Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cała prawda o Lechu Poznań

Jarosław GOJTOWSKI
Z Radosławem Majchrzakiem, Radosławem Sołtysem i Michałem Lipczyńskim – członkami Zarządu Lecha Poznań rozmawia Jarosław Gojtowski . Gdzie jest prezes? Radosław Majchrzak: - Siedzę przed panem, co ...

Z Radosławem Majchrzakiem, Radosławem Sołtysem i Michałem Lipczyńskim – członkami Zarządu Lecha Poznań rozmawia Jarosław Gojtowski .

Gdzie jest prezes?

Radosław Majchrzak: - Siedzę przed panem, co to za pytanie?

Proste. Nieoficjalnie bowiem wiadomo, że to Dariusz Szymkowiak, skazany prawomocnym wyrokiem sądu za oszustwa gospodarcze, rządzi klubem.

RM: - Nie rządzi i nigdy nie rządził.

Nie wierzę.

RM: - Nic na to nie poradzę. Ja jestem prezesem i to przecież ze mną umówił się pan na spotkanie, a nie z nim.

A gdzie jest teraz Szymkowiak? W więzieniu?

RM: - Nie jestem jego aniołem stróżem, nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć.

Bez niego dacie sobie radę?

RM: - Dajemy sobie radę już teraz. Projekty, które teraz wcielamy w życie, są realizowane bez Darka i tak już zostanie. Kapitalizacja, powstanie spółki akcyjnej, pomysł, który założyliśmy przed trzema laty, zaczynamy realizować i powinno to uzdrowić sytuację w klubie.

Jeszcze kilka tygodni temu mówił pan „Gazecie Wyborczej”, że Dariusz Szymkowiak jest skazany, ale potrzebny.

RM: - Mówiłem to przed decyzją Sądu Najwyższego. Teraz sytuacja się zmieniła, ale nigdy też nie ukrywałem, że Darek jest moim przyjacielem, człowiekiem, który zrobił dla Lecha bardzo wiele. Kiedy w 1999 roku trafiłem do klubu, poznałem Darka i Radka Sołtysa, którzy byli już i są do dzisiaj członkami Stowarzyszenia WKP Lech Poznań. Organizacją akcji kibicowskich zajmował się Darek. To w dużym stopniu jego praca przyniosła efekt w postaci uspokojenia nastrojów wśród kibiców, dzięki jego pracy stadion przy Bułgarskiej stał się otwarty dla wszystkich.

Chwała mu za to, ale to są stare czasy. A czym Dariusz Szymkowiak zajmował się w klubie ostatnio?

RM: - Porządek i wspaniała atmosfera na stadionie to jest przecież historia. To jest nasz wspólny sukces, o który cały czas dbamy. Do niedawna zajmował się tym Darek. Bo stadion to jedno, a druga – o wiele szersza – to wspaniałe akcje kibicowskie, których organizowaliśmy bez liku.

Stefan Antkowiak, wiceprezes PZPN, powiedział mi, że poproszony o pomoc zorganizował spotkanie w Izbie Skarbowej. Podobno w jego trakcie pierwsze skrzypce grał Dariusz Szymkowiak, a nie pan, panie prezesie.

RM: - Pan prezes Antkowiak często pomaga klubowi, ale w trakcie jakichkolwiek spotkań pierwsze i drugie skrzypce gram ja. Przypominam - ostatni raz - panu, że to ja jestem prezesem tego klubu. Reprezentowanie klubu i negocjacje są w mojej gestii i moich zastępców.

Czy Dariusz Szymkowiak negocjował kontrakty z piłkarzami?

RM: - Nie. W imieniu klubu robił to Przemysław Erdman. Ale przy budowaniu zespołu sporo zasług ma także Piotr Reiss, który wspomagał nas swoim doświadczeniem i kontaktami.

Ile panowie macie spółek, które pracują i zarabiają na Lechu?

Radosław Sołtys: - Żadnej.

Podobno panowie Reiss, Sołtys i Szymkowiak są właścicielami spółki, zarejestrowanej na Cyprze i to ona obsługuje i czerpie korzyści z kontraktów piłkarzy?

- (Gromki śmiech) Bzdura.

A często jeździcie panowie na Cypr?

RS: - Nawet, kiedy Lech miał zgrupowanie w 2000 roku, nie pojechaliśmy z zawodnikami.

Czy Piotr Reiss jest właścicielem kart zawodniczych niektórych piłkarzy?

RS: - Dużo pan jeszcze słyszał podobnych rewelacji?

Kilka, ale nie usłyszałem odpowiedzi na pytanie.

Michał Lipczyński: - Odpowiedź jest jedna: kolejna bzdura. Tylko klub, poza prawem do części sum transferowych Dariusza Stachowiaka, jest właścicielem kart zawodniczych.

Piotr Reiss często się przechwala, że to on rządzi klubem, a w przyszłości na pewno będzie prezesem Lecha?

RS: - To nie jest przechwałka. Sami zdajemy sobie sprawę, jaką wartością dla klubu jest Piotrek. A jego wyjątkowe wręcz przywiązanie do klubu i samego Poznania, przynosi nam same korzyści. Bylibyśmy dumni, gdyby po zakończeniu kariery, Piotr Reiss zdecydował się wspomóc nas swoją wiedzą, doświadczeniem i kontaktami.

Kto płaci Reissowi?

ML: - Obecnie my, ale jest szansa, że jego należności będzie pokrywał jeden ze sponsorów.

Czyli Jan Kulczyk?

ML: - Powtarzam: istnieje taka możliwość. Ale tak jak w przypadku Piotra Reissa, tak i innych zawodników, sponsor nie ma praw do wizerunku zawodnika czy klubu, opłaca jedynie jego apanaże.

Skąd najlepszy piłkarz Lecha ma pieniądze na budowę domu pod Poznaniem?

ML: - Pewnie z oszczędności. Reiss, Bosacki czy Świerczewski nie dorobili się na Lechu. Pieniądze mają z gry w poprzednich klubach.

Skąd tak duże koszty utrzymania drużyny - 8 milionów zł rocznie? To jedne z największych w polskiej lidze.

RM: - To nieprawda, że są jednymi z najwyższych. Ale trzeba też pamiętać, że Lech ma swoją markę, a koszty utrzymania, życie w Poznaniu na pewno jest droższe niż w Polkowicach czy Łęcznej.

Ale w Łęcznej są pieniądze, a wy ich, panowie, nie macie.

RS: - Dlatego też kroimy wydatki, oszczędzamy, na czym się da. Cały koszt utrzymania klubu to około 13 milionów zł rocznie. Chcemy, aby po wprowadzonych przez nas cięciach, ta kwota nie była większa niż 9 milionów.

Po co za 1,2 miliona kupowaliście Krzysztofa Gajtkowskiego?

RS: - To była inna sytuacja. Wtedy do klubu trafił też Łukasz Madej czy Paweł Kaczorowski. Oni też nie przyszli do klubu za darmo. Wtedy przychody od sponsorów wzrastały, a tylko budowa silnego zespołu dawała szansę na pozyskanie kolejnych inwestorów i kibiców na trybuny. Kiedy w 2000 roku zaczęliśmy zarządzać klubem, byliśmy bliżej trzeciej ligi niż pierwszej i jedyną słuszną inwestycją, która może się zwrócić, była lokata w poszerzenie kadry zawodniczej.
A po co przy takich kłopotach drużynie Piotr Świerczewski?
RS: - Piotr Świerczewski, Rafał Grzelak i Maciej Scherfchen byli piłkarzami, którzy mieli dopełnić sportowo tę drużynę. Ich pojawienie miało wymóc na zawodnikach sportową rywalizację na poszczególnych pozycjach. Ale co najważniejsze, wtedy zaistniała perspektywa na pozyskanie pieniędzy od pana Kulczyka. Te kontrakty w pewien sposób były od tych pieniędzy uzależnione, sprowadzenie piłkarzy do klubu było wówczas konsultowane głó- wnie z Sebastianem Kulczykiem.

Czyli rodzina Kulczyków opłaca Piotra Świerczewskiego.

ML: - Nie. Ale warunkiem finansowania klubu, stawianym przez Jana Kulczyka, była gwarancja, że zbudujemy czołowy polski klub, a nie ligowego przeciętniaka. To rozsądne podejście do sprawy, bo dotychczasowe inwestycje pana Kulczyka wskazują, że wkłada pieniądze, gwarantując sobie sukces, a nie porażkę.

I Świerczewski był tego gwarantem?

RM: - Wtedy wydawało nam się, że tak.

Padają w tej rozmowie wielkie nazwiska, ale nie tylko z takimi klub jest kojarzony. Czy ludzie zmarłego „Surówy” mają wpływ na rządzenie klubem?

RM: - To jest obraźliwe pytanie. Nigdy - od kiedy my jesteśmy we władzach tej firmy - nikt nie przejmował od nas zarządzania klubem.

Czy gangsterzy wspomagają finansowo klub? A może czerpią z klubu korzyści?

RM: - Dlaczego próbuje pan nas sprowokować do nieeleganckiego zachowania? My nie mamy takich kontaktów osobistych, nie spotykamy się z takim ludźmi, tym bardziej na gruncie zawodowym.

To nie jest, drodzy panowie, prowokacja. O takich, rzekomych, kontaktach mówi wiele osób.

RM: - Tzw. gangsterzy, jak pan określił tych ludzi, brali kiedyś udział - w różny sposób - w życiu stadionowym.

Co to znaczy „w różny sposób”?

RM: - Byli inicjatorami burd. Kiedyś - o czym tylko wiemy z pogłosek - zawarto z nimi porozumienie, na mocy którego - za spokój - brali udział w życiu klubu, a konkretnie w sprawach kibicowskich. Porozumienie jednak oznaczało, że większość kibiców zmieniła się. Zaczęli się realizować na rzecz i dobro klubu. Skończyli z głupimi bijatykami.

A gangsterzy ochraniali organizację meczów?

RM: - Nic o tym nie wiemy.

Dlaczego, kiedy w klubowej kasie pojawiają się pieniądze, to najpierw regulujecie płatności za catering i ochronę, a nie płacicie piłkarzom?

RM: - Kolejność nie jest taka. Jeżeli dysponujemy gotówką, to dzielimy ją na równe części.

A może jest tak, że któryś z panów lub wasze rodziny mają udziały w firmach cateringowych lub ochroniarskich?

RS: - Może byśmy i chcieli mieć takowe udziały, ale na pewno ich nie mamy. Nasze małżonki też nie.

A kto zarobił na wprowadzeniu kołowrotków na stadionie?

RS: - Nikt z nas. Wprowadziliśmy kołowrotki, aby poprawić organizację meczów, aby ustrzec się wchodzenia za darmo. A wprowadzenie tego systemu jest leasingowane i rozłożone na raty, a taka rata jest o wiele mniejsza od strat, które ponosiliśmy wcześniej.

Firma Maxer wygrała przetarg na rozbudowę stadionu i jest podobno głównym sponsorem klubu, który miał płacić rocznie sześć milionów. płaci?

RM: - Jest naszym sponsorem, ale nikt nigdy nie mówił o tak wielkiej kwocie. Firma Maxer jest z klubem od 1999 roku, jeszcze wtedy funkcjonując pod nazwą E-nergopol, i inwestuje od lat w rozbudowę stadionu. Wszystko, co zdarzyło się na stadionie w ostatnich latach, zawdzięczamy właśnie tej firmie.

A obecnie, co zawdzięczacie tej firmie, ile dostajecie gotówki?

RM: - Kilka milionów.

Za pieniądze, które są przeznaczone na budowę trybunę, można by zbudować zamkniętą halę na 4 tysiące osób. Podobno prawdziwy koszt budowy jest mniejszy, a różnica przeznaczana jest na funkcjonowanie klubu?

RM: - To nieprawda. Ta inwestycja naprawdę jest tak bardzo kosztowna, może pan w każdej chwili sprawdzić całą dokumentację. A to, że za te pieniądze można zbudować halę sportową, to prawda, ale czego to ma dowodzić? My jesteśmy prezesami Lecha i cieszymy się, że te pieniądze są przeznaczone na tę inwestycję, a nie żadną inną.

Raport NIK zarzuca wam defraudowanie pieniędzy z miejskiej dotacji! Maciej Frankiewicz - na łamach „Głosu Wielkopolskiego ” - potwierdził ten zarzut.

RM: - Nikt nie zarzucił nam defraudacji.

Ale musicie zwrócić miastu 150 tysięcy złotych?

RM: - Musimy, bo popełniliśmy błąd, do którego się przyznajemy. Pieniądze dostaliśmy na realizację projektów współpracy z trudną młodzieżą i te projekty zostały wypełnione w latach 2001 i 2002. Nie przeznaczyliśmy tych funduszy na inne cele.

To gdzie leży błąd?

RM: - Nie dopełniliśmy wszystkich terminów, do których wcześniej się zobowiązaliśmy.

Oddacie pieniądze?

RM: - Musimy.

Ale przecież ich nie macie.

RM: - Dlatego poprosimy prezydenta Poznania o rozłożenie tej kwoty na raty.

Dlaczego nie dogadaliście się z dr. Kulczykiem? Czy w ogóle było realne finansowanie klubu przez najbogatszego Polaka?

ML: - Oczywiście, że było realne, więcej - uważamy, że nadal jest realne.

Ale Jan Kulczyk na łamach „Poznańskiej” zaprzeczył, że kiedykolwiek chciał finansować Lecha, co najwyżej chciał pomóc klubowi.

ML: - Mówimy o tym samym. Nie jesteśmy naiwni, by wierzyć, że Jan Kluczyk kupi klub. Liczyliśmy i nadal liczymy na wsparcie Lecha.

O jakiej kwocie mówimy?

ML: - Dziesięciu milionach złotych.

Powiedzieliście o tym samemu zainteresowanemu?

ML: - Oczywiście. Dzięki tym pieniądzom chcieliśmy wyjść z zapaści, spłacić wszystkie wymagane długi i skupić się na sportowym aspekcie prowadzenia klubu. Co ułatwiłoby nam – oczywiście – pozyskiwanie nowych inwestorów.

Pan Kulczyk twierdzi, że cały czas łoży na utrzymanie klubu.

RM: - Na pewno nam pomaga, na pewno jego pomoc ułatwiła nam renegocjacje umowy z Kompanią Piwowarską, na pewno Sebastian Kulczyk pomógł nam nawiązać kontakt z jedną z firm, ale to wszystko.

Ile za tą pomocą kryje się milionów złotych?

RM: - To są setki tysięcy, nie miliony.

To z jakich obecnie funduszy utrzymujecie klub?

RM: - Z przychodów od sponsorów, z biletów, praw telewizyjnych.

Czy pracownicy Jana Kulczyka przeprowadzili audyt księgowy w Lechu?

RM: - Trudno to nazwać audytem. Nastąpiło porównanie naszych obliczeń i planów na przyszłość z raportami księgowymi. Porównanie to wypadło dla nas pozytywnie. Jeżeli były różnice, to dotyczyły one szczegółów.

Jak duże są obecnie długi klubu?

RS: - Ponad 17 milionów złotych.

Główne zobowiązania są wobec skarbu państwa?

RS: - Tak. Ponad pięć milionów zostało poddane restrukturyzacji, natomiast oko- ło sześciu milionów, to są zobowiązania, które w chwili obecnej są możliwe do rozłożenia na raty.

Jeżeli dr Kulczyk lub inny poważny inwestor nie da wam pieniędzy, to nie pozostało wam nic innego, jak tylko ogłosić bankructwo.

RS: - Liczymy na kapitalizację klubu. To jest nasz najważniejszy cel i nadzieja. Jeżeli nie uda nam się zebrać wymaganej kwoty, będziemy w sierpniu próbowali wyemitować akcje klubu na rynku równoległym. Ponadto liczymy na start w europejskich pucharach. W kategoriach sportowych jest to dla nas najważniejszy cel.

A jednak jesteście, panowie, naiwni, przecież to jest myślenie życzeniowe.

RM: - Wiemy o tym. Ale w sporcie, planując, trzeba zakładać sukces. Jeżeli nie wystartujemy w pucharach, być może będziemy musieli sprzedać kilku zawodników. Ale na razie pojawiła się szansa, że nie będziemy musieli tego robić. Są inwestorzy zainteresowani Lechem, ale zależy im też, żeby nie osłabiać drużyny.

Tajemniczy inwestorzy to - zdaniem kibiców - kolejna blaga Majchrzaka, zwykłe kłamstwo. jest inaczej?

RM: - To nie jest kłamstwo, ale też nie mogę dać żadnych gwarancji, że uda nam się te pieniądze pozyskać. Jeżeli gotówka wpłynie do klubu, wtedy będę mógł inaczej mówić o przyszłości.

A jeżeli zakładać czarny scenariusz, to kiedy składacie dymisje?

ML: - Nie mamy takich planów. Jako członkowie zarządu odpowiadamy włas- nym majątkiem, jesteśmy gwarantami kredytów bankowych na ponad dwa miliony z odsetkami. Jednak nie to jest najważniejsze. Nasza determinacja, aby ratować ten klub, jest tak duża, że nie stchórzymy tylko dlatego, że Lech popadł w tarapaty.

Determinacja to romantyczne zachowanie. Ilu piłkarzy odejdzie
z klubu, jeżeli nie znajdziecie pieniędzy do 20 lutego?

RM: - Odejść nie jest tak łatwo, ale zdajemy sobie sprawę także z determinacji zawodników. Nie płacimy im od miesięcy, mają prawo czuć się niepewnie, ale nadal liczą, że będą grali dla Lecha. Zdajemy sobie jednak sprawę, że jeszcze w lutym klub może opuścić pięciu piłkarzy.

Którzy to są?

RS: - Arkadiusz Kaliszan, Paweł Kaczorowski, Rafał Lasocki, Waldemar Piątek, Łukasz Madej.

Czyli zawodnicy tworzący trzon zespołu. Po takiej akcji utrzymanie zespołu w pierwszej lidze będzie praktycznie niemożliwe.

RS: - Wierzymy, że Lech utrzyma się w I lidze, ale nasze nadzieje na puchary wówczas topnieją. Spadnie też wartość majątku klubu. Zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji i możliwych konsekwencji.

Jaką kwotę musicie zdobyć do 20 lutego?

RM: - Około miliona złotych.

To są wszystkie zaległości wobec piłkarzy?

RM: - Nie, ale zawarliśmy porozumienia z niektórymi zawodnikami, dotyczące spłaty choćby części długu.

Macie dwa tygodnie na sprawienie cudu. To się nie uda.

RM: - Sytuacja jest poważna, ale nadal wierzymy - po rozmowach z niektórymi z inwestorów - że taką kwotę uda nam się pozyskać, iż wówczas łatwiej będzie nam się przygotować do akcji kapitalizowania klubu i rundy rewanżowej.

Skąd się wzięli w Lechu?

Radosław Majchrzak ma 38 lat. Absolwent turystyki po poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Był piłkarzem, grał m.in. w Niemczech. – Nigdy nie dane mi było grać w Lechu, ale kibicem Kolejorza jestem od zawsze – mówi. Do Lecha wciągnął go znajomy – Maciej Frankiewicz. Było to w okresie, gdy wrócił
z Niemiec, a władze miasta postanowiły zaangażować się w pomoc klubowi. Został działaczem sportowym – najpierw wiceprezesem pełniącym funkcję m.in. rzecznika prasowego, potem prezesem.

Michał Lipczyński ma 30 lat. Absolwent liceum im. Karola Marcinkowskiego
i poznańskiej Akademii Ekonomicznej. – Gdy miałem 10 lat ojciec zabrał mnie pierwszy raz na mecz. Tak zostałem kibicem, chyba na całe życie – mówi. Najpierw pomagał zarządowi w poszukiwaniu sponsorów. – Kilka małych firm do klubu wtedy przyprowadziłem – mówi. Pojechał z drużyną jako tłumacz
do Lipawy na pucharowy mecz z Metalurgiem. Gdy tworzył się zarząd sportowej spółki akcyjnej, zaproponowano mu w nim stałą pracę.

Radosław Sołtys ma 31 lat. Wykształcenie średnie, absolwent VI LO. Od dziecka chodził na mecze Lecha. Stadion mieścił się na Dębcu, 300 m od jego domu. W 1999 r. podjął pracę w Lechu. Odpowiadał za organizację imprez, kontakty
z PZPN, UEFA (zna język francuski). Organizował mecze pucharowe. Członek zarządu w randze wiceprezesa od 1999 r., wiceprezes od 2002 r. Znany
z wielkiej wiedzy piłkarskiej, historii klubów. Często gości na europejskich stadionach. Kibic szwajcarskiego Lausanne Sports.

Z Dariuszem Szymkowiakiem, „Pyrą”
rozmawia
Jarosław Gojtowski.

Co pan obecnie robi?

- Rozmawiam z panem.

Jaki ma pan wpływ na działania zarządu Lecha Poznań?

- Nie mam prawie żadnego wpływu.

Co to znaczy prawie? Prezes Majchrzak przekonywał mnie kilka godzin temu, że nie istnieje pan dla Lecha Poznań?

- Istnieć istnieję, bo kocham ten klub. Kawałek swojego życia zostawiałem przy Bułgarskiej. Nadal rozmawiam z kibicami Kolejorza o kolejnych przedsięwzięciach, o oprawie na meczach, o organizacji wyjazdów. Chcę w tym uczestniczyć, czy to dziwne? Płynie we mnie niebiesko-biała krew i tego nie da się zmienić.

Nadal bywa pan przy Bułgarskiej?

- W tym roku byłem tam dwa razy. Posprzątałem swoje biurko.

Czy to pan przez ostatnie lata faktycznie sprawował władzę
w klubie, a Radosław Majchrzak był tylko figurantem?

- To bzdura. Doradzałem prezesowi Majchrzakowi tak, jak to robiłem już wcześniej, kiedy poszedłem do Ryszarda Dolaty, sugerując mu, że kibice powinni mieć wpływ na to, co się dzieje w klubie. Zamiast grać w lidze chuliganów, przekonałem kibiców do gry fair dla dobra Lecha.

Posprzątał pan biurko. Kim był pan oficjalnie w Lechu?

- Doradcą zarządu.

Ile pan zarabiał?

- To była funkcja non profi.

Z czego w takim razie pan żyje?

- Pomagam żonie w prowadzeniu biznesu.

Został pan skazany za oszustwa gospodarcze na cztery i pół roku, cóż to były za oszustwa?

- W pewnym momencie moja firma utraciła płynność finansową. Moje aktywa straciły na wartości, stałem się niewypłacalny i tak też trafiłem przed oblicze najpierw prokuratury, a potem sądu.

W trakcie procesu biegła księgowa oceniła pańskie zachowanie jako „celowe krzywdzenie wierzycieli”.

- Za to właśnie zostałem skazany.

Dlaczego nie usunął się pan wcześniej i cały czas doradzał zarządowi?

- Liczyłem na akt łaski,
a z zarządem często poruszaliśmy kwestię mojego odejścia.
Wydawało nam się jednak, że moja obecność w klubie jest na tyle pilna i owocna, że zostałem. Może to był błąd.

A za cztery lata wróci pan do klubu?

- Emocjonalnie od niego nie odchodzę, ale ja naprawdę nie
wiem, co będę robił za cztery lata. Na pewno więcej będę myślał o swojej rodzinie i prawdziwych przyjaciołach, których teraz widzę. Jest to zresztą nieistotne, ważne, żeby Lech w tym czasie odbudował swoją należną pozycję w polskiej i europejskiej piłce.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto