Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bamberka bez głowy i inne upiory

Lilia Łada
Lilia Łada
Słyszeliście o duchu tajemniczej staruszki z Fary, Bamberce bez głowy z Górczyna lub duchu dawnego dyrektora Teatru Polskiego, który nadal obchodzi budynek?

Tajemnicza dama od organów

Choć poznańską Farę znają pewnie wszyscy, to o jej duchu już nie wszyscy słyszeli. Jego historia zaczyna się w czasach, gdy w 1875 roku do fary zamówiono organy u słynnego organmistrza Friedricha Ladegasta. Kosztowały one astronomiczną jak na owe czasy sumę, bo 24 tysiące marek. Połowę ofiarowała starsza dama, która życzyła sobie pozostać anonimowa.

Niedługo potem ofiarodawczyni zmarła, ale robotnicy montujący instrument regularnie widywali ją w Farze. Starsza pani, ubrana na czarno, pojawiała się nagle przy schodach na chór, przechodziła przez Farę i znikała w mroku...

Ponownie zauważono ducha w 2000 roku. W listopadzie trwały właśnie nagrania płyty utworów organowych, które odbywały się w nocy, bo wtedy jest największy spokój. Nagrywający zawsze starannie zamykali na klucz wszystkie drzwi do kościoła, zanim przystąpili do pracy, by nikt w tym czasie nie wszedł do Fary. A jednak podczas jednego z nagrań farny organmistrz stojący przy schodach na chór zauważył starszą, ubraną na czarno kobietę, która wzięła się nie wiadomo skąd.

Zapytał ją, jak weszła i czy jej nie odprowadzić do domu - była już 1 w nocy. Jednak kobieta odpowiedziała, że przyszła jedynie do Fary, a odprowadzać jej nie trzeba, bo mieszka w pobliżu. Po czym przeszła przez kościół - i znikła... A po sprawdzeniu okazało się, że wszystkie drzwi do Fary nadal były zamknięte.

Zjawę widziało podczas pamiętnych nagrań jeszcze kilka osób - zawsze w tym samym miejscu, przy schodach na chór i późnym wieczorem, po 23. Kobieta nagle pojawiała się przy schodach, przechodziła bez słowa przez kościół i znikała. Zapewne chciała sprawdzić, czy remont jej ukochanych organów odbywa się bez przeszkód...

Bamberka bez głowy

Tę historię Bamberki podobno do dziś jeszcze opowiadają wieczorami starzy mieszkańcy okolic ulicy Palacza - bo do dziś nocni przechodni mogą się na nią natknąć w okolicy dawnych zabudowań folwarcznych. W listopadowe noce na Palacza pojawia się zjawa ubrana w tradycyjny bamberski strój. Ma szeroko rozpostarte ręce, jednak nie ma głowy...

Wieść niesie, że nieszczęsna kobieta padła ofiarą morderstwa, dlatego przechadza się nocami w pobliżu miejsca, gdzie ją zamordowano i gdzie ukryto jej zwłoki, szukając swojego ciała. Podobno była to żona jednego z górczyńskich gospodarzy, którą mąż zabił z wściekłości, chcąc się ożenić z inną kobietą. Inna wersja głosi, że nieszczęsna kobieta została zabita, by mąż mógł wejść w posiadanie jej pieniędzy. Ona jednak przewidując swoją śmierć, ukryła je tak, że mordercy nie udało się ich znaleźć. Zjawa jednak na wszelki wypadek nadal pilnuje miejsca ukrycia skarbu...

Opowieść o Bamberce bez głowy swego czasu była tak głośna, że ówczesny prokurator nakazał  ekshumację zwłok jednej ze zmarłych wówczas kobiet, która zmarła w podejrzanych okolicznościach. Pisały o tej sprawie poznańskie gazety. Ale najwidoczniej ani ekshumacja, ani śledztwo nic nie dały, skoro Bamberkę bez głowy można zobaczyć jeszcze i dziś...

Klątwa dyrektora Horzycy

Swojego ducha ma też poznański Teatr Polski. Jest nim dawny dyrektor Wilam Horzyca, który zarządzał teatrem w latach 1948–1951. Wprowadził wiele innowacji do bardzo tradycyjnego wówczas teatru, chcąc, by dorównał czołowym scenom ówczesnej Europy.

Jednak te pomysły nie spodobały się ówczesnym władzom miasta, a ponieważ był to rok 1951, łatwo było dorobić pretekst polityczny - i zwolnić niewygodnego dyrektora. Horzyca, który bardzo przeżył to zwolnienie, bo przywiązał się do teatru i Poznania całym sercem, odchodząc rzucił klątwę na teatr: przez 50 lat miał się on nie podnieść z upadku.

I dziwna rzecz... Teatr oczywiście istniał nadal - ale nie da się ukryć, że jakoś ani do dyrektorów, ani do zespołu, ani wreszcie do repertuaru nie miał szczęścia. Nikt nie mógł dorównać Horzycy i sprawić, by Teatr Polski odzyskał blask.

Ale gdy minęło zapowiedzianych 50 lat - wszystko zaczęło się zmieniać. Dziś, pod dyrekcja znakomitego reżysera Pawła Szkotaka, Teatr Polski znów jest zaliczany do grona wiodących polskich teatrów, a publiczność rozchwytuje bilety na wszystkie spektakle.

A dyrektor Horzyca? Niejeden pracownik Polskiego, który się zasiedział po spektaklu czy próbie, słyszał na schodach jego kroki, zupełnie jakby nadal obchodził teatr sprawdzając, czy wszystko w porządku, czy nikt nie zostawił tlącego się papierosa. Starzy pracownicy, którzy pamiętali jeszcze czasy Horzycy, zarzekali się, że to jego kroki, to charakterystyczne stukanie w przedwojennych oficerkach, w jakich dziś już nikt nie chodzi.

Doskonale go słychać zwłaszcza w te wieczory, gdy nie ma spektaklu w budynku głównym, ale pracownicy przychodzą się przebrać, bo odbywa się spektakl w Malarni, która nie ma własnych garderób. W ciszy pustego budynku kroki są wyjątkowo wyraźne - do tego stopnia, że niektórzy z pracowników boją się chodzić tam sami.

Portierzy opowiadali też o obracających się bez niczyjego udziału łyżeczkach w kubkach z herbatą, o garderobach, w których w ciągu nocy ktoś układał i wieszał porzucone byle jak rzeczy, o przejmującym uczuciu czyjejś obecności za kulisami podczas szczególnie ważnych spektali, choć nikogo nie było widać. To dyrektor Horzyca, który nadal pilnuje swojego ukochanego teatru...


komunikacja miejska, objazdy i parkingi, porady i ciekawostki




od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto