Sąd Okręgowy w Świdnicy nakazał świdnickiej Prokuraturze Rejonowej wszczęcie na nowo umorzonego przez nią kilka tygodni temu postępowania w sprawie wystawy sex shopu przy ulicy Długiej, tuż obok świdnickiej katedry.
To efekt zaskarżenia decyzji prokuratury przez Stowarzyszenie Rodzice - Rodzicom, które od początku twierdziło, że właścicielka sklepu łamie prawo, prezentując w pobliżu kościoła pornografię. Prokuratura nie podzieliła tych opinii, tłumacząc, że w polskim prawie nie ma definicji pornografii, a powołany przez nią biegły przyjął, że jest to akt seksualny albo prezentowanie ludzkiego ciała w sposób obsceniczny i wulgarny, czego w przypadku wystawy nie było.
Sąd się z tym nie zgodził i m.in. zalecił powołanie nowego biegłego do spraw reklamy i psychologa dziecięcego.
- Nie znamy motywów, którymi kierował się sąd przy podejmowaniu tej decyzji - mówi Marek Rusin, prokurator rejonowy. - Kiedy tylko poznamy uzasadnianie, z pewnością zastosujemy się do wytycznych w nim zawartych - podkreśla.
Sławomir Kaptur, jeden z inicjatorów akcji przeciw wystawie, dodaje, że decyzja prokuratury o umorzeniu śledztwa od początku była dla niego niezrozumiała. Dlatego cieszy się, że sąd podzielił jego argumenty. To on i ponad setka osób związanych z kościołem złożyli w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez właścicielkę sklepu. Donosy brzmiały niemal identycznie, ale mimo to wszystkich autorów trzeba było osobno przesłuchać. Kilkanaście osób przyznało, że wystawy sklepu nawet nie widziało.
- Prokurator, zamiast wystąpić do właścicielki sex-shopu o zasłonięcie witryny, zachowywał się, jakbyśmy to my byli winni. Sprawdzał, czy osoby, które wysłały doniesienie, podpisały się pod nim osobiście - nie kryje oburzenia Sławomir Kaptur. Dodaje, że podczas przesłuchań padały pytania o definicję erotyki i pornografii, a zakonnicę zapytano, czy widząc tę wystawę, nie "uległa nadmiernemu pobudzeniu seksualnemu".
Sprawa sex-shopu została poruszona również podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej w Świdnicy. Radni chcieli, by zajęła się nią straż miejska i zmusiła właścicielkę sklepu do zasłonięcia witryny.
- Ale jakbyśmy mieli to robić? Nie mamy takich uprawnień - mówi Stanisław Rybak, komendant straży. - Poza tym, kto miałby rozstrzygać, czy ta wystawa jest obsceniczna? Moi pracownicy? Owszem, możemy pójść do właścicielki i poprosić ją, by to zrobiła, ale ośmieszymy się. Zażądanie tego byłoby natomiast złamaniem prawa - dodaje komendant.
Elżbieta Daszkiewicz, właścicielka sklepu, nie kryje, że ma już dość tej dziwnej krucjaty przeciwko niej. - Prowadzę legalną działalność, sprzedaje legalne towary. Nie rozumiem, o co chodzi - mówi. Jak podkreśla, treści pornograficznych na wystawie nie prezentuje właśnie dlatego, że ma świadomość, iż wystawa jest na widoku i obok kościoła.- Są tu tylko gadżety erotyczne: kajdanki, silikonowe piersi, prezerwatywy i inne zabawki - podkreśla.
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?