Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Kmita: Kraków potrzebuje rozwiązań, które poprawią komfort życia mieszkańców, polepszą transport zbiorowy i odkorkują miasto

Piotr Tymczak
Piotr Tymczak
Łukasz Kmita ma 38 kat, wcześniej był wojewodą małopolskim
Łukasz Kmita ma 38 kat, wcześniej był wojewodą małopolskim Anna Kaczmarz
DEBATA PREZYDENCKA. - Wyobrażam sobie szeroką koalicję w Radzie Miasta realizującą projekty służące mieszkańcom, złożoną z przedstawicieli różnych środowisk, dla których Kraków jest wyborem serca. Nie możemy patrzeć tylko na logo partyjne, powinniśmy tworzyć ciekawe, wizjonerskie i przyszłościowe projekty dla miasta. Wizja Krakowa jako europejskiej metropolii stawiającej na wysoki komfort życia mieszkańców to moje marzenie - mówi Łukasz Kmita, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Krakowa.

Jeden z kandydatów zapowiedział, że będzie przyjeżdżał do pracy rowerem, inny samochodem elektrycznym, zlikwiduje parking pod urzędem i będzie korzystał ze strefy parkowania, a Pan jak zamierza dojeżdżać?
Już dziś często z domu do centrum jeżdżę tramwajem „pięćdziesiątką” albo autobusem linii „169” - w godzinach szczytu to najszybszy środek transportu. Ale muszę przyznać, że lubię prowadzić samochód i także z tego powodu często wybieram ten środek transportu. Dlatego uważam, że we wszystkim musi być normalność. Mówienie, że gdy ktoś zostanie prezydentem będzie jeździć rowerem, tramwajem to wyłącznie czysta PR-owa zagrywka. Mieszkańcy oczekują normalności. Zarządzając miastem trzeba stawiać na rozwiązania, które poprawią komfort życia, upłynnią ruchu, polepszą transport zbiorowy i odkorkują Kraków. W ubiegły piątek przedstawiłem szeroki plan jak to zrobić. Przeliczyłem, że gdyby każdy z mieszkańców dziennie stał w korkach tylko 15 minut krócej, to w ciągu roku miałby 60 godzin więcej czasu m.in. na spotkania z rodziną, pójście na spacer czy przeczytanie kilku dodatkowych książek. Dziś dobrem luksusowym jest czas. Im mniej go spędzamy w korkach i podróży, więcej mamy go dla siebie i dla naszych bliskich.

Jak Pana zdaniem można byłoby poprawić transport miejski?
Ostatnio często wybieram kolej jako środek transportu po mieście. Zacznę więc od najprostszych rozwiązań, które można zrobić od ręki. Dam przykład. Jeśli kupuje się bilet jednorazowy na pociąg, to obowiązuje on tylko w tym środku transportu. Gdy chcemy jechać np. ze stacji PKP Kraków Bieżanów Drożdżownia powiedzmy pod Muzeum Narodowe, to musimy kupić zarówno bilet Kolei Małopolskich za 5,5 zł jak i „bilet MPK” za 4 zł. Podróż tam i z powrotem dla dwóch osób to wydatek rzędu 36 złotych. To wcale nie jest tanio. Wiele osób mówi: ekonomiczniej jest pojechać samochodem. Potrzebna jest zatem zmiana, która spowoduje, że w ofercie będzie bilet zintegrowany na przejazdy koleją i pojazdami komunikacji miejskiej. Dostępne są co prawda bilety miesięczne, ale potrzebne są też jednorazowe, atrakcyjne cenowo, tak by podróż samochodem nie była pod tym względem konkurencyjna zarówno czasowo jak i finansowo. Ale to mieszkańcy powinni dokonać wyboru co preferują. Jestem przeciwnikiem narzucania ograniczeń i wprowadzania absurdalnych zakazów. Nikt w tej kampanii nie mówi o kierowcach, a przecież to znacząca grupa mieszkańców i wyborców. Ja o nich nie zapomnę. Dlatego niezbędne są także nowe inwestycje miejskie komunikujące dzielnice. Myślę tu o swoistych nowych osiach drogowych tj. trasach Pychowickiej i Zwierzynieckiej. Ale to nie wszystko. Oś komunikacyjną miasta powinna także domykać tzw. Trasa Nowobagrowa. Jej początek zaczynałby się na wysokości ulic Nowosądeckiej, Wielickiej i Kamieńśkiego i prowadziłby estakadą nad terenami kolejowym do ulicy Lipskiej. Ostatnim dużym elementem byłaby budowa Trasy Ciepłowniczej, łączącej Płaszów z rejonem Łęgu. W ramach tych projektów powinna powstać także infrastruktura dla rowerzystów i pieszych, nowe zieleńce i place do rekreacji. To bardzo ambitny projekt, ale on ma szanse wyraźnie poprawić funkcjonalność komunikacyjną miasta.

Kampanię rozpoczął Pan od pomysłu na zmiany w taryfie biletowej. Podtrzymuje Pan swoje propozycje?
Komunikacja w Krakowie musi być efektywniejsza i tańsza. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ceny u nas są wyższe niż w Warszawie, a tam do dyspozycji pasażerów jest także metro. Najtańszy „bilet normalny” w stolicy kosztuje 3,40 zł, a w Krakowie 4 zł. Dodatkowo w stolicy na podstawie tego biletu można jeździć także szybką koleją miejską. Jako prezydent obniżę ceny. Bilet jednorazowy dla mieszkańców powinien kosztować 3 zł, zaś bilet całodzienny 6 zł. Wtedy moglibyśmy powiedzieć, że transport mógłby być tanią alternatywą. Oczywiście turyści czy osoby, które nie mieszkają w Krakowie płaciliby więcej – obecna stawka zostałaby utrzymana. Miasto musi bowiem preferować tych, którzy są lojalni wobec swojego samorządu.

Dostrzega Pan wciąż niewykorzystany potencjał kolei w Krakowie?
Jak najbardziej. Pilnie potrzebne są nowe przystanki, gdyż Kraków ma sporo linii kolejowych, które można szerzej wykorzystać na potrzeby szybkiego transportu. Dobrze, że niebawem powstaną nowoczesne perony w Kościelnikach, Przylasku Rusieckim i na osiedlu Piastów w Nowej Hucie. Te działania były już wcześniej zaplanowane. Ale wciąż brakuje przystanków m.in. w rejonie Prądnika Białego, Prądnika Czerwonego. Potrzebna jest także łącznica kolejowa na Żabińcu, pozwalająca na szybki przejazd pociągów z Nowej Huty do Dworca Głównego w czasie ok 10 minut. Kolej to szansa dla Krakowa. Oczywiście same rozwiązania kolejowe nie wystarczą. Dlatego podkreślam rolę zintegrowanego transportu miejskiego. Potrzebne są także dodatkowe ekspresowe linie autobusowe jeżdżące na osiedla, tam gdzie jeszcze nie docierają tramwaje. Wciąż brakuje też dużych parkingów park&ride, na których można byłoby zostawić samochód i przesiąść się na pociąg, tramwaj czy autobus. Moim pomysłem jest także szybki i sprawny transport na Wiśle, czyli tramwaje wodne z prawdziwego zdarzenia. To byłoby uzupełnienie oferty transportu drogowego. Kraków powinien wykorzystać potencjał Wisły przepływającej przez nasze miasto. W miejscu starych i niewyremontowanych pętli autobusowych – tak jak na Nowym Kleparzu powinny powstać obiekty dwupoziomowe. Na poziomie „minus jeden” powinien powstać właśnie parking podziemny, a nad nim – na obecnym poziomie – wyremontowana płyta z wiatami i stanowiskami dla autobusów miejskich.

Nie ma kandydowania na prezydenta Krakowa bez obietnicy budowy metra. Zgadza się Pan z tym?
Metro jest koniecznym rozwiązaniem w Krakowie, ale w perspektywie lat. Prace związane z jego powstaniem należy kontynuować, ale wcześniej warto pilnie usprawnić cały transport, o czym mówiłem wcześniej. Przykład stolicy pokazuje, że jeśli myśli się poważnie o podziemnej kolei, to nie można mieszkańcom powiedzieć, że już za około 5-6 lat będą oni mieli do dyspozycji nawet trzy odcinki metra. To fizycznie niemożliwe. Mam nadzieję, że krakowianie zdają sobie sprawę z realiów i nie dadzą się naciągnąć na takie bezpodstawne obietnice. Budowa tego typu infrastruktury to także ogromne utrudnienia komunikacyjne, zamknięte ulice, większe korki. Nie da się prowadzić frontu robót niemal w całym mieście. Trzeba je rozsądnie zetapować, aby nie sparaliżować ruchu. Niektórzy chyba o tym zapomnieli. Tymczasem tak dzieje się we wszystkich dużych miastach, gdzie powstaje ten system transportowy. Inną kwestią są finanse. Pewne nadzieje można wiązać z PPP czyli partnerstwem publiczno-prywatnym, ale nie przeceniałbym tego instrumentu. Powiedzmy sobie szczerze: na dziś Krakowa samodzielnie nie stać na budowę metra. Od początku twierdzę, że zadanie to, aby miało realne szanse powodzenia musi być współfinansowane ze środków zewnętrznych – europejskich lub z budżetu państwa. Dlatego zapytałem jako poseł w specjalnej interpelacji pana premiera, czy widzi możliwość wsparcia finansowego dla tego zadania z budżetu. Czekam na odpowiedź. Bądźmy także realistami: pozycja polityczna moich kolegów parlamentarzystów z dzisiejszego obozu władzy jest słaba. To raczej pewne, że przy takim podejściu nie będą w stanie wylobbować dużych środków dla naszego regionu. Oby tak nie było, bo przecież zależy mi na mocnym rozwoju Krakowa i Małopolski. Dlatego też będę mobilizował moich kolegów z parlamentu do działania.

Mówiąc o kolegach, kogo konkretnie ma Pan na myśli?
Zarówno moich kontrkandydatów do prezydentury w Krakowie pana posła Aleksandra Miszalskiego z Platformy Obywatelskiej jak i posła Rafała Komarewicza z Trzeciej Drogi, a także innych małopolskich parlamentarzystów koalicji, którzy powinni działać sprawniej. Co prawda powstał parlamentarny zespół do spraw rozwoju Krakowa i Małopolski złożony z polityków rządzącej koalicji, który w teorii ma działać na rzecz pozyskiwania środków i realizacji nowych zadań w mieście i regionie. Działania te są fasadowe. Członkowie tego zespołu nawet nie wiedzieli o wycofaniu przez ministra Bartłomieja Sienkiewicza finansowania - wartego kilkaset milionów złotych – a przeznaczonego na zagospodarowanie dawnego hotelu Cracovia wraz z rewitalizacją jego otoczenia. Oby nie skończyło się tym, że ktoś w Warszawie wpadnie na pomysł, by działkę z dawnym hotelem Cracovia sprzedać jakiemuś deweloperowi. Pewnie nikt z nas nie chciałby, aby w tym miejscu powstała np. jakaś galeria handlowa.

Jakby Pan został prezydentem, to jak rozwiązałby tę sprawę?
Po pierwsze przygotowałbym listę inwestycji, które były w planach, są strategiczne dla naszego regionu i które miały zapewnione finansowanie. Szukałbym aktywnie szerokiego konsensusu. Deklaruję, że jako prezydent dla dobra miasta i realizacji ważnych zadań współpracowałbym z każdym środowiskiem nie tylko w Krakowie, ale i w Warszawie. Samorząd to zupełnie coś innego niż Sejm i bieżąca polityka, to budowanie więzi, wspólnoty, troska o wyjątkowe dziedzictwo Krakowa. To także troska o wygodne życie mieszkańców. Uważam, że jestem w tym względzie wiarygodny. Przez ostatnie 3,5 roku byłem wojewodą, który łączył nie dzielił. Doceniają to także moi konkurenci polityczni. Budowałem porozumienia ponad podziałami. Bo czy Kraków może nas dzielić? Dlatego moja bieżąca współpraca z władzami Krakowa była na bardzo wysokim poziomie, a do miasta udało się ściągnąć ogromne środki na inwestycje. Ostatnie 8 lat to czas wielkich inwestycji rządowych, których nie sposób nie zauważyć, począwszy od infrastruktury, a skończywszy na kulturze. Wymienię tylko kilka: gigantyczna przebudowa krakowskiego węzła kolejowego z nowymi przystankami, warta prawie dwa miliardy złotych północna obwodnica, która jest w zaawansowanej budowie, zakup kolekcji Czartoryskich wraz z kompleksowym remontem tego muzeum czy znaczne środki na zakup i inwestycje na Wawelu. Nie brakło także potężnego zastrzyku finansowego na ochronę zdrowia – m.in. na modernizację Szpitala Dziecięcego na Prokocimiu. Skala pozyskanych funduszy z Warszawy była naprawdę imponująca. Przypomnę także i o tym, z czego obecnie wszyscy korzystamy i co służy mieszkańcom: ponad 300 milionów złotych z budżetu państwa przeznaczono na modernizację wielu miejskich dróg w ramach przygotowań Krakowa do igrzysk europejskich. W wielu miejscach pojawił się długo oczekiwany przez mieszkańców nowy asfalt. Pieniądze są ważne, ale to nie wszystko.

Co dla Pana było i jest jeszcze istotne?
W pracy w samorządzie co dzień byłem człowiekiem niezwykle otwartym. Dobrze współpracowałem z wieloma organizacjami pozarządowymi, harcerzami, tak ważnymi w mieście środowiskami naukowymi czy środowiskiem krakowskich medyków. Wiele osób mówiło o mnie, że jestem człowiekiem dialogu. Wspólnie udało nam się przejść przez ekstremalnie trudny czas pandemii, który wymagał ode mnie trudnych, ale odpowiedzialnych decyzji. Z perspektywy czasu wiele środowisk przyznaje, że były to decyzje trafione i służące bezpieczeństwu zdrowotnemu mieszkańców. Potem nadszedł kolejny czas próby: okres przyjęcia setek tysięcy uchodźców uciekających przed agresją rosyjską na Ukrainie. Tu też mogę powiedzieć, że zdaliśmy egzamin ściśle ze sobą współpracując. A wszystko w myśl zasady „Razem jesteśmy silniejsi”. Ta siła była nam wtedy bardzo potrzebna, ale jest potrzebna i obecnie, bo czasy są trudne i wymagają mocnego współdziałania. Jestem tego gwarantem, wiele rzeczy mamy jeszcze razem do zrobienia.

Jakie kierunki rozwoju widzi Pan jeszcze w naszym mieście?
Warto porównać Kraków z Wiedniem. W stolicy Austrii byłem trzy tygodnie temu na kolejnej wizycie studyjnej. Analizowaliśmy wtedy dobre wzorce w zakresie infrastruktury transportowej. Świetny przykład zaobserwowałem na dworcu Aspern Nord. Tam najpierw powstała infrastruktura, wspólny dworzec dla naziemnego metra, kolei i autobusów. Co ciekawe – dopiero potem na bazie istniejących rozwiązań komunikacyjnych powstają całe nowe dzielnice. W Krakowie przez lata było inaczej: najpierw powstawały kolejne zabudowania, często w sposób nieuporządkowany, aby maksymalizować zysk deweloperów. Potem wszyscy zastanawiają się, gdzie zlokalizować przedszkole, szkołę, dom kultury czy pętle autobusową, bo nikt nie zostawił rezerwy w terenie. Trzeba zacząć odpowiedzialnie kształtować przestrzeń miejską – w tym planować zwarte tereny zielone. W Wiedniu mamy prawie 1000 parków, w Krakowie zaledwie 50. To fakt, że stolica Austrii jest dwa razy większa od naszego miasta, ale i tak liczby te pokazują pewną przepaść. Brakuje nam na osiedlach miejsc służących do rekreacji i wypoczynku. Dlatego mój plan mówi: trzykrotnie zwiększymy liczbę parków. To moja deklaracja. Oprócz dużych parków powinny powstać także parki linearne i kieszonkowe, jako uzupełnienie przestrzeni zielonej, ścieżki rowerowe, nowoczesne place zabaw dla dzieci. Trzeba także myśleć o wsparciu lokalnych przedsiębiorców, o ich promocji, budowaniu krakowskiej marki.

Jaki ma Pan na to pomysł?
To strategiczne zadanie powinno być realizowane w dużo większej współpracy z izbami gospodarczymi czy kongregacją kupiecką. Na kolejnych osiedlach powinny powstawać nowe miejsca na świeże, smaczne i zdrowe produkty lokalne. Chodzi o skrócenie ścieżki „od pola do stołu”. Jestem gorącym zwolennikiem tego, by ekożywność w dobrej cenie była jak najbardziej dostępna. Małe place targowe powinny być więc rozlokowane w całym Krakowie. Chodzi o to, aby rolnicy mogli tam handlować swoimi produktami za symboliczną opłatą, a mieszkańcy mieli dostęp do zdrowej żywności w przystępnych cenach. Ważnym działaniem jest także troska o czyste powietrze. Myślę tu m.in. o bezwzględnym zachowaniu ostatnich korytarzy służących do przewietrzanie miasta. O tym w minionym czasie niewiele się mówi. Kontrkandydaci – co może dziwić - nie poruszają tego ważnego tematu. Powinniśmy skorzystać z potencjału krakowskich naukowców m.in. z Politechniki, którzy tworzą specjalne modele prognozujące jak powinna wyglądać zabudowa i jak zatroszczyć się o ten obszar.

Czy miasto może bardziej wykorzystać akademicki potencjał?
Kraków to dla mnie stolica polskiej nauki. W mieście funkcjonuje ponad 20 uczelni wyższych. Mając takie zaplecze trzeba zdecydowanie bardziej korzystać z nowoczesnych technologii, wprowadzać smart city. To może być bardzo przydatne w życiu każdego mieszkańca. Weźmy na przykład inteligentny system parkingów. Za pomocą pętli indukcyjnych zlokalizowanych w nawierzchni i inteligentnych kamer można uzyskiwać dane np. o zajętości miejsc parkingowych w danej części miasta i wtedy podejmować decyzję o wyborze konkretnego środka transportu. Uczelnie powinny być drugim płucem rozwoju Krakowa, wszak uczy się tu około 100 tysięcy studentów. Dlatego jestem zwolennikiem powstania ciała doradczego przy prezydencie, gdzie wspólnie rozmawialibyśmy o zastosowaniu nowoczesnych technologii w życiu miasta. Kraków to także miasto informatyków, dlatego zastanawiającym jest, dlaczego jeszcze nie powstała tu multifunkcja aplikacja miejska. Mieszkańcy mogliby szerzej współdecydować i kreować swoje otoczenie. Umożliwiałaby ona nie tylko sprawną e-administrację, ale dawała możliwość zgłoszenia do służb prostych, ale ważnych informacji np. o zniszczonym koszu czy ławeczce, wskazania konieczności remontu drogi czy chodnika. Ale przede wszystkim umożliwiałaby większą partycypację w decyzjach – a nawet możliwość przeprowadzania lokalnych, dzielnicowych e-referendów. Mieszkańcy mogliby wskazywać m.in. priorytetowe inwestycje na ich osiedlach. To coś znacznie szerszego niż budżet obywatelski.

A co z mieszkaniami dla kolejnych pokoleń krakowian?
Polityka mieszkaniowa w ostatnich latach w mieście była niewydolna. Na tym korzystali deweloperzy, którzy wywindowali ceny mieszkań do niebotycznych kwot. Dziś cena metra kwadratowego mieszkania to około 14 tysięcy złotych. Trudno mi sobie wyobrazić, by przykładowo młody urzędnik zarabiający 6 tysięcy złotych brutto był w stanie kupić mieszkanie. To jest ogromny problem. Miasto musi iść w kierunku dwóch projektów. Jednym z nich jest maksymalne rozszerzenie programu „Mieszkanie za remont”. Drugim rozwiązaniem jest budownictwo społeczne – także w ramach Społecznych Inicjatyw Mieszkaniowych - ze stosunkowo niewielkim czynszem i dające możliwość wykupu mieszkania po 15-20 latach.

A co z polityką w samorządzie, da się jej uniknąć?
Miasto musi także zdecydowanie mocniej postawić na potrzeby mieszkańców. Trzeba skończyć także z tym, że lukratywne posady w zarządach miejskich spółek obsadzało się nie według kompetencji, ale znajomymi z politycznego klucza. Dziś – niestety – pewien układ w tym zakresie urzędującego prezydenta Jacka Majchrowskiego z Platformą Obywatelską i Lewicą nadal funkcjonuje i ma się dobrze. Kandydaci, którzy przez ostatnie lata wiernie służyli prezydentowi Majchrowskiemu przypuścili w ostatnim czasie na niego frontalny atak, odżegnują się od jego polityki. Przecież mieszkańcy Krakowa doskonale wiedzą, że Rafał Komarewicz był przewodniczącym Rady Miasta i członkiem prezydenckiego klubu, a Platforma Obywatelska – która dziś wystawia Aleksandra Miszalskiego – brała współodpowiedzialność za politykę miejską poprzez wiceprezydenta pana Bogusława Kośmider. Nie inaczej jest z Łukaszem Gibałą, którego wprost wspiera posłanka Lewicy Razem z Krakowa.

Nie obawia się Pan, że kontrkandydaci będą wypominać, iż za czasów rządów PiS obsada stanowisk też była partyjna?
Chcę złożyć jasną deklarację: maksymalnie ograniczę liczbę członków rad nadzorczych w spółkach miejskich. Spółki będą lepiej zarządzane. Nie będzie w nich miejsca dla polityków, którzy przyszli tam zarabiać tylko pieniądze. Miejskie spółki są niezwykle ważne w strukturze miasta. Powinny one funkcjonować w taki sposób, aby mieszkańcy płacili za usługi komunalne możliwie jak najmniejsze stawki przy zachowaniu wysokiej jakości świadczonych usług. Myślę tu w sposób szczególny o spółkach skupionych w Krakowskim Holdingu Komunalnym. Jestem przekonany, że pewna polityka odchudzenia zarządów w miejskich spółkach przyniosłaby wymierne efekty dla mieszkańców, ale również dla pracowników, którzy powinni być godnie wynagradzani. Docierają do mnie niepokojące informacje, że część kandydatów planuje prywatyzację części majątku miasta. Jestem tego zdecydowanym przeciwnikiem. Chciałbym więc usłyszeć jasne deklaracje od innych kandydatów na prezydenta, szczególnie od Łukasza Gibały i Aleksandra Miszalskiego, jaki jest ich stosunek do prywatyzacji tych podmiotów.

Kandydaci prezentujący się jako niezależni przekonują, że warto na nich głosować, bowiem mogą zagwarantować, iż nie będzie rozdawania stanowisk z partyjnego klucza. Myśli Pan, że Pana deklaracje bardziej przekonają wyborców?
Mogę powiedzieć: czyny nie słowa. Najlepszy przykładem jest okres, w którym pracowałem jako wojewoda małopolski. Postawiłem na ekspertów. Nie przeprowadzałem żadnej rewolucji, jeżeli chodzi o stanowiska kierownicze w Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie. Postawiłem za to na usprawnienia dla mieszkańców, na sprawność działania administracji. Chcę bardzo mocno to podkreślić: w urzędzie i spółkach miejskich jest wielu pracowników z doświadczeniem, umiejętnościami, wykonujących mrówczą pracę, którzy dobrze służą mieszkańcom i miastu. Te osoby mogą liczyć na moje wsparcie. O te osoby trzeba szczególnie zadbać. Wszystkie te działania będą realizowane według klucza: mniej polityki, więcej merytoryki.

Jest Pan najmłodszym z kandydatów na prezydenta Krakowa. To Pana atut, czy jednak mogą Panu wypominać brak doświadczenia?
Pod względem zarządzania mam spore doświadczenie - i to zarówno w samorządzie jak i administracji. Moja praca wojewody – o czym mówiłem wcześniej – przypadła na trudny czas pandemii i wojny na Ukrainie. Dzięki umiejętności dialogu, sprawnemu zarządzaniu łączyłem z korzyścią dla mieszkańców „ogień z wodą”. Miasto jest ogromnym organizmem, a prezydent powinien słuchać nie tylko swoich współpracowników, ale i mieszkańców. I chyba jako jedyny z kandydatów mam takie cechy. Interesuje mnie głos zwykłych ludzi, ich problemy. Będąc wojewodą małopolskim współpracowałem z różnymi środowiskami, podejmowałem wyważone decyzje. Nigdy nie byłem „partyjnym wojewodą” słuchającym tylko jednego środowiska. Powiem mało skromnie: jestem przekonany że suma doświadczeń jakie zebrałem przez prawie 10 lat zarządzania różnymi instytucjami i organizmami, dobrzy współpracownicy, umiejętność dialogu, otwarcie na różne środowiska zaprocentuje dla Krakowa.

Z kim mógłby Pan wejść w koalicję jako prezydent Krakowa?
W fundamentalnych sprawach można stać po dwóch stronach barykady, ale to nie oznacza, że nie można współpracować dla dobra miasta. Wyobrażam sobie szeroką koalicję w Radzie Miasta realizującą projekty służące mieszkańcom, złożoną z przedstawicieli różnych środowisk, dla których Kraków jest wyborem serca. Nie możemy patrzeć tylko na logo partyjne, powinniśmy tworzyć ciekawe, wizjonerskie i przyszłościowe projekty dla miasta. Wizja Krakowa jako europejskiej metropolii stawiającej na wysoki komfort życia mieszkańców to moje marzenie.

Jeszcze jako wojewoda myślał Pan o kandydowaniu na prezydenta Krakowa, czy zdecydował się po tym, jak wystartować nie chciała wskazywana w sondażach Małgorzata Wassermann?
Od dłuższego czasu zabiegałem o to, bym mógł wystartować na prezydenta Krakowa. Oczywiście początkowo to było w sferze marzeń. Małgorzata Wassermann miała świetny wynik w wyborach do polskiego parlamentu. Jest znana i ceniona w Krakowie. Rozumiem jej decyzję, że nie wystartowała, ale jednocześnie bardzo mocno wspiera mnie w kampanii. Liczę się z jej zdaniem. Jako posłanka szukając rozwiązań dla dobra miasta potrafi rozmawiać z przedstawicielami różnych sił politycznych i z prezydentem Jackiem Majchrowskim. To jest ta różnica młodego pokolenia, które nie patrzy tylko w stricte partyjny sposób, ale jest w stanie wypracować najlepsze rozwiązania dla mieszkańców.

To, że PiS straciło władzę w kraju będzie utrudnieniem, lepiej byłoby kandydować, gdyby ta partia rządziła w Polsce trzecią kadencję?
Rzeczywiście, teraz nie rządzimy w kraju jako środowisko polityczne. Dla mnie nic się nie zmienia. Jestem skupiony na tym, by Kraków się rozwijał. No cóż, z punktu widzenia politycznego może jest trochę trudniej, ale nie polityka jest najważniejsza, tylko mieszkańcy. To do nich należy ostateczny wybór. Jestem pełen pokory.

Pochodzi Pan z Olkusza i tam zaczynał swoją aktywność samorządową. Nie ma Pan obaw, że będzie kojarzony jako człowiek spoza Krakowa?
Z Krakowem jestem związany od lat, choć rzeczywiście urodziłem się w Olkuszu. Co ciekawe większość prezydentów naszego miasta także nie pochodziła z Krakowa. W Krakowie nie urodził się prezydent Majchrowski - pochodzi przecież z Sosnowca. Co ciekawe Rafał Komarewicz były przewodniczący Rady Miasta Krakowa urodził się w Ełku na Mazurach. Abstrahując od tego, kto i gdzie się urodził, to nieco z przymrużeniem oka powiem: Kmita to stare „krakoskie” nazwisko. Chyba najbardziej krakowskie ze wszystkich kandydatów startujących na urząd prezydenta. Przy ulicy Floriańskiej mamy Pałac Kmitów, a nieopodal naszego miasta - w Zabierzowie - nawet Skałę Kmity. Ale wracając do historii, to nazwisko jest bardzo zasłużone dla Krakowa i dla Polski. Piotr Kmita był przecież jednym z najbardziej zasłużonych doradców królowej Bony, marszałkiem wielkim koronnym i wojewodą krakowskim.
Wróćmy jednak do teraźniejszości naszego miasta. Tu – ponad 10 lat temu poznałem moją żonę, zakochałem się w niej, zakochałem się w Krakowie. Tu mieszka moja liczna rodzina, nasi znajomi i przyjaciele. Moje losy są więc w naturalny sposób splecione od lat z Krakowem. Teraz przyszedł czas, aby zawalczyć o serca krakowian, tak jak zawalczyłem o serce mojej żony krakowianki.

Empatia transmitowana społecznie?

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Łukasz Kmita: Kraków potrzebuje rozwiązań, które poprawią komfort życia mieszkańców, polepszą transport zbiorowy i odkorkują miasto - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto