W sumie to dziwne, gdyż to dopiero początek tygodnia, a ja już czułem
się prawie, jakby to był czwartek lub piątek cicho marząc o zbliżającym się weekendzie. A tu
weekendu ani widu, ani słychu, jeszcze kilka dni, by można było zacząć odliczać. Jak to się mówi
byle do środy, bo po niej już z górki. Ale kiedy wyprowadziłem psicę, przebrałem się i ruszyłem
oddać się we władanie pędu, to całe znużenie, otępienie odpłynęło niczym drewniana łódeczka rzucona
ręką dziecka na morskie fale. I biegnąć czułem jak moje baterie, jak zawsze się ładują. Ale czułem
coś jeszcze. Taką wyjątkowo trudną do opisania euforię i wolność. Niczym ptak unoszący się w
przestworzach lecący bez granic, nie zatrzymany przez żadne przeszkody. Tak to dobre określenie.
Bieganie czyni wolnym. Może komuś może się kojarzyć, jak hasło w obozie koncentracyjnym, gdzie
zamiast biegania była „praca”, ale odcinam się od tego zupełnie. Tutaj bieganie jako sama czysta
rozkosz biegowa bez żadnego podwójnego dnia. Połączenie pragnienia, mocy, radości i entuzjazmu. I
suma tych wszystkich czynników daje wolność umysłu, ciała i duszy. Kiedy wychodzę z domu by zacząć
biegać, czuję się jak narkoman trzymający w dłoni strzykawkę wypełnioną wiadomo czym, jak alkoholik
podnoszący do ust szyjkę butelki z której unosi się ostry zapach wódki. Tak bieganie to mój
narkotyk, to mój nałóg. Przyznaję się bez wstydu i skrępowania. Czy to trzeba leczyć? Nie wiem, ale
wiem że fantastycznie się z tym czuję. Kiedy biegnę czuję niczym niepohamowaną swobodę. Moje myśli
mogą krążyć wokół wszystkich możliwych tematów, bez żadnych obaw, wstrętów czy zawstydzeń. Mogę
myśleć o seksie, mogę myśleć o polityce, pracy, o naturalnych potrzebach ludzkich i tych
wytworzonych pod wpływem ekonomicznych potrzeb. Trochę o filozofii, dużo o kobietach, gdyż wiadomo,
że dla każdego faceta kobiety to ulubiony temat przemyśleń westchnieniami wspomaganych. I nie ma się
tutaj czego wstydzić. Co w tym złego, że lubię patrzeć na piękne kobiety, myśleć, czy nawet czasem
marzyć o nich? To są naturalne zachowania faceta, o klasycznej orientacji seksualnej. Nie znaczy to
oczywiście, że podchodzę do każdej pani, która pobudza moje myśli z jasną i prosto z mostu
przekazywaną informacją. Gdyby tak było, to zapewne moja twarz wiecznie by się mieniła różnymi
odcieniami sinej czerwieni od policzków ze wszystkich możliwych stron. A że czasem facet ma swój (
może nie wielki ale zawsze) rozum i nad swoimi popędami potrafi zapanować, więc jest jak jest i nie
jest źle. Bo zawsze może być gorzej. Dlatego biegnąc tak samotnie uwalniam moje myśli, moje
pragnienia pozwalając im szybować nade mną. Zupełnie inaczej się biegnie w grupie, kiedy goni się
czas, a każdy współbiegacz jest jednocześnie wspomaganiem, ale także na swój sposób rywalem. Bo co
prawda na tym etapie, na którym biegamy, to raczej nie ścigamy się nikim, jedynie każdy walczy z
samym sobą, ale biegnąc w grupie czujemy smak rywalizacji, sami go wyzwalamy łącząc koleżeńskość z
jakby nie patrzeć pragnieniem wyprzedzenia jednej, czy drugie osoby. I to, że ktoś biegnie przed
nami i chęć dogonienia go powoduje połączenie się gonionym, lub goniącym nicią rywalizacji, ale o
posmaku symbiozy. Gdyż goniąc czy uciekając przekazujemy goniącej lub uciekającej osobie część
swojej mocy, jednocześnie zabierając coś od niej. Gdyż nic tak nie motywuje do poprawy wyniku niż
wzajemne wspomaganie na bazie gonienia wyzwalane. A jeżeli jest to grupa, to wzajemna moc unosząca
się nad nią spływa swoimi promieniami na każdego biegnącego. I wtedy, co chyba jest logiczne
przyspieszenie jest jeszcze większe. I to jest chyba główny powód, dlaczego w czasie biegu grupowego
uzyskuje się zupełnie inne rezultaty, niż w czasie samotnych treningów. Gdyż bieg w grupie daje
niemal seksualne spełnienie, a samotne? To już chyba nie musze kończyć, każdy sam sobie może
odpowiedzieć. Jak już nie raz pisałem nie samym bieganiem człowiek żyje, ale interesuje się także
innymi sprawami sportowymi, politycznymi czy gospodarczymi w kraju, czy na świecie się dziejącymi.
Ostatnio, jak wielu pasjonatów sportu, ale nie tylko z zainteresowaniem obserwuje serial pt „rozpacz
Legii po wyrzuceniu z LM”. Jak mam być szczery będąc rodowitym z krwi i kości poznaniakiem, trudno
był czuł smutek i żal z tego powodu. Raczej rozbawienie. Ale nasuwa mi się pewna refleksja. Klubem
piłkarskim, jakby nie patrzeć i czegokolwiek by nie myśleć i uważać, ale jednym z lepszych w kraju
zarządzają ludzie których można zaliczyć do jednej z dwóch grup: łapówkarzy, albo ignorantów,
amatorów i matematycznych analfabetów do trzech nie potrafiących zliczyć w jednym. Napiszę krótko:
nie wystawia dobrej opinii pracodawcy zatrudnianie takich „fachowców” na ważnych stanowiskach. Czy
poleci kierownik drużyny z której zrobiono kozła ofiarnego, zapewne dlatego, że jest blondynką i
odpowiada stereotypom blondynki w świadomości męskich samców alfa egzystującym, czy faktycznie
sięgną głębiej i znajdą tych co faktycznie za tym stoją, nie ma dla mnie zbytniego znaczenia. Bo,
jeżeli ktoś wziął łapówkę, to zapewne taką, że jest ustawiony do końca życia i w sumie mu zwisa, czy
i gdzie będzie pracował. A jeżeli nie wziął, to znaczy że jest tylko głupi w swojej ignorancji i do
końca nie zrozumie, dlaczego i skąd wyleciał. Tak jak pisałem, trudno powiedzieć bym się smucił, czy
żałował pogrobowca armijnego potentata, wykradającego niegdyś najlepszych piłkarzy w wieku poborowym
z innych klubów. Mało kto w Poznaniu lubi Legię i nie jestem wyjątkiem, ale nad głupotą z pełnym
podziwem się musze pochylić. Bo inaczej tego serialu nie da się nazwać. I tylko należy się dziwić,
dlaczego taka kasa jest ładowana w sport, który od 1982 roku przynosi nam więcej narodowych
upokorzeń niż chwil radości i chwały. Dla porównania na Mistrzostwach Europy w lekkoatletyce
zdobywamy 12 medali i zajmujemy 5 miejsce w klasyfikacji generalnej. A żeby porównanie było jeszcze
ciekawsze w rankingu FIFA, nasza reprezentacja piłkarska zajmuje 61 miejsce, za takimi potęgami jak
Burkina Faso, Senegal czy Mali a wyprzedzając o włos: Libię, Panamę czy Gwineę. W rankingu UEFA
klasyfikującym najlepsze kluby, największe piłkarskie narodowe klubowe potęgi, zajmują szczytne
miejsca w drugie setce. Ale to piłka nożna wyzwala największe emocje i tutaj są największe
pieniądze. I nie ma znaczenia jak słabi jesteśmy, to i tak inne dyscypliny, w których zaliczamy się
do europejskiej, czy światowej czołówki dostają ułamek tej kwoty, jaka jest pompowana w naszą
narodową dyscyplinę wstydu. Przyznam się szczerze. Kiedyś pasjonowałem się piłką nożna, na pamięć
znałem piłkarzy klubów, z którymi się utożsamiałem, polską reprezentację i żyłem każdym meczem. Ba
nawet po moich studiach podyplomowych miałem w życiu epizod, w którym odpowiadałem za marketing w
jednym z ówczesnych klubów piłkarskiej ekstraklasy. Ale po niecałym roku moja pasja wywietrzała. Ale
to zupełnie inna historia. Trochę działałem w innych dyscyplinach, przyglądałem się mechanizmowi
naszego profesjonalnego sportu i moje odczucia były jakie były. I napiszę, tylko że wycofałem się
działalności w branży sportowej w gatunku pseudo zawodowym, gdyż inaczej tego, co się w naszym
sporcie dzieje nazwać nie można. Może kiedyś jak się zmieni mentalność, sposób podejścia i
postrzegania. Ale do tego obecne pokolenie i to nadchodzące musi wymrzeć. I co jest raczej logiczne,
ja tych lepszych czasów sam nie dożyje. Zresztą jak patrzymy co się dzieje na świecie, to
poważnie się zaczynam zastanawiać, czy i jak długo nasze pokolenie wyżyje, czy raczej zagłady na
całe ziemskie życie nie sprowadzi. Gdyż człowiek tak naprawdę jest głupi. Tyle ma doświadczeń z
historii, tyle zgromadził broni, a ciągle żyje na krawędzi, czekając kto pierwszy da znak do
całkowitej zagłady życia na ziemi. I każdy zdaje sobie sprawę z faktu, ze jeżeli wybuchnie kolejny
ogólnoświatowy konflikt, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że po nim na ziemi przetrwają tylko
bakterie, i ewentualnie glony odporne na temperaturę w morzach i oceanach. No chyba, że jakieś
wyjątkowo głęboko żyjące ryby, skorupiaki i inne podwodne stworzenia. A duch ludzkiego zrozumienia
będzie się nad ruinami unosił. No, ale nie ma się co nad tym zastanawiać, chyba sobie jeszcze dla
uspokojenia duszy jedną biegową rundkę „strzelę” żródło: http://biegaczamator.blog.pl/
Wyślij wiadomość do Michał Kotyn
Zgłoś Michał Kotyn