Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Beata Śniechowska: „Po MasterChefie moje życie nabrało tempa” [rozmowa MM]

MM Warszawa
MM Warszawa
Stała się popularna, ludzie na ulicach z nią rozmawiają. Beata ...
Stała się popularna, ludzie na ulicach z nią rozmawiają. Beata ... TVN / Jacek Wrzesiński
Stała się popularna, ludzie na ulicach z nią rozmawiają. Beata Śniechowska, która wygrała program „MasterChef” opowiada nam nieco o sobie.

28-letnia Beata Śniechowska, doktorantka klimatyzacji i ogrzewnictwa na Politechnice Wrocławskiej, zwyciężyła 1 grudnia w programie "MasterChef". Jurorzy chwalili jej inteligencję i pomysłowość, natomiast widzów najbardziej poruszył odcinek z udziałem jej mamy...

Popularność daje się już pani we znaki?

- Po programie „MasterChef” moje życie nabrało jeszcze większego tempa. Kalendarz zrobił się tak napięty, że czasem jedna strona nie wystarcza na wypisanie wszystkich spraw. Dla mnie popularność to bardzo przyjemne uczucie. Oczywiście obok wielu plusów, są też i pewne minusy, ale póki co nie przeszkadzają mi one. Ludzie są dla mnie bardzo mili, zatrzymują mnie na ulicy, zadają przeróżne pytania i proszą o wspólne zdjęcie.

Brakuje pani prywatności?

- Cała ta popularność nie narusza w znaczący sposób mojej prywatności. To nie jest tak, że nie mogę przejść przez miasto, żeby ktoś mnie nie zaczepił. Ludzie po prostu uśmiechają się do mnie, czasem o coś zapytają i nie jest to w żadnym stopniu uciążliwe.

Jest pani doktorantką na Politechnice Wrocławskiej. Jak pani wygraną odebrano na uczelni?

- Udział w programie był przerywnikiem w przewodzie doktorskim. Tak się złożyło, że „MasterChef„ był kręcony latem, gdy nie prowadziłam już zajęć dydaktycznych. Wielu moich studentów kibicowało mi od pierwszego odcinka. Cieszy mnie to niezmiernie i dodaje energii. Na początku miałam obawy, jak to wszystko zostanie odebrane, na szczęście okazały się one bezpodstawne. Mój udział w programie został odebrany bardzo pozytywnie.

Zobacz również: Michel Moran z MasterChef spotkał się z fanami w Empiku [zdjęcia]

Wygląda na to, że studenci Politechniki lubią dobrze zjeść.

- Nie tylko zjeść, ale i gotować. Rozmawiam ze studentami na temat kuchni i przepisów. To bardzo fajne, że umysł ścisły „zajmuje się” gotowaniem, które jest dość kreatywnym zajęciem.

Jak zaczęła się pani przygoda z kuchnią?

- Od dziecka lgnęłam do kuchni. Wyobrażałam sobie, że kuchnia to takie magiczne miejsce, w którym można łączyć ze sobą różne produkty w celu uzyskania zupełnie nowych smaków. Przygoda z gotowaniem zaczęła się bardzo niewinnie. Dodawałam rozmaryn do pieczonych ziemniaków, sok pomarańczowy do surówki z marchewki czy pieczone jabłka z migdałami do świątecznego pstrąga. Potrzeba eksperymentowania z czasem stawała się coraz silniejsza.

Skąd pani czerpie inspiracje na tak wymyślne potrawy, jakie znajdują się w pani książce?

- Produkty, które zostały użyte w tych wymyślnych potrawach, są bardzo proste. Filozofia, jaka towarzyszyła mi przy tworzeniu książki, była taka, żeby wykorzystać powszechnie dostępne produkty i na ich podstawie stworzyć ciekawe kompozycje smakowe.

Jak długo eksperymentuje pani z potrawami? Często za pierwszym razem otrzymuje pani zadowalający efekt?

- Kuchnia różni się od laboratorium, gdzie trzeba być niezwykle dokładnym. Kiedy gotuję, to bardzo często od razu udaje mi się odnaleźć smak, który miałam w głowie. Mówię wtedy: „Wow! To jest to”. Jeśli w kuchni powtarzam przepis, to tylko dlatego, że za pierwszym razem działałam intuicyjnie i za drugim razem muszę go po prostu spisać.

Zobacz również: "Oddaj fartucha!", czyli spotkanie z Michelem Moranem z MasterChefa

Lubię sięgać po niezbyt skomplikowane składniki i wybierać te, które są najlepsze w danej chwili. Na przykład w sezonie zimowym warto skorzystać z warzyw korzennych, mięs, rozgrzewających przypraw takich, jak imbir, kurkuma oraz chili, rozgrzewających nas od środka. Nie lubię nudy w życiu i oczywiście w kuchni, dlatego często zadaję sobie pytanie, co zrobić, żeby krem z marchewki nie był monotonny w smaku? Może warto dodać imbir i skórkę z pomarańczy?

Planuje pani z wyprzedzeniem, jaką potrawę wykona danego dnia?

- Często jest to po prostu impuls. Czasami moje pomysły na dania zależą od nastroju czy aury, która nas otacza. Bywa również, że sięgam po sprawdzone, moje ulubione przepisy, które są tak doskonałe, że nie wymagają modyfikacji.

Jaką kuchnię prywatnie pani preferuje?

- Uwielbiam odkrywać kuchnię całego świata, ale z pewną atencją do polskiej kuchni. Dosyć często staram się ją łączyć z zagranicznymi smakami. Niedawno na moim blogu Laboratorium w kuchni ogłosiłam konkurs pt. „Pierogowe fusion – stwórz przepis na nowoczesny farsz do pierogów”. Pierogi ruskie czy z kapustą i grzybami są wspaniałe, ale pojawiają się też nowe inspiracje, bazujące na kuchni włoskiej, indyjskiej czy marokańskiej. Czytelnicy piszą o farszach z mniszkiem lekarskim, orzechami, awokado, melonem, makiem czy pomarańczami. Bardzo się cieszę, że coraz więcej osób lubi eksperymentować w kuchni i sięga po nowe połączenia smakowe.

Na co dzień sama pani gotuje?

- Sama i z moim chłopakiem. Gotuję przede wszystkim dla Macieja, ale mam nadzieję, że to niebawem ulegnie zmianie.

Tytuł pani pierwszej książki to „Smaki marzeń”. Jakie są kulinarne marzenia Beaty Śniechowskiej?

- Właśnie te, które zawarłam w książce. Znajduje się w niej ponad 60 przepisów. Szczerze przyznam, że ta książka jest dla mnie wyjątkową i najwspanialszą nagrodą. Dzięki niej spełniłam swoje marzenie. To największa nagroda i zostanie ze mną do końca życia.

Lubi pani gotować przy „Californication” Red Hot Chilli Peppers czy „Tennis Court” w wykonaniu Lorde. Muzyka dodaje kuchni smaku?

- Gotowanie jest bardzo kreatywnym i pobudzającym zajęciem. Uwielbiam gotować przy muzyce, która dodatkowo mnie pobudza. Dochodzą wtedy do mnie nowe bodźce - nie tylko zapachowe i wizualne, ale także dźwięki.

Warto w takim wypadku kurczowo trzymać się przepisów? Zbliża się Boże Narodzenie i wielu z nas wyciągnie z szuflady stare przepisy.

- Dla mnie Boże Narodzenie to tradycja i trzymam się tych starych przepisów. Niedawno robiłam pierniki staropolskie. Tak jak nakazała babcia, ciasto zagniotłam 8 grudnia, w dniu Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Upiekłam je trochę wcześniej niż przepisowe 3-4 dni przed Wigilią, bo chciałam podzielić się tym na blogu. Udekorowałam je również ciastkami, ale to już moja propozycja podania.

W Wigilię nie staram się zbyt mocno eksperymentować z potrawami. 10 lat temu wpadłam na pomysł wykonania pieczonego pstrąga z jabłkami, miodem i migdałami. Ta potrawa stała się u mnie w domu tradycją i oprócz karpia po żydowsku, smażonego oraz w galarecie, z dań rybnych jest też ten pstrąg.

Niektórzy twierdzą, że karp nie ma wybitnych walorów smakowych.

- To prawda. Jednak istnieją sposoby, żeby zmienić to przekonanie. W tym wypadku warto wybrać dobrej jakości rybę. W regionie mamy wysokiej jakości produkt regionalny, czyli karpia milickiego. Kilka dni temu miałam przyjemność degustowania tej ryby w zupełnie nowych odsłonach – był karp zapiekany w jabłku z warzywami korzeniowymi w sosie chrzanowym, pierogi z karpia, pasztet, karp z konfiturą figową. W nowych odsłonach karp milicki smakował naprawdę wyśmienicie.

Karp uznawany jest za rybę, która trąci mułem. Niemniej każda ryba z czystej wody, gdy jest odpowiednio przygotowana, może smakować genialnie. Przyznaję jednak, że musiałam dojrzeć, żeby się do karpia przekonać. Podobnie miałam z grochem oraz kapustą i grzybami. Jako dziecko obchodziłam te potrawy szerokim łukiem, a teraz nie mogę doczekać się świąt i Wigilii, gdy po kiszonym barszczu spróbuję grochu z kapustą i karpia po żydowsku.

Jakie potrawy wigilijne znajdą się na pani stole?

- Tradycyjne, takie jak barszcz, który kisi się od 15 grudnia. Do tego ryba po żydowsku, karp w galarecie, wspomniany groch z kapustą i grzybami, pierogi z kapustą, uszka, kutia, śledzie na różne sposoby (smażone, w oleju lnianym), makowiec oraz nugat.

Coraz częściej na polskie stoły wigilijne trafia mięso. To złamanie pewnej tradycji?

- Szczerze mówiąc, nie myślę o tym, żeby w Wigilię próbować mięsa, choć jak wiadomo, od pewnego czasu jest na to przyzwolenie. U mnie w domu w Wigilię można znaleźć wyłącznie dania jarskie, które są szczególne i pojawiają się raz do roku. Za to pierwszy i drugi dzień świąt to większe pole do popisu, jeżeli chodzi o improwizację.

Rozmawiał Piotr Bera


Zobacz nasze inne

"Rozmowy MM"

...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto