Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy Piotr Bykowski się podniesie?

Marcin KĄCKI
Dzisiaj mijają trzy lata od skoku Piotra Bykowskiego z antresoli Sądu Rejonowego w Poznaniu. Wówczas sąd orzekł wobec niego areszt. Zarzuca mu się posiadanie amunicji, a podejrzewa o to, że wyciągnął z Banku ...

Dzisiaj mijają trzy lata od skoku Piotra Bykowskiego z antresoli Sądu Rejonowego w Poznaniu. Wówczas sąd orzekł wobec niego areszt. Zarzuca mu się posiadanie amunicji, a podejrzewa o to, że wyciągnął z Banku Staropolskiego pół miliarda złotych. Do dzisiaj nie jest jednak gotowa opinia biegłego w tej sprawie.

W połowie maja 2000 roku Piotr Bykowski usiłował przekroczyć granicę polsko-niemiecką, ale zatrzymał go ówczesny UOP. 16 maja sąd orzekł wobec niego 3-miesięczny areszt. Chodziło o upadek Banku Staropolskiego, którym nieformalnie kierował i zniknięcie z jego kas blisko 530 mln złotych. Oficjalnie splajtowanemu bankierowi zarzucono na początek przetrzymywanie dokumentów bankowych i ostrej amunicji.

Piotr Bykowski czekając w sądzie na decyzję w sprawie aresztu, podczas rozmowy z matką przeskoczył balustradę i skoczył z wysokości około 7 metrów. Z urazami trafił do szpitala. Dwukrotnie miał uchylany areszt ze względu na swoje zdrowie, a prokuratorzy szaleli z wściekłości, gdy wyszło na jaw, że w szpitalu swobodnie posługuje się telefonem.

W trakcie śledztwa postawiono Bykowskiemu kolejny zarzut, zagarnięcia około 400 tysięcy złotych z Banku Staropolskiego. W sprawę zamieszany był jeden z poznańskich księży, który przyjął fikcyjną darowiznę w tej wysokości. W rzeczywistości pieniądze miały trafić do Bykowskiego i jego współpracownicy Małgorzaty K. Kobieta kilka dni spędziła w areszcie.

Mija jednak 3 lata i nadal nie wiadomo co stało się z 530 milionami złotych, których brak w Banku Staropolskim doprowadził do jego upadku. Oszczędności straciło wówczas kilkadziesiąt tysięcy osób.

Publiczny podejrzany

Dlaczego postępowanie w sprawie Piotra Bykowskiego trwa tak długo? - zapytaliśmy Włodzimierza Świtońskiego, rzecznika prasowego Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu.

- Bo sprawa jest bardzo skomplikowana i dotyczy spraw gospodarczych. Czekamy na opinię biegłego, który ma ustalić obieg pieniędzy w upadłym Banku Staropolskim i ewentualny
udział w tym samego Piotra Bykowskiego.

Ale przyzna pan, że trzy lata to długo, nawet jak na sprawę gospodarczą?

- To jest długo i nie będę z tym polemizował. Problem jednak polega na tym, że rok temu zmarł biegły, który już kończył opinię w tej sprawie. Kolejny biegły musiał zacząć pracę od nowa - mówi W. Świtoński.

Przez ponad rok od czasu „skoku w sądzie” Piotr Bykowski nie był przesłuchiwany, gdyż lekarz orzekali o jego złym stanie zdrowia. Prokuratura bezskutecznie usiłowała ograniczyć mu prawo do wolności, aby ograniczyć „mataczenie”. Od ponad roku jednak Piotr Bykowski pokazuje się już publicznie.

- Jednym środkiem zastosowanym obecnie wobec Piotra Bykowskiego jest zakaz opuszczania kraju. Ma również zabrany paszport - dodaje W. Świtoński. Zapewnił on również, że w ciągu najbliższych kilku tygodni powinna wpłynąć opinia biegłego w sprawie Bykowskiego i Banku Staropolskiego.

Domki na bank

Piotr Bykowski ma 48 lat, jest absolwentem poznańskiej Akademii Rolniczej. Był członkiem Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej i należał do PZPR. Zabłysnął działalnością spółdzielni Pinus, gdzie produkując meble zarobił pierwszy milion. Spółką Drewbud na początku lat 90-tych zachęcał do wpłat na domki wolnostojące. Choć domy nie powstały, Piotr Bykowski zdobył w ten sposób kapitał na Invest-Bank. Był też doradcą premiera Waldemara Pawlaka. Przejął Bank Staropolski i powołał konsorcjum Auto System. Zajął się również bankowością na Ukrainie, gdzie zainwestował w Oguz Bank. Prokuratura podejrzewa, że to właśnie poprzez skomplikowany przepływ kapitału między spółkami Bykowskiego i transfery za granicę, mogło dojść do uszczerbku w kasie Banku Staropolskiego.

On i Polsat


Od 1998 roku Piotr Bykowski prowadził rozmowy z Zygmuntem Solorzem, szefem Polsatu o jego zaangażowaniu w Invest-Bank i połączenie go z Bankiem Staropolskim. W 2000 roku Narodowy Bank Polski zawiesił działalność Banku Staropolskiego, a Zygmunt Solorz wkrótce przejął Invest-Bank. Klienci Banku Staropolskiego żądają zwrotu swoich oszczędności właśnie od Solorza. Za Piotrem Bykowski twierdzą, że szef Polsatu obiecał dokapitalizować bank, a nie czyniąc tego doprowadził pośrednio do jego upadku. Dlatego powołali Zespół Stowarzyszeń Poszkodowanych przez Zygmunta Solorza. Teraz Bykowski chce odzyskać Invest-Bank posługując się wekslami sprzed 8 lat.

Rozmawiamy z Piotrem Bykowskim

Jest pan chory, czy chciał pan uciec przed aresztem (Piotr Bykowski przybył na rozmowę o kuli)?

- (śmiech) Przede wszystkim mam rozeznanie, jak wygląda życie gospodarcze w Polsce. Jeśli po drugiej stronie mam Zygmunta Solorza, który z kolegi zamienia się we wroga, to bronię się przed nieuzasadnionymi zarzutami, że jestem przestępcą.

Ale zapytam jeszcze raz o areszt. Bał się pan trafić za kratki?

- Nie bałem się. Znam wielu ludzi, którzy siedzieli w więzieniu. Piłsudski też siedział.

Chyba nie powie pan, że jest ofiarą politycznych represji.

- Nie. Nie zadarłem w końcu z politykiem. A co do aresztu, ja lubię izolację.

Co innego izolacja z wyboru, a z przymusu

- No cóż...

To zapytam wprost: kombinuje pan jakby tu uciec przed kontaktem z prokuraturą?

- Nie, no proszę mnie tak nie klasyfikować. Ucieka przestępca, a ja nim nie jestem. A co do moich kontaktów z prokuraturą, to na bieżąco składam wyjaśnienia i dostarczam dokumenty. Po raz ostatni zrobiłem to dziś.

Oskarża pan prokuratora Andrzeja Laskowskiego (prowadził śledztwo we wstępnej fazie - przyp.red.), że naciągał zarzuty, wynajął pan najlepszych prawników, którzy piszą panu opinie, Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Zygmunta Solorza gra na pana stronę. Czy chce pan skompromitować prokuraturę?

- Powiem panu w ten sposób: ja nie popełniłem żadnego przestępstwa. Prokurator Laskowski tak twierdził, mówiąc, że w budynku banku miałem dokumenty bankowe i amunicję. To tak gdyby panu stawiać zarzut, że ma długopis w redakcji.

Mówi się, że ma pan drobne zarzuty, żeby nie wyjechać z kraju, a tymczasem prokuratura szykuje na pana zarzut o wyłudzenie z Banku Staropolskiego 500 mln zł.

- To niech szukają tych pieniędzy u Solorza.

Dlaczego broni się pan Solorzem? Chce pan od siebie odsunąć zarzuty?

- Nie! Takie są fakty. To mówią dokumenty. Pan Solorz przyczynił się swoimi działaniami do upadku banku. Ja złotówki ze Staropolskiego nie wyjąłem i to potwierdziła prokuratura. Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Zygmunta Solorza słusznie kieruje swoje roszczenia pod jego adresem i jestem przekonany że, w najbliższym czasie prokuratura to zauważy.

Chce pan teraz zniszczyć Solorza?

- Nie czuję żadnej potrzeby zemsty lub odwetu. Solorz przejął Invest Bank za pół darmo, ale to była moja wina, bo go nie doceniłem.

Był sprytniejszy.

No powiedzmy, że mnie znokautował. Zaufałem mu i to był mój błąd.

To gdzie jest pół miliarda złotych, które zniknęły z Banku Staropolskiego?

- Jak mówiłem przejął je pan Solorz.

A pan został wrobiony?

- Nie, to pan Solorz się wrobił. Zabrany mu zostanie Ivest-Bank, który zwróci ludziom pieniądze. Na kilka dni przed upadkiem Banku Staropolskiego przestrzegałem go przed tym, że mu się to nie opłaci.

Gdy zimą ubiegłego roku chciałem zrobić z panem wywiad, kilka dni później pojawiła się rozmowa pana w „Bezpłatnym Tygodniku Poznańskim”. To był gest kolegi Mariusza Świtalskiego wobec pana?

- A co? Nie podobał się panu?

Bardzo ładny. Zwłaszcza odpowiedzi.

- A pytania?

To tam były pytania?

- (śmiech).

Rozmawiał Marcin KĄCKI

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto