Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Akcja Bollwerk. Największa akcja podziemia polskiego w Poznaniu: AK-owcy spalili magazyny w porcie rzecznym nad Wartą

Grzegorz Okoński
Grzegorz Okoński
Płonące magazyny w poznańskim porcie rzecznym - z dymem poszło zaopatrzenie dla niemieckiej armii, warte milion - półtora miliona marek
Płonące magazyny w poznańskim porcie rzecznym - z dymem poszło zaopatrzenie dla niemieckiej armii, warte milion - półtora miliona marek IPN
Luty 1942 roku okazał się bardzo gorącym okresem w działaniach wielkopolskiego podziemia. Właśnie wtedy, dokładnie osiemdziesiąt lat temu, siedemnastu konspiratorów przeprowadziło największą akcję wielkopolskiego podziemia, która miała realny wpływ na sytuację wojsk niemieckich na froncie wschodnim. Nadano jej kryptonim Bollwerk. W nocy z 20 na 21 lutego 1942 roku spalono magazyny wojskowe, zadając okupantowi straty szacowane na co najmniej milion marek.

W niedzielę, 22 czerwca 1941, o godz. 3.15 rozpoczęła się operacja „Barbarossa” - atak Niemców i sprzymierzonych z nimi wojsk na Związek Radziecki. Adolf Hitler zakładał, że do zimy uda mu się pokonać swojego wielkiego, choć przez własne czystki osłabionego sojusznika, z którym na mocy paktu Ribbentrop – Mołotow niedawno wspólnie pokonał i rozgrabił Polskę.

Mimo taktycznych sukcesów i zaskakująco łatwego rozbijania zaskoczonych rosyjskich armii, Blitzkrieg na wschodzie został jednak zatrzymany. Niemcy zadali Rosjanom ogromne straty, ale ich oponent wciąż korzystał z ogromnych rezerw ludzkich i wystawiał kolejne jednostki. Jednocześnie Niemcy nie byli w stanie wystarczająco szybko uzupełniać swoich strat, a przede wszystkim – zapewnić skutecznego zaopatrzenia rozciągniętym na wielkiej przestrzeni jednostkom.

Nie zdobyli Moskwy, a na froncie zapanowały siarczyste mrozy – bo „Generał Zima” przyszedł Rosjanom z pomocą. Niemieccy żołnierze nie mieli wystarczającej ilości kożuchów, ciepłych butów, spodni, zimowej bielizny i po prostu zamarzali w mrozach sięgających nawet minus trzydziestu stopni.

W tej sytuacji w Rzeszy urządzono wielką akcję zbierania ciepłej odzieży dla żołnierzy – i właśnie okupowany Poznań był jednym z kilku głównych miejsc magazynowania i wysyłania darów na front. Do jego magazynów, przejętych przez niemieckie firmy, zwożono żywność, wyposażenie, artykuły gumowe, a przede wszystkim ciepłą odzież dla niemieckiej armii.

Poznański port rzeczny powstał w latach 1896-1902, przy nadbrzeżu przeładunkowym – bulwarze Kleemana – od niego aż do mostu kolejowego koło Tamy Garbarskiej. Miał pięć dźwigów portowych, połączenie kolejowe z dworcem i mógł przyjmować jednorazowo od 36 do 42 barek.

Miał też magazyny, wypełniane dobrami przeznaczonymi dla armii walczącej w mrozie na wschodzie...

Magazyny nad Wartą zwróciły uwagę sierżanta Michała Garczyka, pseudonim „Kuba”, który dowodził Oddziałem Dywersji Bojowej, podlegającej Wielkopolskiemu Kierownictwu Związku Odwetu. Miał on już na koncie kilka aktów dywersji związanych z podpaleniami, prowadzącymi ważną działalność na rzecz gospodarki okupanta – w Grudziądzu, Wrocławiu, czy w Goslar. Ponadto uszkadzał też wagony kolejowe i parowozy, czemu sprzyjał fakt, że jeździł po Wielkopolsce w mundurze kolejarskim i nie budził przez to podejrzeń.

Planował podpalenie poznańskich magazynów, jednak pierwszy jego plan nie wypalił.

Zobacz też:

Rozglądając się po okolicy, w styczniu 1942 roku, Garczyk poznał jednak Antoniego Gąsiorowskiego, awanturnika z Chwaliszewa, który miał już na koncie udział w wielu bójkach, pobyt w więzieniu przed wojną za zranienie nożem znajomego, ale przede wszystkim świetnie znał teren Chwaliszewa, tutejszych ludzi i – co szczególnie ważne – był patriotycznie nastawiony. Gąsiorowski bowiem, pracując jako woźnica na Chwaliszewie, nie tylko nucił sobie „Mazurek Dąbrowskiego”, ale również napadał na nietrzeźwych Niemców, którzy niebacznie weszli na jego teren.

Gdy Gąsiorowski usłyszał od Garczyka, że może wejść w skład niepodległościowej organizacji bojowej – Związku Walki Zbrojnej - był zachwycony. Powiedział, że port zna, a ponadto, że pracują tam jego zaufani znajomi - ludzie z jego lokalnej grupy, „eki z Chwaliszewa”.

Antoni Gąsiorowski przyjął pseudonim „Ślepy” - nie miał bowiem jednego oka, które stracił wcześniej w efekcie bójki.

Choć z racji wielkiej pewności siebie i dumy, był kiepskim konspiratorem (to było bardzo niebezpieczne, mogło łatwo ściągnąć na cały oddział falę aresztowań), to okazał się być bardzo przydatny w rozpoznaniu portu. Michał Garczyk sformował bowiem oddział z ludzi wskazanych przez Gąsiorowskiego, w skład którego wszedł m.in. pracujący w porcie brat Antoniego Władysław, czy Władysław Laube, należący do ochrony portu.

Partnerzy dodatku Tydzień Kultury Beskidzkiej

Plan był prosty – trzeba było podpalić jeden z magazynów, ale tak, by wyglądało to na wypadek, a od tego ognia miały zająć się płomieniami kolejne obiekty, stojące ciasno przy sobie. Straż pożarna miałaby o tyle trudniejsze zadanie, że w porcie nie było gaśnic ani basenów przeciwpożarowych. Na pierwszą ofiarę ognia wytypowano magazyn firmy Posener Gummiwerke, pilnowany przez jednego z konspiratorów, w którym przechowywano opony i wyroby z gumy.

Samo podpalenie miało być dziełem Henryka Golimowskiego, młodziutkiego elektryka, który miał tak przygotować instalację elektryczną, by w umówionym momencie doszło do zwarcia w piecyku elektrycznym w magazynie z łatwopalnymi wyrobami gumowymi. 18-letni Golimowski pod pozorem wykonywania swoich obowiązków, nie budząc podejrzeń wartowników, przygotował mechanizm zegarowy i przygotował odpowiednio instalację piecyka.

W nocy z 20 na 21 lutego 1942 roku konspiratorzy rozpoczęli akcję. Należący do grupy wartownik wpuścił na teren portu piętnastu z nich. Piecyk faktycznie zapalił się w efekcie zwarcia, do tego jedenastu AK-owców i czterech ludzi Gąsiorowskiego podkładało ogień. Antoni Gąsiorowski jako pierwszy podpalił wiecheć słomy…

Zobacz też:

Tak jak przypuszczał Garczyk, nikt nie był w stanie uratować magazynów. Spłonęły w nich tony żywności, ciepła odzież, buty dla żołnierzy, tysiące opon i wyrobów gumowych dla wojska. Ostrożnie szacując, straty określano na milion – półtora miliona marek, najważniejsze jednak było to, że wojska niemieckie na froncie wschodnim nie otrzymały właściwego zaopatrzenia.

O sukcesie i znaczeniu akcji premier polskiego rządu, generał Sikorski, polecił zawiadomić Józefa Stalina, z informacją, że walczące z jego wojskami niemieckie oddziały nie dostaną ciepłej odzieży i innego zaopatrzenia.

Niemcy – specjalna ekipa śledcza, która przyjechała z Berlina - początkowo uznali, że pożar był przypadkowy, że nastąpił w wyniku zwarcia w piecyku elektrycznym. Zwolniono do domów zatrzymanych po pożarze wszystkich pracowników portu, którzy feralnej nocy byli w pracy. Poznańscy funkcjonariusze gestapo nie byli jednak skorzy do uwierzenia w przypadkowe zwarcie – uruchomili sieć konfidentów i dość szybko, bo w kwietniu 1942 roku, namierzyli pierwszych członków polskiego Związku Odwetu, a po nich – uczestników akcji Bollwerk.

Zobacz też:

Wpadł zatem Antoni Gąsiorowski, który został aresztowany 25 czerwca 1943 roku – stawiał opór, a później w czasie przesłuchania na gestapo ciężko zranił jednego ze swoich katów. Został więc zamęczony i zmarł w wyniku ran następnego dnia. Sierżant Michał Garczyk i trzynastu innych ludzi, którzy przeniknęli przed pożarem do portu, zostali skazani na śmierć 16 listopada 1943 r. Zabito ich miesiąc później.

Poznań odwdzięczył się swoim bohaterom po wojnie – w 1982 roku odsłonięto przy ul. Estkowskiego tablicę – pomnik Akcji Bollwerk, a w 2017 roku skwer przy ul. Szyperskiej otrzymał nazwę Skweru im. Bohaterów Akcji Bollwerk.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Akcja Bollwerk. Największa akcja podziemia polskiego w Poznaniu: AK-owcy spalili magazyny w porcie rzecznym nad Wartą - Głos Wielkopolski

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto