę i w niedzielę niemieckie media rozpisywały się o zadymach, do jakich doszło w Hamburgu, po spadku HSV. Elitarna, będąca wzorem dla wszystkich Bundesliga, a jednak poziom chamstwa i agresji ogromny.

Do dzikich akcji dochodziło w tym roku też w Grecji, gdzie od lat stadionowa hołota torpeduje normalny przebieg rozgrywek. Cztery lata temu we Włoszech kapitan Napoli Marek Hamsik negocjował z synem mafiosa z Camorry rozpoczęcie meczu o Puchar Włoch, po zamieszkach do jakich doszło przed stadionem.

1200 policjantów pilnowało porządku przed finałem Ligi Europy w Lyonie, by nie doszło do starć między kibicami Marsylii i Atletico. To oczywiście nie usprawiedliwia, tego co dzieje się na naszych stadionach. Ale żałośnie jest wszędzie.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto