MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Czas na nowe wyzwania

Rozmawiał Marcin PAWLICKI
Marek Bajor (z prawej) postanowił zakończyć karierę. Fot. A. Szozda
Marek Bajor (z prawej) postanowił zakończyć karierę. Fot. A. Szozda
Rozmowa z Markiem Bajorem, byłym zawodnikiem Amiki Wronki, obecnie drugim trenerem rezerw Amiki Decyzja o zakończeniu kariery nie przyszła chyba panu łatwo? - Przyznam, że nie tak wyobrażałem sobie zakończenie ...

Rozmowa z Markiem Bajorem, byłym zawodnikiem Amiki Wronki, obecnie drugim trenerem rezerw Amiki

Decyzja o zakończeniu kariery nie przyszła chyba panu łatwo?

- Przyznam, że nie tak wyobrażałem sobie zakończenie kariery. Chciałem jeszcze przez rok pograć w Amice, bowiem jeszcze zobowiązywał mnie do tego kontrakt. A później dopiero miałem zastanowić się co dalej. Stało się jednak zupełnie inaczej. Rehabilitacja po kontuzji pleców nie pomogła i musiałem spojrzeć prawdzie w oczy. Nie było sensu oszukiwać trenerów, a przede wszystkim samego siebie. Na pewno żałuję, tym bardziej, że przez całą karierę omijały mnie kontuzje. Dlatego porozumiałem się z działaczami klubu, którzy zaproponowali mi pracę drugiego trenera przy zespole rezerw.

Spędził pan w Amice sześć sezonów. W tym czasie klub zdobył trzykrotnie Puchar Polski, były i dwa Superpuchary oraz brązowy medal mistrzostw Polski. Który w tych sukcesów ucieszył pana najbardziej?

- Muszę przyznać, że przychodząc do Amiki nie sądziłem, że przyjdzie nam walczyć o tak wysokie cele. Myślałem, że będziemy grać o utrzymanie się w lidze, a tymczasem dość szybko trafiliśmy do europejskich pucharów. Jeśli chodzi o sukcesy, to wszystkie traktuje równorzędnie. Choć może pierwszy Puchar Polski sprawił mi największą radość, gdyż wcześniej nie miałem go w swojej ,,kolekcji’’.

Pańska ,,kolekcja’’ jest dość bogata. Dwukrotne mistrzostwo Polski, a wcześniej srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Tytuł wicemistrza olimpijskiego ma dla pana chyba szczególne znaczenie?

- Na pewno występ na olimpiadzie był dla mnie ogromnym przeżyciem. Spędziliśmy tam bardzo dużo czasu, bo jako pierwsi olimpijczycy wyjechaliśmy z Polski, a wróciliśmy jako ostatni. Mam naprawdę piękne wspomnienia z Hiszpanii, a taki sukces zdarza się raz na wiele lat.

Start w dorosły futbol miał pan wręcz wymarzony. Co się stało, że w rubryce ,,reprezentacja’’ jest puste miejsce?

- Nie ukrywam, że pozostał mały niedosyt czy żal, że nie dane było mi zagrać choćby jednego meczu w kadrze. Dlaczego tak się stało? Wydaje mi się, że byli po prostu lepsi zawodnicy ode mnie, trenerzy woleli postawić na innych. Wszyscy moi koledzy z reprezentacji olimpijskiej trafili do pierwszej drużyny, mi niestety nie udało się tego osiągnąć. Zagrałem tylko jedno spotkanie w kadrze B - bo taka kiedyś istniała - przeciwko Rumunii, ale nie był to oficjalny mecz.

Nie chciał pan spróbować sił w zagranicznym klubie?

- Nigdy nie robiłem nic w tym kierunku. Nie miałem swojego menedżera, który mógłby mi pomóc w znalezieniu zagranicznego klubu. Raz padła propozycja, z Hannoweru, który właśnie awansował do II ligi. Trochę było to na wariackich papierach, za mało było czasu. Jeśli więc miałbym mieć jakieś pretensje o to, że nie zagrałem zagranicą, to wyłącznie do siebie.

A w tej kwestii ma pan pretensje siebie?

- Nie mam. Występowałem w silnych klubach, które grały w europejskich pucharach. Byłem podstawowym zawodnikiem tych drużyn. Nie mam więc czego żałować.

Wróćmy do początku kariery. Jak zaczęła się pana przygoda z piłką?

- Zauważył mnie nauczyciel wychowania fizycznego i polecił do drużyny juniorów Igloopolu Kolbuszowa. Miałem wówczas 13 lat i musiałem grać ze znacznie starszymi od siebie zawodnikami. Potem przeszedłem do Igloopolu Dębica, choć miałem już podpisany kontrakt ze Stalą Mielec. Jak się dowiedzieli o tym działacze z Igloopolu, zaczęli całą te sprawę ,,odkręcać’’, klub z Kolbuszowej był niejako pod patronatem Igloopolu. W Dębicy zadebiutowałem w ekstraklasie.

Komu pan najwięcej zawdzięcza w swojej karierze?

- Szanowałem każdego trenera i każdemu wiele zawdzięczam. Ale jest jedna osoba, której w tym momencie szczególnie powinienem podziękować. To Włodzimierz Tylak, który obecnie jest drugim trenerem ŁKS Łódź. To on właśnie w Igloopolu znalazł dla mnie pozycję na boisku. Wcześniej występowałem jako środkowy pomocnik, ale na kilku treningach zabrakło po prostu obrońców. Zagrałem w kilku meczach jako obrońca kryjący, czy stoper. Trener był widocznie zadowolony z mojej postawy na nowej pozycji i tak już zostało.

Nie zrezygnował pan z pracy w Amice.

- Na razie jestem związany dwuletnim trenerskim kontraktem. Będę pomagał Jurze Szatałowowi przy drugim zespole. Oprócz tego będę prowadził indywidualne zajęcia z grupami juniorskimi i prowadził obserwacje dla trenera Stefana Majewskiego. Myślę, że na ten czas to optymalna funkcja dla mnie.

Swoją przyszłość wiąże pan właśnie z pracą trenerską?

Na razie próbuję dopiero trenerskiego rzemiosła. Chcę sprzedać swoją wiedzę młodszym kolegom, widzę jednak że jeszcze patrzę z perspektywy zawodnika, a nie trenera i muszę to zmienić. Co będzie później zobaczymy. Jeśli sprawdzę się w nowej roli, to nie wykluczam, że poświecę się pracy trenerskiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto