W połowie maja zmarł prof. Janusz Sowier, wybitny chirurg poznański. Na razie policja
nie łączy jego śmierci z przestępstwem, a jednak wciąż rodzą się nowe wątpliwości.
Prokuratura prowadząca śledztwo tajemniczo milczy.
Od samego początku policja twierdziła, że nie ma dowodów na to, iż poznański lekarz zginął z rąk przestępców. Jednak nadal nie milkną głosy, że nie była to śmierć naturalna:
– Dotąd nie wyjaśniono, dlaczego jego obrażenia wskazywały między innymi na wleczenie ofiary po schodach i ziemi – to kolejne, konkretne pytanie stawiane prowadzącym śledztwo, jakie dotarło do naszej redakcji.
Fakty już znane
Ostatnimi osobami, które widziały profesora żywego i w dobrym zdrowiu, byli lekarze ze szpitala przy ul. Szwajcarskiej. Tam 1 maja odwiedził swoją ciężko chorą żonę. Tego samego dnia, niemal w samo południe, a była to niedziela, został znaleziony przed swoim domem na jednym z poznańskich osiedli. Siedział na podjeździe posesji i był półprzytomny.
Chirurg został przewieziony do lecznicy gdzie pracował jako ordynator. Lekarze stwierdzili u pacjenta urazy czaszki. Ponieważ jego stan zaczął się pogarszać, chorego przetransportowano na intensywną terapię do szpitala klinicznego przy ul. Przybyszewskiego. Mimo wszechstronnej pomocy i rozpoczętej akcji ratunkowej, prof. J. Sowier nie odzyskał już przytomności i zmarł po dwóch dobach.
Pytania bez odpowiedzi
Już z chwilą stwierdzenia zgonu zaczęto snuć domysły związane z zagadkową śmiercią poznańskiego chiruruga. Znaleźli go pracownicy firmy ochroniarskiej wynajętej do ochrony jego posesji. Podobno on sam po nich telefonował. Kiedy przyjechali na miejsce – znów podobno! – obok siedzącego leżała broń, którą nosił do samoobrony.
Nie stwierdzono wówczas śladów wskazujących na pobicie i rabunek. Lekarz miał przy sobie znaczną ilość gotówki oraz wartościowy zegarek i telefon komórkowy. Nie było włamania do domu.
Nie dało też pozytywnych wyników znalezienie jakichkolwiek świadków tego, co się wydarzyło w majowe południe tego tragicznego dnia. Policjanci, o czym pisaliśmy w połowie maja, skłonni byli przyjąć wersję, iż profesor uległ nieszczęśliwemu wypadkowi.
Może w ostatnim odruchu świadomości zaalarmował ochronę, a broń wypadła mu sama? Dlaczego jednak wzywał ochroniarzy, a nie karetkę pogotowia, której lekarz mógł udzielić pomocy? Z kolei wątpliwości lekarzy budziły obrażenia głowy, które, według ich oceny, były bardzo poważne i rozległe.
Prokuratura milczy
Sekcja zwłok nie dała pełnego wyjaśnienia, co spowodowało rany głowy, które były bezpośrednią przyczyną zgonu. Śmierć poznańskiego lekarza nadal jest dyskutowana w środowisku lekarskim. Zbyt dobrze znali i cenili swojego szefa i kolegę, aby pogodzić się z okolicznościami, w jakich zmarł. Niektóre z pytań, jakie stawialiśmy również na łamach naszej gazety, przez prowadzących śledztwo zostały już uznane za plotki.
Mimo upływu prawie czterech miesięcy od tajemniczej śmierci prof. J. Sowiera, niewiele wiemy o postępie w śledztwie. W tym tygodniu, po ciężkiej i długotrwałej chorobie, zmarła żona chirurga. Z nieoficjalnych doniesień wiemy, że ciągle szuka się osób, które z profesorem spędziły ostatnie chwile 1 maja, zanim został znaleziony przed swoim domem.
Podobno obrażenia pleców, co wykazała sekcja zwłok, nie mogły powstać na skutek upadku, a są dowodem, iż ofiara była wleczona po schodach i ziemi.
Podobno wiele mogliby wyjaśnić bywalcy starorynkowych lokali, którzy być może widzieli tam lekarza (badania wykazały śladową ilość alkoholu – 0,7 promila). To, jak wiemy, próbuje ustalić Prokuratura Poznań Nowe Miasto, która prowadzi postępowanie.
- Nie udzielę odpowiedzi na żadne pytanie. Toczy się śledztwo w tej sprawie – mówi Jaroma Skwiecińska-Maciejak z nowomiejskiej prokuratury. Nie usłyszeliśmy też żadnego przybliżonego terminu, kiedy prowadzone śledztwo może być zakończone. Milczenie może jedynie wskazywać, że prowadzone jest ono intensywnie.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?