Wytwórnia Filmów Fabularnych była rewelacją dla młodych twórców
Przeczuwana świetność fabryki snów zwabiła młodego reżysera Stanisława Lenartowicza j do Wrocławia. Dziś znakomity twórca pamiętnej komedii „Giuseppe w Warszawie” wspomina Wytwórnię z nostalgią. I smuci go jej upadek
Niemiecka Stattenhalle powstała w 1939 r., jako hala targowa i zaplecze dla firmy zarządzającej targami. Zaprojektował ją Richard Konwiarz. Trzynaście lat później polska Rada Ministrów postanowiła zaadaptować dla filmu budynki w pobliżu Hali Ludowej. Od 1953 r. wrocławska Wytwórnia była oddziałem łódzkiej. Dopiero po roku zdobyła samodzielność. W 1954 r. Maria Kaniewska nakręciła tu pierwszy film – „Niedaleko Warszawy”, o zagrożeniu ludowej ojczyzny przez zachodni wywiad.
Lasy, woda i iglica
– Dla mnie Wytwórnia była zupełną rewelacją – wspomina Stanisław Lenartowicz. – Zaczęło się od tego, że zanim powstała, we Wrocławiu zamieszkała moja rodzina. Studiowałem w łódzkiej szkole filmowej, gdzie prof. Antoni Bohdziewicz zażądał, żebyśmy z kolegami nakręcili dyplomowe etiudy. Moja była o kolarzach i wymagała plenerów. Wymarzone znalazłem na południe od Wrocławia – opowiada reżyser.
W etiudzie kolarskiej w „Trzech startach” wystąpił Zbigniew Cybulski. – Do dziś nie wiem, jak on to przeżył! – uśmiecha się Lenartowicz. – Mówiłem mu, że kolarze nie jeżdżą w takich okularach, jak on nosił. Ale Zbyszek uparł się i pojechał. Bo bez okularów nic przecież nie widział. A ja właśnie wtedy zakochałem się w okolicach Wrocławia. Zachwyciły mnie plenery: lasy, woda, nierówny teren.
Pan Stanisław wyjechał z Łodzi. Dziś mówi, że się stamtąd „wyrwał”. – Z kolegami upatrzyliśmy sobie to miejsce pod iglicą. Kapitalny budynek, by postawić w nim dekoracje. Piękne sale związane z udźwiękowieniem i montażem filmów. Do dziś to miejsce jest dla mnie najdroższe – twierdzi.
We Wrocławiu przez pół wieku powstało ok. 300 filmów polskich i 20 międzynarodowych. Dziś, za długi, firma jest w stanie upadłości.
Czy da się ją jeszcze uratować? – Trudno powiedzieć, czy jakiekolwiek pieniądze byłyby szansą – uważa Stanisław Lenartowicz. – A przecież niedawno kręcił tu swój film Peter Greenaway i był zachwycony. Teraz nic się nie dzieje, to szalenie smutne i niepojęte. Szkoda, bo we Wrocławiu jest mnóstwo ludzi, którzy chcieliby kręcić tutaj filmy. Myślę, że przyjechaliby także choćby z Warszawy i Łodzi – dodaje. Dziś Stanisław Lenartowicz, który nakręcił także m.in. „Zimowy zmierzch” i „Zobaczymy się w niedzielę”, mieszka na Biskupinie. Lubi spacery nad Odrą.
– To moja ulubiona trasa, aż do jazu bartoszowickiego – uśmiecha się. – Patrzę na wspaniałe, zielone drzewa, pod którymi można się schronić w czasie upału. Czasem obserwuję żaglówki i wspominam, jak sam pływałem na jeziorach – opowiada.
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?