Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Julia Pietrucha. I wszystkie jej ładne piosenki [Rozmowa NaM]

Paulina Rezmer
mat. prasowe
W kwietniu wydała znakomitą płytę „Parsley”. Jak sama przyznaje, nie spodziewała się tak gorącego odbioru. Julia Pietrucha wystąpi w Poznaniu w tę niedzielę.

Patrzę w twój koncertowy kalendarz i widzę podwójne wyprzedane koncerty w takich miejscach jak warszawska Stodoła, czy gdańskie B90... Szok?
Julia Pietrucha: Pełnowymiarowy. Naprawdę się tego nie spodziewałam i jestem oszołomiona, ale też pochłonięta i mile zaskoczona tym, co się dzieje po wydaniu płyty „Parsley”. Naprawdę nie spodziewałam się tak żywiołowego odbioru, spotkań z fanami, ciepłych komentarzy.

Kiedy słucham twojej płyty, myślę sobie, że to co na niej zawarłaś, to po prostu ładne piosenki. A wcale nie jest łatwo takie pisać.
Dziękuję. Zdecydowałam, że na płytę trafią utwory szczególnie mi bliskie. Pisałam piosenki odkąd pamiętam, od kiedy tylko nauczyłam się podstawowych akordów na gitarze i ukulele. Ta wiedza wystarczyła mi, żeby przenieść do świata muzyki emocje i historie, które mi towarzyszą. Nie jestem wykształconym muzykiem. Komponuję, choć może to za duże słowo, utwory o tym, co od zawsze gra mi w sercu.

Mówisz, że nie jesteś muzykiem, ale na „Parsley” są pełnowymiarowe, świetnie zaaranżowane utwory.
To dlatego, że mam szczęście do ludzi. Płyta powstała dzięki zaangażowaniu wielu wspaniałych muzyków, którzy mi zaufali i potrafili dobrze odczytać moje intencje i emocje.

Mówisz, że zdecydowałaś, jakie utwory trafią na „Parsley”. To znaczy, że masz ich więcej, niż jest na płycie?
Tak. To efekt pisania do szuflady z przekonaniem, że coś się kiedyś z tym materiałem wydarzy. Wcześniej moich nagrań, w domowych warunkach, na dyktafonie, słuchali tylko moi najbliżsi, rodzina. Lawina ruszyła, kiedy odważyłam się wrzucić je do sieci. Trzeba było coś z tym zrobić.

Julia Pietrucha - "My Own Way"

Tak jak trzeba coś zrobić z rozchodzącymi się błyskawicznie biletami. Jak się czujesz grając dwa koncerty pod rząd?
Po pierwszym koncercie jest zmęczenie... percepcyjne. Dajemy z siebie sto procent i ten ułamek sekundy, w którym myślę, że więcej się nie da jest dla mnie groźny. Ale to trwa dosłownie chwilkę, bo potem uświadamiam sobie, że każdy koncert jest inny, utwory są zaimprowizowane w niepowtarzalnym stylu, gramy dla innych ludzi. Po prostu chcę, żeby to trwało.

A jaka jest twoja publiczność? Kto wypełnia te wielkie sale?
Zwykli, wspaniali ludzie. Są młodzi, widzę grupki wspaniałych, rezolutnych kobiet, które wybrały się na babski wieczór z muzyką, starsze małżeństwa, dzieciaki... Ostatnio zaprosiłam na scenę ośmio- i może sześciolatka. Oboje znali na pamięć cały tekst „On My Own”. Byłam naprawdę wzruszona.

Rozmawiając o tak indywidualnym materiale jakim jest „Parsley” trudno mówić o inspiracjach, ale czego słuchasz na co dzień?
Lubię miękkie głosy. Emocjonalne i ciepłe. Zawsze byłam fanką polskich piosenek z lat 20., 30. Potem trzeba koniecznie wymienić wszystkie amerykańskie girls bandy, rockabilly, swing, neo swing... Trzeba też koniecznie wymienić piosenki Henryka Warsa, który pisał choćby dla Mieczysława Fogga, czy Hanki Ordonówny.

Bardzo kobiecy zestaw.
Nie zastanawiałam się nad tym, ale chyba masz rację...

...i ładne piosenki.
To prawda. Zawsze miałam do nich słabość.

#rozmawiała P. Rezmer

WIĘCEJ O KONCERCIE JULII PIETRUCHY W POZNANIU PRZECZYTASZ TUTAJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto