Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Co z tą kulturą? Epidemia sprawia, że jej sytuacja nigdy nie była trudniejsza

Sebastian Gabryel
Sebastian Gabryel
– Symboliczna okładka marcowego magazynu „Billboard” z tytułem „When The Show Won’t Go On” („Kiedy show nie będzie kontynuowane” – przyp. red.) dobitnie określa miejsce, w jakim znalazła się polska kultura w czasie epidemii. Mam nadzieję, że stabilność naszych projektów zostanie zabezpieczona przez stałych partnerów imprezy oraz naszych wiernych fanów. Bo decydenci spisali kulturę na koronawirusową banicję, nie zabezpieczając warunków na realizację oraz kontynuowania przedstawień, koncertów i festiwali – ocenia Dionizy Piątkowski.
– Symboliczna okładka marcowego magazynu „Billboard” z tytułem „When The Show Won’t Go On” („Kiedy show nie będzie kontynuowane” – przyp. red.) dobitnie określa miejsce, w jakim znalazła się polska kultura w czasie epidemii. Mam nadzieję, że stabilność naszych projektów zostanie zabezpieczona przez stałych partnerów imprezy oraz naszych wiernych fanów. Bo decydenci spisali kulturę na koronawirusową banicję, nie zabezpieczając warunków na realizację oraz kontynuowania przedstawień, koncertów i festiwali – ocenia Dionizy Piątkowski. fot. O. Rainka
Jakie znaczenie ma kultura dla polskiego rządu? I ile naprawdę ona znaczy dla naszej gospodarki? To bardzo uzasadnione pytania, mając na uwadze choćby konferencję premiera Mateusza Morawieckiego z 16 kwietnia, po której wśród polskich artystów i instytucji kulturalnych dosłownie zawrzało. Szef rządu mówił wtedy o dalszych obostrzeniach i wciąż pogarszającej się sytuacji gospodarczej w czasie epidemii. Mówił wiele i w różnych kontekstach. Na kulturę czasu zabrakło – premier powiedział o niej jedynie w kontekście imprez masowych, których wznowienia nie przewiduje się na żadnym z czterech etapów „odmrażania” polskiej gospodarki.

Z oczywistych względów wody w usta nie nabiera minister kultury Piotr Gliński, którego list, wystosowany jeszcze przed Wielkanocą, również odbił się sporym echem. – Państwo polskie nie pozostawia ludzi kultury samym sobie. Wprowadzamy wiele programów i możliwości wsparcia dla środowisk twórców i artystów oraz osób stanowiących zaplecze organizacyjne, techniczne, naukowe (…). Zapewniam państwa, że myślimy w ministerstwie z wielką troską o całym środowisku polskiej kultury. Pełni nadziei, że przejdziemy przez obecny kryzys mężnie i sprawnie, że wyjdziemy z niego wzmocnieni, mądrzejsi, bardziej kreatywni – czytamy w oświadczeniu. Mimo empatycznego tonu bijącego z listu wicepremiera, większość przedstawicieli polskiej kultury ma duże wątpliwości, czy wspomniane programy wsparcia rzeczywiście pozwolą utrzymać się na powierzchni artystom i instytucjom w czasie obowiązywania rządowych obostrzeń uniemożliwiających im działalność w dotychczasowej formie.

W ramach najszerzej komentowanego programu „Kultura w sieci”, wchodzącego w skład tarczy antykryzysowej, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wspólnie z Narodowym Centrum Kultury łącznie rozdysponuje przynajmniej 20 mln zł tym, którzy swoje najnowsze projekty kulturalne zdecydują się przenieść do internetu – organizując choćby koncerty online czy „interaktywne” spotkania z twórcami. Opcjonalnie artyści mogą ubiegać się o jednorazowe świadczenie postojowe (ok. 2 tys. zł) oraz socjalne (ok. 1,8 tys. zł), i… właściwie to byłoby na tyle. Jednak po zakończeniu stanu epidemicznego ma jeszcze zostać wprowadzony budżet na rekompensaty dla całego sektora kultury łącznie wynoszący 50 mln zł. Czy to oznacza, że mimo stosunkowo niedużego bieżącego wsparcia, z czasem ludzie kultury będą mogli odetchnąć z ulgą?

Teoria sobie, praktyka sobie

Zdaniem Macieja Mińczykowskiego, booking managera poznańskiego Klubu u Bazyla i właściciela agencji koncertowej Left Hand Sounds, program „Kultura w sieci” może i nawet jest dobrym pomysłem, jednak zupełnie nieprzystającym choćby do działalności komercyjnych klubów muzycznych. – „Kultura w sieci” może pomóc „solistom”, ale koncerty na żywo to zupełnie inna specyfika. Być może jesteśmy w momencie, w którym polska mentalność ulegnie zmianie i publika zacznie doceniać koncerty online, jednak osobiście uważam, że to rozwiązanie raczej doraźne i okazjonalne – przyznaje Mińczykowski. I dodaje: – Brak wydarzeń na żywo to ogromne załamanie działalności dziesiątek podwykonawców, o których widz być może nie ma i nie musi mieć pojęcia. Dla większości z nas przystosowanie się w tak krótkim czasie, bądź zmiana profilu działalności np. na streaming online, jest rzeczą praktycznie niewykonalną.

Sporo wątpliwości co do rządowych programów mających ratować polską kulturę, ma również poznański skrzypek i twórca muzyki elektronicznej Wojtek Grabek. – Program „Kultura w sieci” to zwykły program grantowy, a nie pomocowy. Abstrahując od tego, że w pierwszej jego wersji artyści mieliby się zrzec praw do powstałych utworów, to nawet po wykreśleniu tego kontrowersyjnego zapisu nie widzę żadnej różnicy pomiędzy tym programem, a jakimkolwiek innym ministerialnym programem grantowym – twierdzi artysta. Grabek zauważa też, że wniosek zawiera się na aż dziewięciu stronach i wymaga bardzo szczegółowego opisu celów, rezultatów, elementów składowych i preliminarza kosztów projektu. – Najmniejszy błąd na dzień dobry eliminuje projekt. Naprawdę, nie wiem, kto w podbramkowej sytuacji miałby czas na taką papierologię, wiedząc jednocześnie, że przyznanie dotacji to zawsze ruletka. Tym bardziej, że 20 mln zł to kwota raczej śmieszna… – mówi muzyk.

Właściwej opieki nad polską kulturą nie dostrzega też dramatopisarz i dramaturg Jan Czapliński – zwłaszcza, kiedy sytuację w Polsce porównuje z tym, jak o artystów dbają chociażby nasi zachodni sąsiedzi. – W Niemczech artyści i freelancerzy składają jednostronicowy wniosek o zapomogę i po paru dniach mają już na koncie 5 tys. euro. Nie musząc nic udowadniać, otrzymali od swojego państwa pieniądze, dzięki którym przez jakiś czas mogą spokojnie żyć, bo, wbrew popularnemu powiedzeniu, artysta głodny to artysta… głodny. Można? Można. Ale na to kulturę trzeba pojmować jako istotne dobro społeczne, jako najcenniejszy kapitał, jakim państwo dysponuje, a nie piąte koło u wozu – ocenia Czapliński.

Koronawirusowa banicja

– Zdecydowanie nie, te środki nie są wystarczające – ocenia Anna Hryniewiecka, dyrektorka poznańskiego Centrum Kultury Zamek, która nie ma wątpliwości, że polska kultura potrzebuje swojej własnej tarczy antykryzysowej. – Jest przecież jedną z ważnych dziedzin gospodarki, ma konkretny udział w tworzeniu PKB. Pełni istotną rolę, buduje tożsamości: lokalne, narodowe, międzykulturowe, a także cenny kapitał społeczny. Kultura tworzy też miejsca pracy dla bardzo wielu ludzi: animatorów, edukatorów, autorów, artystów, realizatorów i równie ważnych ludzi obsługujących program i wydarzenia. To bardzo duże środowisko, całe społeczności, które odgrywają dużą rolę w naszym życiu w bardzo wielu wymiarach – podkreśla Hryniewiecka. Jej zdaniem, w sytuacji, w której polskie instytucje kultury musiały zaprzestać działalności, a tym samym zostały odcięte od normalnych źródeł funkcjonowania, od rządu należy oczekiwać realnego wsparcia. – Jeśli ono nie nastąpi w sposób systemowy, to możemy stracić ludzi, instytucje i treści, które będą już nie do odratowania – mówi dyrektorka.

Tego, że już niedługo może nie być czego ratować, obawia się również **Dionizy Piątkowski, szef poznańskiego festiwalu Era Jazzu

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto