Wybierz region

Wybierz miasto

    Zgłoś komentarz do moderacji

    TAPFS Poznań. Oj, chyba się troszkę pogubiliśmy, prawda? ;) Setlista na 2012 rok nie obejmuje Welcome To The Machine i tego utworu w Poznaniu nie grano. Wyrzuciłbym jednak On The Turning Away na rzecz Money, którego zabrakło. Brawa należą się zespołowi za zbyt rzadko grane wczesne utwory Floydów. Miło było usłyszeć Astronomy Domine i Set The Controls For The Heart Of The Sun. Zwłaszcza podczas tego drugiego zespołowi udało się zaczarować publiczność; podczas końcówki słychać było tylko klawisze Jasona Sawforda i przejmującą ciszę na widowni :) Wokale. Osobiście TAPFS uwielbiam i dla mnie mistrzostwem jest koncert DVD z 2009 z Kings Dock Arena w Liverpoolu, jeszcze z Damianem Darlingtonem na gitarze. Właśnie jego najbardziej zabrakło mi na koncercie. Obecnie każde wykonanie utworów przyrównuję nie do studyjnych wersji, a to owego DVD. Uczeń przerósł mistrza. :F Z tego też powodu na początku trochę mnie drażnił głos wokalisty - obcy, nie bardzo mi znany. Trzeba jednak przyznać, że możliwości wokalne Alex ma spore i potrafi z nich zrobić świetny użytek. Brawa także dla chórku, któremu świetnie wyszła wokaliza na The Great Gig In The Sky. Takżę u Wilsona dało się zauważyć poprawę - śpiewa mocniej, czyściej. Duży plus. Wspomniana w relacji "odrobina fantazji" bierze się z koncertowych wykonań Pink Floyd, a także z całej działalności i doświadczenia TAPFS. Stąd też wydłużone czy dodatkowe solówki. Kto oczekiwał kropka w kropkę utworów ze studyjnych albumów PF, mógł poczuć się lekko zawiedziony. Trochę mnie rozbawiał komentarz osób stojących po mojej lewej stronie: "Co oni myślą że mogą się spóźniać, przecież nie są oryginalnymi Pink Floyd... To tylko tribute band!" Cóż, jeśli zespół gra nie swoje kawałki, woła za bilety po 130zł i do tego zapełnia hale na kilka tysięcy osób, to uwierzcie mi - mogą. Nie bez powodu mają błogosławieństwo samego Gilmoura i określa ich się mianem najlepszego tribute bandu na świecie. Gitarzyści - element, które najbardziej się bałem. Steve Mac jak to Steve Mac, wszystko co miał do zagrania zagrał perfekcyjnie. Nie byłem natomiast przekonany co do Fowlera. Momentami, podczas solówek nie było go słychać, brakuje mu trochę tej wyrazistości, którą posiada Darlington. Trochę odstawał od wersji, do których przyzwyczaili mnie PF i TAPFS. Solówka na Pigs za to wyszła mu świetnie - mocne, wściekłe dźwięki cięły powietrze. Comfortably Numb - troszeczkę inne solo, ale równie dynamiczne rozgrzało publiczność pod koniec koncertu. Bardzo miło było zobaczyć po raz pierwszy na żywo Mike'a Kidsona. Wspaniale dmuchał w saksofon. Na końcówce Shine On You Crazy Diamond nie bardzo wiedziałem co się dzieje, kiedy palce latały mu po saksofonie jak szalone. Nie bardzo wiem, czy to wina światła, ale wydaje mi się, że ten mniejszy był różowy?! Oprawa wizualna. Jak to u TAPFS :) Po wejściu na Halę Arena byłem mocno zawiedziony jej wielkością, spodziewałem się że to trochę większy obiekt. Smutek już początku, bo wiadomo było że ogromnego dmuchanego guźca ze świecącymi oczami w Poznaniu nie będzie. Podczas koncertu zespół jedynak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Dmuchany nauczyciel, z dosyć mocno kojarzącymi się ustami; ogromny, dmuchany kangur, którego w życiu nie spodziewałem się zobaczyć na polskich koncertach oraz ukochana kuleczka na koniec. Miód! Niesamowity show laserów i świateł. Na reflektorach z przodu sceny - tajemnicze symbole, znane z okresu The Division Bell; świetny pomysł z puszczeniem światła podczas wyświetlania na ekranie Australii ala TDSOTM. Brawo!!! Techniczna strona dźwieku - bez zarzutu. We Wrocławiu w 2010 gitary były źle wyregulowane, dźwięk bardziej przypominał żyletki i nieprzyjemnie ciął po uszach, niemal aż do bólu. Tym razem nie mam żadnych zastrzeżeń. Zdecydowanie nie podobało mi się stoisko z gadżetami - co raz drożej, do tego do kupienia wśród płyt znalazło się tylko jedno CD i DVD z Hammersmith Apollo z 2011. Dosyć dziwne, zważywszy, że przecież nagrali już 3 koncerty DVD i bodajże 4 CD :/ Co ciekawe na ich stronie wcześniejszych płyt też nie ma. Koncert jednak bardzo udany, z chęcią wybrałbym się na Australijczyków po raz 4. Kto kocha Pink Floyd ten powinien choć raz na TAPFS być. Zwłaszcza młodsza część fanów, która stanowi przecież całkiem sporą grupę, a niestety nie miała możliwości zobaczenia oryginalnego Pink Floyd na żywo. Warto!!!

    KOD

    Polecamy!