- Obiecaliśmy, że nasz grzegorzewski StuG, po remoncie wróci do nas i dotrzymaliśmy słowa. Dzisiaj możemy go dotknąć, zobaczyć - mówiła Bożena Dominiak, wójt Grzegorzewa, która jako jedna z nielicznych cywilów została zaproszona do honorowej rundy na pokładzie działa samobieżnego.
Jednak i tym razem pancerny pojazd kaprysił. Podczas pierwszej publicznej prezentacji we wrześniu ubiegłego roku w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu StuG przejechał kilkadziesiąt metrów, wystrzelił i zgasł. Na festyn w Grzegorzewie przyjechał na specjalnej platformie. Na początku ostro poszarżował, drąc murawę, ale kiedy miał oddać salwę ładunkiem hukowym po prostu zastrajkował. Wytrzelił dopiero za trzecim razem.
Mieszkańcy cierpliwie jednak czekali na moment, kiedy będą mogli podejść bliżej, a nad tłumem unosił się las rąk z kamerami, aparatami i telefonami.
I nic dziwnego, bo każdy chciał uwiecznić jedyny na świecie kompletny egzemplarz StuG-a, w dodatku na chodzie. To, że pojazd wygląda jakby zjechał z linii produkcyjnej, to zasługa majora Tomasza Ogrodniczuka, kustosza Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu i grona pasjonatów, którzy pomagali w jego renowacji i uruchomieniu.
- Ten pojazd jest niemal w stu procentach złożony z oryginalnych części, co podwyższa jego wartość muzealną. To jeden z naszych najcenniejszych eksponatów. Niemieckiej broni pancernej mamy w Polsce tyle co na lekarstwo - mówił mjr Ogrodniczuk. - Paradoksalnie dobrze się stało, że nie powiodły się wcześniejsze próby wydobycia StuG-a, bo z pewnością trafiłby do huty. A tak mamy cenny zabytek techniki i to nie tysiące kilometrów stąd, ale na miejscu.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?