Jazzowy popis na trąbkę, perkusję i dwa keybordy rozpoczął się niegłośno i refleksyjnie, wiodąc słuchaczy od melancholijnych brzmień o niespiesznym rytmie do motywów coraz bardziej energicznych. Podczas kiedy pierwsze utwory stanowiły typowe przykłady połączenia jazzu z brzmieniami generowanymi elektrycznie, kolejne były już świadectwem wielkiej oryginalności Titza i jego towarzyszy.
Rytmy jazzowe, popowe i w niektórych utworach nawet folkowe często były improwizowane, a trzeba zaznaczyć, że instrumenty elektroniczne dają bardzo duże pole do popisu, jeśli chodzi o swobone podróże po dźwiękach. Niewątpliwym punktem kulminacyjnym był wielki popis perkusisty, któremu przyglądali się razem z przybyłymi do Blue Note słychaczami także pozostali członkowie bandu, zupełnie niepotrzebni w szalonym popisie na "garach".
Muzycznych mankamentów trudno się w występie Titza dopatrzyć. Zawiodła za to organizacja koncertu. Jeśli występ zaczyna się 20-minutowym opóźnieniem, ogłaszanie w jego połowie jeszcze 20-minutowej przerwy zwyczajnie umiemożliwia niektórym słuchaczom pozostanie do końca. Choć usłyszenie i zobaczenie jedynie połowy koncertu i tak jest wspaniałym przeżyciem, szkoda tych, którzy nie mogli uczestniczyć w całości. Oby ostatni raz.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?