Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Aktor czy polityk prawdę Ci powie?

Redakcja
Gra pozorów jako najprostsza forma ludzkiej przemiany zdominowała wieczorne środowe spotkanie Baraku Kultury.

Najprostszą formą gry pozorów jest tworzenie medialnego wizerunku gwiazd i polityków. O ich metamorfozach i przeobrażeniach opowiadał Stanisław Czekalski. Pomiędzy mediami a bohaterami ich przekazów cały czas toczy się walka o to, kto będzie podmiotem przekazu, a kto zostanie uprzedmiotowiony, wyjaśniał Czekalski. Czyli o to, kto będzie twórcą wizerunku – przedstawiana osoba, czy też media.

Wydawać by się mogło, że między celebrytami a mediami powinna istnieć swoista symbioza. Ci pierwsi nie mogą istnieć bez obecności w mediach. Te zaś lepiej się sprzedają dostarczając odbiorcom informacji o ich ulubieńcach.

- Jest to splot wzajemnych interesów – przyznaje Stanisław Czekalski. – Ale jest on jednocześnie bardzo konfliktogenny. Ponieważ im gwiazdy starają się wyglądać lepiej, tym bardziej mediom zależy na innym sposobie przekazu. A im brzydszy demaskowany wizerunek tym lepiej z punktu widzenia mediów.

Sprzeczne interesy w pozornej współpracy

Media starają się dostarczyć czytelnikom materiał jak najbardziej sensacyjny, dlatego próbują wizerunek gwiazd zdemaskować. Robią to na dwa sposoby. W pierwszym ujawniają retusze na zdjęciach przygotowanych do druku przez firmy zajmujące się kształtowaniem wizerunku postaci z życia publicznego (lub inne media) oraz starają się udowodnić, że ich bohater przechodził operacje plastyczne (jak ostatnie medialne rozstrząsanie czy Krzysztof Ibisz miał operację plastyczną, czy też nie). Drugą strategią świadomej gry mediów z wizerunkiem gwiazd jest traktowanie go jako rozrywki – jak na przykład organizowanie plebiscytów w stylu „Którą Dodę bardziej lubisz”.

- Doda jest na dodatek świetnym przykładem wizerunku bez tożsamości, w stanie nieustannej zmienności – dodaje Czekalski.

Polityk jako celebryta

W tym całym skomplikowanym medialnym świecie ludzkich wizerunków pojawiają się politycy. Oczywiście najczęściej w czasie kampanii wyborczych, kiedy to starają się zmienić swój wizerunek, tak jak Wojciech Olejniczak, któremu po słynnej sesji zdjęciowej we Wprost przed ostatnimi wyborami do Parlamentu Europejskiego wzrosła popularność wśród kobiet i gejów.

Polityce chętnie poddają swój wizerunek różnym manipulacjom, zwłaszcza zdjęcia, o których zwykło się mówić, że nie kłamią. Jednak obecnie fotografia, zwłaszcza ta oficjalna, spełnia rolę dawnych portretów reprezentacyjnych władców. Tworzenie monumentalnych fotograficznych wizerunków stało się obowiązującą zasadą przy portretach Hitlera oraz Stalina i... obowiązuje do dzisiaj.

Zmieniły się tylko formy – zasady pozostały te same. W autoprezentacjach polityków mamy do czynienia z dwoma typami. W pierwszym – frontalnym – fotografowany ustawiony jest na wprost obiektywu aparatu – czyli na wprost widza. Sugeruje to bliski kontakt i szczerość. W drugim – nazywanym „na 3/4" bohater ustawiony jest półprofilem lub profilem, patrzy lekko w górę, w dal, „ku światłu” – to wizerunki uduchowione, sugerujące posiadanie wizji.

- Tak naprawdę są bardzo podobne do ekstazy św. Franciszka – dodaje Czekalski.

Po zdjęciach poznasz zamiary mediów

Fotografii bardzo często nie trzeba podawać retuszom i obróbce by pokazać, że kogoś lubimy albo nie. Najprostszą formą fotograficznej manipulacji jest sposób zrobienia zdjęcia. Nielubiany przez media premier Kaczyński bardzo często fotografowany był z góry, która to perspektywa jeszcze pomniejsza postać, zmieniając proporcje ciała, zwłaszcza nóg. Na dodatek były premier przedstawiany był zazwyczaj w uchwyconej sytuacji sprawiającej wrażenie nieporadności – z luźno zwisającymi rękami, dziwnym grymasem na twarzy.

Zupełnie inaczej przedstawiani byli (i są) politycy rządzącej koalicji – najczęściej są to zdjęcia robione z dołu, sprawiające wrażenie monumentalistycznego wizerunku, ręce mają zajęte wieloma papierami, prawie nigdy nie są to postacie statyczne, zawsze coś robią.

- Bardzo dobrym przykładem manipulacji mediów wizerunkami może być postać Andrzeja Leppera – uważa Stanisław Czekalski. – O ile w telewizjach podkreślano pozytywną przemianę wizerunkową, jaką swojego czasu przeszedł Lepper, to gazety cały czas pokazywały zdjęcia Leppera z otwartymi ustami, rękami wzniesionymi w bokserskim geście. Co ciekawe, te same zdjęcia były wykorzystywane na przykład w „Gazecie Wyborczej” wielokrotnie, utrwalając ten negatywny wizerunek.

Polityczne sympatie gazet można poznać nie tylko po tekstach. Bardzo ważne są też niezmanipulowane zdjęcia polityków zrobione przy okazji różnych wydarzeń. Wszystko zależy od doboru konkretnej klaki, konkretnego ujęcia. Jako przykład Czekalskiemu posłużyły dwa gazetowe zdjęcia zrobione prezydentowi Kaczyńskiemu, który wraca na swoje miejsce po wygłoszeniu przemówienia.

Na pierwszym z nich (z „Gazety Wyborczej”) Lech Kaczyński przechodzi obok polityków i sprawia wrażenie ignorowanego. Zarówno Angela Merkel, Donald Tusk jak i Władimir Putin są zajęci swoimi sprawami, podczas, gdy inni klaszczą. Na drugim zdjęciu (z „Rzeczypospolitej”) – zrobionym dwa kroki wcześniej – wśród klaszczących jest Angela Merkel, a jedynie Tusk i Putin siedzą z założonymi rękami. Te zdjęcia posłużyły do różnych interpretacji w podpisach – kto kogo popiera.

Metafizyka i suknie ślubne

Bogato ilustrowany przykładami wykład Stanisława Czekalskiego nie był jedynym elementem pierwszego spotkania w cyklu „Metamorfozy”. Teresa Michałowska-Barłóg z Muzeum Sztuk Użytkowych przedstawiła historię innej obecnej w naszej kulturze gry pozorów – sukni ślubnej – od czasów antycznych, przez wprowadzony przez chrześcijaństwo wymóg bieli, po czasy współczesne. Krzysztof Moraczewski zajął się odwiecznym – jak się okazuje - problemem prawdy i fikcji w sztuce. Czy sztuka jest prawda samą w sobie, czy nasze życie jest (tak jak chciał tego Platon) jedynie odbiciem bytów idealnych, a może jest tak, że sztuka istnieje jako prawda, jednak nie musi prawdy przedstawiać? To problemy filozoficzne, które wielu myślicielom spędzają sen z powiek.

Aktor jako źródło prawdy?

Spotkanie zakończyło wystąpienie Janusza Andrzejewskiego, aktora poznańskiego Teatru Nowego. Opowiadał o aktorze jako postaci, która stwarzając sceniczną kreację ma opowiadać o prawdzie.

- Jeśli wychodzę na scenę, mogę mieć wiadomości o historii etc, ale muszę wiedzieć o człowieku, o jego emocjach. Bo jeśli tego nie będę umiał to nikt mi nie uwierzy – tłumaczył Andrzejewski.

Zauważył także postępujący upadek aktorskiej profesji. Nawet nie tylko dlatego, że aktorzy coraz mniej się do swojej pracy przykładają. Pojawia się wielu osób z aktorstwem nie mających nic wspólnego, a uważających się za aktorów tylko z tego powodu, że ktoś wpuścił ich na scenę lub postawił przed serialową lub filmową kamerą.

Nie obyło się także bez przytyków w stronę publiczności, która na sceniczne sztuczki daje się nabierać. Po przeprowadzce do Poznania po jednym z mało udanych przedstawień w Teatrze Nowym Andrzejewski był zdziwiony reakcją publiczności, która „stała i klaskała”. Później wybrał się na „Greka Zorbę” do Teatru Wielkiego, przedstawienie jego zdaniem co najwyżej mało udane, a publiczność również „stała i klaskała”. Doszedł wtedy do wniosku, że widzowie w Poznaniu nie oklaskują scenicznego wykonania, a pierwowzór sceniczny – treść dramatu, muzykę... Czy tak jest w rzeczywistości?

Następne spotkania w cyklu "Metamorfozy" Baraku Kultury: 17 marca „Maska”, 24 marca „Sztuka ciała”

organizator:partnerzy:
mecenat:sponsor:
patronat medialny:
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto