Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Są dziury, z których auto nie wyjedzie o własnych siłach

Katarzyna Fertsch
Ponad 7 tysięcy dziur załatali od początku roku poznańscy drogowcy. A kolejne już czekają
Ponad 7 tysięcy dziur załatali od początku roku poznańscy drogowcy. A kolejne już czekają Grzegorz Dembiński
7 tys. 227 sztuk. Tyle dziur załatali od początku roku poznańscy drogowcy. Trudno w to uwierzyć, ponieważ nadal po mieście trzeba jeździć slalomem. Kierowcy o niebezpiecznych dziurach informują się wzajemnie przez CB radio. A my postanowiliśmy – już po raz drugi tej zimy – stworzyć przy pomocy Czytelników listę miejsc, gdzie można uszkodzić auto. Chcemy w ten sposób ostrzec zmotoryzowanych poznaniaków.

Bo dziury bywają naprawdę niebezpieczne – i to nie tylko ze względu na ich wielkość. Przykładem może być rondo Kaponiera (przy wjeździe od strony Świętego Marcina). Na środkowym pasie dziur jest tyle, że nie ma ich jak ominąć i kierowcy „uciekają” na sąsiednie.

– Pewnego dnia dojdzie tam do wypadku albo ktoś urwie sobie zawieszenie – denerwuje się kierowca Maciej Rosiński.
Niebezpiecznie jest również na trasie katowickiej. Tym bardziej że można tam jeździć szybciej niż w mieście. Jeśli ktoś wpadnie w tamtejsze dziury, jadąc z prędkością 70 kilometrów na godzinę, na pewno uszkodzi samochód.

– W sobotę kierowcy ostrzegali się o niebezpieczeństwie na trasie katowickiej – opowiada Edward Sawicki, wśród poznańskich CB-radiowców znany jako „Koliber”. – Drogę blokował samochód, który na jednej z takich dziur urwał koło.

CB-radiowcy alarmowali też, że nawierzchnia jezdni przy moście na ul. Lechickiej pozostawia wiele do życzenia. Kierowcy informują się o dziurach, podobnie jak o wszystkich innych utrudnieniach i zagrożeniach, które czekają na drogach (choćby plamach oleju). Sugerują, gdzie należy zwolnić i których pasów jezdni unikać.
W zdecydowanie gorszej sytuacji są kierowcy, którzy CB radia nie mają. Jak już pisaliśmy, „zaliczenie” dziury może się wiązać ze sporymi wydatkami.

– Mamy zdecydowanie więcej wezwań niż normalnie – przyznaje Krzysztof Plencner z jednej z firm wulkanizacyjnych. – Najczęściej kierowcy uszkadzają opony lub felgi – mówi.

Zdarza się, że po spotkaniu z dziurą samochód nie nadaje się do dalszej jazdy.
Więcej pracy mają też policjanci drogówki, którzy wzywani są do podobnych zdarzeń. Jest to istotne, ponieważ właściciel auta może się domagać odszkodowania za uszkodzenie samochodu od zarządcy drogi. Mocnym elementem takiego wniosku jest notatka służbowa, sporządzona na miejscu właśnie przez funkcjonariuszy. Dlatego kierowcy czekają na ich przyjazd nawet kilkadziesiąt minut.

– Od początku tego roku kierowcy złożyli już ponad 400 wniosków o odszkodowanie – mówi Dorota Wesołowska z Zarządu Dróg Miejskich.
Część z nich na pewno zostanie odrzucona, ponieważ ZDM bywa złym adresatem. Przed wybraniem się do drogowców warto sprawdzić, kto faktycznie jest zarządcą drogi, na której uszkodziliśmy auto.

– Wiele wniosków, które składają kierowcy, nie powinno trafić do nas. Nie odpowiadamy za drogi w gminach ościennych czy na przykład na terenie osieli – dodaje Wesołowska.

Są też dziury, które zagrażają nie tylko kierowcom i samochodom. Jeden z naszych czytelników niepokoi się o najmłodszych mieszkańców osiedla Batorego. Przy przejściu dla pieszych na ulicy Opieńskiego są duże dziury, które kierowcy zauważają często w ostatniej chwili.

– Mnóstwo dzieci chodzi tędy do szkoły. Któregoś razu kierowca będzie chciał ominąć te dziury, straci panowanie nad autem i potrąci dziecko – twierdzi pan Tomasz, mieszkaniec osiedla Batorego. – Tym bardziej że samochody jeżdżą tutaj dość szybko. Sam ledwo wyhamowałem, kiedy zauważyłem te dziury – dodaje zaniepokojony.

Podobnie jak pod koniec zeszłego roku, postanowiliśmy zebrać niebezpieczne miejsca. Wspólnie z Czytelnikami stworzymy ich listę, żeby wiedzieć, gdzie szczególnie uważać. Czekamy na zgłoszenia. Można je wysyłać do końca tygodnia na e-mail: [email protected] lub zgłaszać telefonicznie (61 869 4149). Listę opublikujemy w poniedziałkowym „Głosie” i przekażemy drogowcom.

Dlaczego nie może być tak jak w Krakowie?

Andrzej Szozda, fotoreporter „Głosu Wielkopolskiego”

Na kilka dni zamieniłem drogi poznańskie na krakowskie... W czasie pobytu w stolicy Małopolski dużo jeździłem samochodem. Pokonałem jakieś 150 kilometrów. I, co ciekawe, nie „spotkałem” ani jednej dziury. Jak to możliwe?

Oczywiście gdzieniegdzie utrudnienia się zdarzały – gdy droga była remontowana lub przebudowywana. Jednak po normalnych drogach jeździ się doskonale. Tamtejsi drogowcy potrafią zadbać o komfort i bezpieczeństwo kierowców. Może szybciej reagują? A może po prostu używają lepszych materiałów?

W przeciwieństwie do Poznania, w Krakowie równe są także przejazdy tramwajowe. W ogóle nie czuć, że przejeżdża się właśnie skrzyżowanie z trasą tramwajową. Można powiedzieć, że krakowskie ulice są gładkie.

Ale drogi to nie wszystko. W Krakowie równy jest także rynek. Jest brukowany, ale kostki leżą tak, że przechodzień nie musi się obawiać, że się potknie i złamie nogę.

Może warto byłoby ufundować naszym drogowcom i radnym wycieczkę do Krakowa? Niech uczą się od lepszych.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto