Jest godzina 3.45, gdy w mrok wdziera się dźwięk dzwonu z wieży kościoła. Brat Jan, bo najczęściej to on robi za dzwonnika, szarpie za sznur cztery minuty. Kwadrans później ten sam dzwon, już tylko przez półtorej minuty, zwołuje pustelników na pierwsze modlitwy – godzinę czytań. Potem na jutrznię, na mszę św., na sextę, nonę i nieszpory, a w ciągu dnia jeszcze na Anioł Pański, De profundis i na wystawienie Najświętszego Sakramentu. Żeby zakonnik wiedział jak długo dzwonić, obok sznurów przytwierdzono obracaną klepsydrę. Tyle w kwestii dzwonu dużego.
Jest jeszcze dzwon mały, którego na zewnątrz klasztoru prawie nie słychać. Ten służy do wyznaczania rytmu dnia i pustelniczego życia. Dwadzieścia uderzeń to znak, że zaczyna się lub kończy praca, że w refektarzu czeka już posiłek, że czas na różaniec lub na kapitułę. Trwające cztery minuty rzadkie uderzenia to podzwonne dla zmarłego zakonnika. Na początku stycznia w ten sposób pożegnano 93-letniego brata Leonarda.
Bieniszewskie dzwony mało kto, oprócz zakonników, słyszy. W promieniu kilku kilometrów są tylko leśne ostępy. Latem na polanę u stóp Sowiej Góry przyjeżdżają amatorzy leśnych spacerów, nordic walkingu, biegacze, rowerzyści. Zimą, jest tu pusto i głucho. Kiedy wieczorną ciszę w puszczy przeszywa wysoki dźwięk dzwonu, bez patrzenia na zegarek wiadomo, że jest 18.30 i zakonnicy zaczynają nieszpory. Gasną światła przy furcie i robi się cicho.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?