Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bo sędzia zapomniał spytać...

Adrian MERK
Pierwszy wyrok w sprawie wydał sędzia Piotr Michalski. Fot. Archiwum
Pierwszy wyrok w sprawie wydał sędzia Piotr Michalski. Fot. Archiwum
Grzegorz A. i Leszek W. zostali skazani. Dowodem ich winy było nagranie przez Krystiana K. pogróżek obu mężczyzn. Po latach wyszło na jaw, że kaseta była zmontowana.

Grzegorz A. i Leszek W. zostali skazani. Dowodem ich winy było nagranie przez Krystiana K. pogróżek obu mężczyzn. Po latach wyszło na jaw, że kaseta była zmontowana. Wcześniej sąd nie sprawdził autentyczności nagrania, choć powołał biegłego od fonoskopii.

Historia Grzegorza i Marii A. z Wągrowca brzmi jak scenariusz kiepskiego melodramatu. Jest jednak prawdziwa i niektórych jej bohaterów zaprowadziła na ławę oskarżonych. Zapadły nawet wyroki skazujące, ale proces toczy się od początku. Reporter ,,Gazety Poznańskiej’’ dowiedział się, że sędzia orzekający poprzednio w tej sprawie popełnił istotny błąd.

Przyjaciel rodziny

40-letni dziś Grzegorz A. przyjaźnił się swego czasu z Krystianem K. Mężczyźni próbowali razem robić interesy. Z różnym efektem.

Krystian był też częstym gościem w domu wspólnika. Poznał oczywiście jego żonę Marię. Gdy w marcu 1999 roku na świat przyszła Sonia był jednym z pierwszych składających gratulacje szczęśliwemu Grzegorzowi A.
- Ten chciał nawet, aby Krystian K. był ojcem chrzestnym Soni - opowiada jeden z prawników.
Kilka miesięcy później Grzegorz i Maria pokłócili się. W trakcie awantury kobieta wykrzyczała mężowi, że nie jest ojcem Soni.

- Jest nim Krystian - usłyszał osłupiały Grzegorz A., który dowiedział się też, że od dawna był zdradzany.
Zszokowany mężczyzna natychmiast spotkał się z "przyjacielem".

Według prokuratury Grzegorz A. zażądał od Krystiana K. 150 tysięcy złotych rekompensaty za doznane upokorzenie i środków na utrzymanie córki. Biologiczny ojciec dziewczynki początkowo płacił bez protestów. Przez kilka miesięcy przekazał 60 tysięcy złotych.
Grzegorz A. domagał się jednak reszty kwoty. Pomagał mu w tym wtajemniczony w sprawę Leszek W. - ojciec chrzestny Soni i kolejny przyjaciel Grzegorza. Krystian K. twierdzi, że nie chciał więcej płacić. Wtedy został uprowadzony przez czterech zbirów i pobity.

Mieli oni działać na zlecenie byłego wspólnika i zmusić go do wypłacenia z banku kolejnych 30 tysięcy złotych.
Po tych wydarzeniach Krystian K. miał dość i w maju 2000 roku zgłosił się na policję. Podczas zeznań opowiedział o swoich przejściach. Wągrowieccy stróże prawa stwierdzili jednak, że mają zbyt mało dowodów. Dlatego też wyposażyli Krystiana w dyktafon i kazali jeszcze raz się spotkać z Grzegorzem A.

Spotkanie w "Relaksie"

Mężczyźni umówili się w restauracji "Relaks". Z Grzegorzem A. pojawił się Leszek W. Od razu przeszli do konkretów, które nagrywała ich rzekoma ofiara.

- Krystian, byliście kolegami. No taka jest prawda. Stało się jak się stało - tłumaczył Leszek W. Ze stenogramu zarejestrowanej rozmowy wynika, że mieli oni też różne pomysły na zatuszowanie sprawy. - Zawsze możesz powiedzieć, że grałeś w... - tłumaczyli sposób na ukrycie straty pieniędzy. Nie szczędzili także opisów tego co zrobią Krystianowi jeśli ten nie zapłaci. To wystarczyło. 18 maja 2000 roku Grzegorz A. i Leszek W. zostali zatrzymani. Jak się później okazało na dwa lata trafili do aresztu.

Kaseta dowodem?

Po kilkumiesięcznym śledztwie akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Poznaniu. Obaj mężczyźni mieli odpowiedzieć za porwanie i rozbój (czwórki rzekomo wynajętych bandytów nigdy nie złapano). Przewodniczący składu orzekającego sędzia Piotr Michalski wysłuchał wyjaśnień Grzegorza i Leszka, którzy konsekwentnie nie przyznawali się do winy. Zeznania ze śledztwa podtrzymał także Krystian K. W tej sytuacji kluczowym stało się zweryfikowanie jedynego dowodu rzeczowego w tej sprawie. Kasety magnetofonowej z nagraniem rozmowy z "Relaksu". W tym celu sędzia Michalski powołał doktora Stefana Grocholewskiego z Instytutu Informatyki
Politechniki Poznańskiej. Biegły z zakresu fonoskopii potwierdził, że nagrane głosy są głosami obu oskarżonych i Krystiana K. I na tym sąd poprzestał. 3 grudnia 2001 roku ogłosił wyrok. Grzegorz A. został skazany na 6 lat więzienia, a Leszek W. miał spędzić w celi rok krócej. Z tym orzeczeniem nie zgodzili się obrońcy. Sąd Apelacyjny przyznał im rację i uchylił wyrok w całości.

Sędzia nie dopytał?!

Akta sprawy ponownie trafiły do Sądu Okręgowego. Tym razem zajął się nimi sędzia Maciej Świergosz. Podczas powtórnego procesu ponownie zwrócił się o ekspertyzę do... doktora Grocholewskiego.

Sędzia Świergosz chciał jednak wiedzieć, czy kaseta jest autentyczna. Biegły po ponad dwu latach od pierwszej ekspertyzy dokonał sensacyjnego "odkrycia".

- Taśma była przemontowywana - stwierdził dopiero w lutym 2003 roku doktor Grocholewski. Dlaczego dopiero teraz?

- Biegli odpowiadają tylko na pytania sądu, a takie
wcześniej nie padło - wyjaśnia mecenas Rafał Kupsik, obrońca Leszka W. - Nie mam wątpliwości, że gdyby te fakty były znane od początku, to wyrok byłby inny. A na pewno oskarżeni nie siedzieliby tak długo w areszcie - dodaje mecenas.

To jednak nie koniec niespodzianek. Reporter ,,Gazety Poznańskiej" dowiedział się, że sąd nie dysponował oryginalną kasetą, a jedynie wersją przegraną na płytę CD. Biegły Grocholewski także potwierdził, że nią nie dysponował podczas drugiego badania. Co się stało?

- Zapodziała się w Wągrowcu, ale po interwencji już jest w naszej dyspozycji - wyjaśnia sędzia Świergosz, który niechętnie, ale jednak przyznaje, że jego poprzednik orzekający w tej sprawie popełnił błąd.

Kto zmontował nagranie? Dowiedzieliśmy się, że Krystian K. Podczas rozmowy w "Relaksie" Grzegorz A. i Leszek W. wyjawili kilka faktów, które z złym świetle przedstawiały Krystiana K. i jego krewnych. Zresztą jeden z nich był już skazany przez sąd. Wyrok wydał sędzia... Świergosz, który 9 kwietnia 2003 roku jeszcze raz zwrócił się do doktora Grocholewskiego. Biegły od fonoskopii tym razem ma ustalić jak długo trwały wykasowane fragmenty rozmowy, bo jej pierwotnej treści już nie da się odtworzyć.

Pytanie do sędziego

Sędziego Piotra Michalskiego chcieliśmy zapytać, czy byłby równie surowy, gdyby wiedział, że nagranie było przemontowywane.
Nie chciał odpowiedzieć.
- Ocena dowodów należy do sądu. I każda może być inna - skwitował krótko.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto