18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z ŻYCIA WZIĘTE - Przyjechałam do Polski, bo do domu nie miałam po co wracać...

AS
Choć Paraska Rudzińska przeżyła w życiu wiele, dziś może liczyć na opiekę dzieci i wnuków
Choć Paraska Rudzińska przeżyła w życiu wiele, dziś może liczyć na opiekę dzieci i wnuków Fot. Joanna Stefaniak
Historia Praksedy Rudzińskiej pełna jest ucieczek, cierpienia i rozstań. Nim wyjechała z kraju straciła ojca i czwórkę braci, dopiero na obczyźnie poznała swą miłość

W odległej Cibli – niedaleko rzeki Dniepr w ówczesnym ZSRR, 90 lat temu - 27 września na świat przyszła Paraska Pager, obecna mieszkanka Czesławic w gm. Gołańcz. Żyła w zamożnej rodzinie, której los zmienił się wraz z nadejściem wojny domowej, a potem II wojny światowej. Jej ojciec, jeden z 7 synów bogatego Kozaka zajmował się hodowlą czarnych owiec. Poglądy polityczne, które głosił świadczyły. że był po stronie cara; zginął z rąk Czerwonych, czyli bolszewików w 1932r. Podczas wojny domowej, która niespodziewanie wybuchła. Rodzina została pozbawiona majątku, a w kraju nastały ciężkie czasy głodówki i biedy. - Zabrano nam wszystko, nie było ani garnka ani wiadra do wody... Miałam czwórkę rodzeństwa – samych braci – opowiada ze łzami w oczach przypominając sobie wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat – wszyscy pomarli z głodu. Na ulicach panował chaos, brud i cierpienie. Malutkie dzieci umierały wyciągając rączki w kierunku okruszków chleba... W tym czasie jej mama znalazła drugiego męża, który nie przepadał za Praksedą. W niedługim czasie znalazła pracę w Kijowie; trudniła się m.in. malowaniem pokoi i innymi, podobnymi pracami- miała wówczas zaledwie 16 lat. Wspomina, że to wtedy kupiła sobie przyodziewek, którego dotąd nie miała. - Mogłam kupić sobie koszulę i buty, których wcześniej nie miałam z powodu wielkiej biedy – dopowiada. Gdy wybuchła wojna, 19 letnią wówczas dziewczynę wraz z innymi ludźmi wzięto na front, gdzie przygotowywała okopy mające zatrzymać Niemców przed dostaniem się do kraju. Gdy udało im się przekroczyć granice pani Prakseda wraz z innymi dziewczynami została posłana do szpitala jako sanitariuszka. Jednak nadszedł czas kiedy i ona tak, jak wielu przed nią została pojmana przez Niemców. Załadowani w bydlęce wagony, jechali poupychani długi czas. Zatrzymali się w lagrze, gdzie zostali zlani wodą po czym spali na gołych powierzchniach betonowych budynków. - Po krótkim czasie zostaliśmy ponownie poupychani w wagonach i jak się okazało zmierzaliśmy do Niemiec – opowiada staruszka. Nie wie jaki los spotkał resztę ludzi, z którymi jechała, lecz ona i jej dwie koleżanki trafiły do niemieckich gospodarzy w Eppendorfie. Pamięta gospodynię Bertę i syna Rolanda. Pracowała tam przez 3 lata, aż do zakończenia wojny. Nie narzekała i nie ma takiego zamiaru, ponieważ jak mówi, trafiła na dobrą rodzinę. - Dawali mi jeść, a roboty było dużo – wyjaśnia. Pani Prakseda dzień zaczynała bladym świtem, bo już o 3:30; do jej obowiązków należało dojenie prawie 30 sztuk krów i wykonywanie rożnych prac polowych. To właśnie w tym gospodarstwie pracował Leon Rudziński – Polak, mieszkaniec Czesławic, przyszły mąż pani Pager. Na zniszczonej twarzy pani Praksedy, na której odbija się ślad wojny i cierpienia, malują się też ciepłe wspomnienia. - Przyjechałam do Polski, bo do domu nie miałam po co wracać – stwierdza – mało kto u nas przeżył głodówkę, a potem wojnę. Ponieważ w ogóle nie mówiła po polsku, jej przyszłam szwagierka zaczęła ją uczyć języka. Zaczynała od prostych zwrotów, a wkrótce umiała już cały, mały katechizm. Prawosławna Prakseda zmieniła wiarę przystępując do I komunii świętej, idąc do bierzmowania, a na koniec biorąc ślub, którego udzielał miejscowy ks. Zając w parafii p.w. św. Wawrzyńca w Gołańczy. Pamięta organistę, oraz drobne pieniądze, które posypały się na ich głowy, kiedy opuszczali kościół. Po ślubie zaczęła załatwiać formalności, by zdobyć polskie obywatelstwo. Wszystko załatwiała w Szczecinie, to właśnie tam spolszczono jej imię na Prakseda, przez co później należało zmieniać wszystkie dokumenty, ponieważ imię obcej narodowości musi pozostać w takiej postaci w dokumentach tożsamości.. W swoim nowym domu nie miała niczego. - Nie mieliśmy żadnych mebli, więc z pobliskich zakładów PGR poprosiłam brygadzistów o worki, na których spaliśmy – wtrąca. Pani Paraska Rudzińska, która po ślubie przejęła nazwisko męża, wraz z nim przez prawie 60 lat pracowała w zakładach PGR. Państwo Rudzińscy doczekali się czwórki dzieci: bliźniaczek: Anny i Kazimiery, Aleksandra oraz Antoniego. Kobieta pamięta jak przychodzili do niej ludzie nie mogący mieć dzieci, by odsprzedała jedna z córek, argumentując, że nie jest w stanie się nimi zaopiekować. Pani Rudzińska nie poddała się. Jej maż zmarł w 1980r. po walkach w szpitalach pozostawiając z czwórką dzieci. Pomimo trudności radziła sobie; wiele zawdzięcza ludziom, którzy okazali wiele wsparcia i troski. - Polska to piękny kraj, a nie taki wyniszczony jak u nas – tłumaczy kobieta – Ludzie są tu porządni, bardzo pomocni i religijni. Teraz pani Paraska zawsze może liczyć na odwiedziny dzieci i wnuków, którzy zapewnią jej opiekę. Niegdyś często widziano ją w ogródku, ale obecnie z powodu wieku nie może już sobie na niego pozwolić. Nigdy tez nie żałowała, że zdecydowała się przyjechać do Polski, bo jak twierdzi, dopiero tutaj odnalazła spokój i szczęście.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto