Industriada 2011 bez Świętochłowic

Czytając program tegorocznej Industriady po raz kolejny poczułam się zawiedziona. Na szlaku zabytków i imprez udostępnianych rzeszy turystów (rok temu w imprezie wzięło udział ok. 29 tys. osób) po raz kolejny zabrakło Świętochłowic. Wszyscy nasi sąsiedzi zaangażowali się w Industriadę czując, że jest to przedsięwzięcie jedyne w swoim rodzaju i z tego powodu tak cenne dla promocji regionu, a zarazem biorących w nim udział miast.

Władze Świętochłowic uznały chyba, że ten projekt nie jest żadną szansą na ściągnięcie turystów, skoro Świętochłowice nie biorą w nim udziału. Zastanawiam się, do czego został powołany Wydział Promocji Miasta, jeśli jedyna masowa impreza promująca nasz region i jego zabytki – to, czym rzeczywiście możemy się pochwalić i czego nie ma nigdzie indziej w Polsce, a nawet w Europie – nie wydaje się być na tyle atrakcyjna, aby nasze miasto mogło na niej skorzystać. Zwłaszcza, że, jak wyczytałam, jednym z partnerów tegorocznej Industriady jest Metropolia Silesia. Niewtajemniczonych pragnę poinformować, że za tą nazwą kryje się Górnośląski Związek Metropolitalny, na którego czele stoi od niedawna obecny prezydent Świętochłowic.

Trudno uwierzyć, żeby nie wiedział o tym przedsięwzięciu, a może nie ma pomysłu na promocję miasta, w którym o zabytki się po prostu nie dba, bo są nierentowne i nikomu niepotrzebne. Takie działania doprowadziły do tego, że duża część mieszkańców nie potrafi wymienić ani jednego zabytkowego obiektu Świętochłowic, a wielu twierdzi wręcz, że tutaj takowych nie ma. A jednak są i to wcale nie mało. Pozwolę sobie część z nich wymienić, przynajmniej tych, które można pokazywać w czasie takich imprez jak Industriada. Część huty Silesia z zachowanymi dziewiętnastowiecznymi parowymi maszynami napędowymi i walcarkami, wieża ciśnień z 1909 r., budynek Dyrekcji Hut i Kopalń Donnersmarcków sprzed 1883 r., zameczek w Piaśnikach z kompleksem parkowym z 1859 r. oraz wpisane do rejestru zabytków dwie wieże wyciągowe KWK Polska – wieża szybu I z 1908 r. i szybu II z 1889-91 r.

Na spotkaniach z prezydentem tłumaczy się mieszkańcom, że krokami pierwszej potrzeby jest ściąganie do miasta inwestorów i rozwijane jego zaplecza gospodarczego – średnich i małych firm, małej gastronomii itd. Tylko jak miasto ma się rozwijać, skoro tu nikt nie przyjeżdża (może z wyjątkiem paru cyklicznych imprez na Skałce). Świętochłowice są miastem – hotelem, gdzie mieszkańcy jedynie sypiają, a pieniądze na kulturę wydają w Chorzowie, Rudzie czy Katowicach. Oprócz Skałki, parku w Piaśnikach, jednej kawiarni i pizzerii w centrum miasta nie ma żadnego innego miejsca, gdzie można by spędzić wolny czas. Nie mówiąc już o muzeum, które nie prosperuje z przyczyn niezależnych, a miasto od lat nic z tym nie robi, bo po co, przecież to nikomu niepotrzebne.

Niedawno w naszym województwie organizowano Noc Muzeów. Muzea i inne obiekty zabytkowe tętniły życiem, lokale otwarte do późna cieszyły się z klientów. W Świętochłowicach też była noc, ale ciemna, spokojna i cicha, bo nikt nie wpadł na pomysł, że muzeum może być otwarte o tej porze, a do tego przynosić zyski, przecież to od zawsze instytucja deficytowa. W obecnych czasach dbałość o substancję zabytkowo – kulturalną miasta jest tak samo ważne jak o troska o zaplecze gospodarcze. Przy otwartych dla turystów zabytkach prosperuje sieć gastronomiczna, handlowa i noclegowa, a każda z nich przynosi miastu dochody w postaci zostawionych przez przybyszy pieniędzy.

Dobry pomysł na wykorzystanie potencjału zabytkowego miasta może być jednym ze sposobów ściągnięcia do niego kapitału, także zagranicznego. Ale nasi włodarze zdają się o tym nie pamiętać, a Świętochłowice póki co, nadal są dziurą kulturalną w samym środku Metropolii Silesia.