Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dlaczego kochamy "Mikołajka"? Rozwiązanie konkursu

Redakcja
Wiemy już, kto zobaczy "Mikołajka" w Cinema City Kinepolis z zaproszeniami od MM Moje Miasto Poznań. By zaostrzyć Wam apetyt na ten film, przedstawiamy rozmowę z Anne Goscinny, córką René Goscinnego, wydawcą książek ojca i konsultantką filmowego scenariusza.

Jak zrodził się pomysł na adaptację książki?

Książka niemal od początku żyła swoim życiem, ciesząc się nie tylko uznaniem czytelników i powszechną sławą intelektualnego dzieła, ale będąc lekturą obowiązkową w szkołach. W 2004 roku pierwszy tom niepublikowanych dotąd tekstów („Nowe przygody Mikołajka”, w Polsce wydane przez wydawnictwo Znak) został sprzedany we Francji w 600 tysiącach egzemplarzy. Składał się z dwudziestu pięciu historyjek (w 2009 r. ukazał się tom drugi – „Nieznane przygody Mikołajka”).
Najwięksi producenci zaczęli interesować się tą zabawną postacią, która stała się prawdziwym fenomenem wydawniczym. W tamtym czasie obawiałam się, czy nie będą chcieli podczepić się pod sukces „Pana od muzyki” („Les Choristes”). Nie chciałam również, by chęć dokonania adaptacji „Mikołajka” była motywowana innymi czynnikami niż jakość samej książki. Czekałam, aż pojawi się ktoś, kto przedstawi mi historię z głównym wątkiem. Tak naprawdę, „Mikołajek” składa się z krótkich opowiastek, a zestawienie ze sobą poszczególnych tekstów dałoby efekt przypadkowo zszytych ze sobą skrawków. Spotkałam Marca Missonniera i Oliviera Delbosca, którzy przedstawili mi Laurenta Tirarda i Gregoire’a Vignerona. Byłam oczarowana sposobem, w jaki opowiedzieli mi swoją historię. Opowiedziałam o tym Sempému, który uznał, że to dobry pomysł. I w ten sposób uruchomiliśmy machinę!

Jak wyjaśni pani szczególną słabość, jaką ludzie przejawiają w stosunku do Mikołajka?
Jest wiele możliwych wyjaśnień, mniej lub bardziej prostych. Świat Mikołajka nie jest skostniały, ani ogarnięty trwogą. Praktycznie nie napotykamy w nim śladów telewizji, radia, nie występują telefony. Jest to świat samowystarczalny. Relacje, które bohaterowie budują między sobą, dodają nam otuchy. Na przykład, kiedy rodzice się kłócą, widmo rozwodu nie wisi w powietrzu. Wystarczy ciasto jabłkowe, by przypieczętować pojednanie. Dziecko, które jest czytelnikiem, widzem, czy nawet bohaterem, nie ma żadnego powodu do niepokoju.
Inne wyjaśnienie jest być może bardziej dosłowne, opiera się na słownictwie i na języku. W „Mikołajku” język jest bohaterem. Odgrywa główną rolę. To również sprawiło, że ekranizacja książki była tak trudna. Sfera leksykalna jest z pewnością po części nieaktualna i nieużywana, na przykład, dzieci nie mówią już „klawo”! Ale to także dowodzi uniwersalności „Mikołajka”.

Nie obawiała się pani, że dzieło zostanie zdradzone?

Kreska Sempégo jest minimalistyczna i pozwala rozkwitać wyobraźni tego, kto przewraca strony. Kiedy jednak oglądamy rysunki z bliska i kiedy widzimy na nich dzieci, dostrzegamy, że nie jesteśmy w stanie oddzielić Mikołajka od pozostałych chłopców. Wtedy uświadamiamy sobie, że Mikołajek i jego koledzy mogą być odczytywani i postrzegani jako jedno i to samo dziecko. Dwiema postaciami, które jesteśmy w stanie odróżnić jest Alcest, ponieważ jest gruby i Ananiasz, ponieważ nosi okulary. Rozróżnienie dzieci stanowi zatem wyzwanie dla ekranu. Jak je wydobyć z tej kreski, zarazem poetyckiej i pełnej przestrzeni, aby stworzyć zindywidualizowanych bohaterów? O ile „Mikołajek” nie wywołuje niepokoju, o tyle odpowiedzialność jest niepokojąca!

Pewnego dnia Laurent Tirard poprosił mnie, abym wzięła udział w pierwszym spotkaniu ze wszystkimi wybranymi do filmu dziećmi. Przyszłam na nie bardzo wyluzowana, z rękami w kieszeniach. Kiedy przekroczyłam próg studia, znajdującego się w 17. dzielnicy, moim oczom ukazali się chłopcy, wszyscy w długich skarpetkach i szkolnych bluzach. Przeżyłam prawdziwy szok! Wyglądali dosłownie, jakby zostali żywcem przeniesieni z książki. Jeszcze dzisiaj odczuwam tamto wzruszenie. Wzruszenie pomieszane ze smutkiem: tak bardzo pragnęłam w tamtym momencie, aby mój ojciec tam był, pośród swoich bohaterów, którzy się urzeczywistnili.

Chłopiec, który gra Mikołajka, jest moim zdaniem idealny, ponieważ stanowi esencję tego, czym jest mały chłopiec. Jest zarazem pełen blasku i piękny, przy tym ma urodę raczej zwykłą, klasyczną i nie wyróżnia się niczym specjalnym spośród ulicznego tłumu. Mikołajkiem jest i Laurent Tirard, i Olivier Delbosc, i mój synek Simon, i mój ojciec, jesteście nim i wy…

Czy czekała pani na pewne sceny? Czy obawiała się pani innych?

Musiałam pohamować chęć, by natychmiast udać się na plan filmowy. Mój status osoby uprzywilejowanej wiązał się z bardziej wymagającym spojrzeniem, które mogło zostać odebrane jako pewne obciążenie, więc wolałam być jak najmniej obecna na planie. Nie chciałam dokładać dodatkowej presji do napięcia i tak panującego na planie filmowym. Jednak każde z moich dzieci wystąpiło w filmie w roli statysty. Salome, która ma 6 lat, brała udział w scenie urodzin Jadwini. Ośmioletni Simon gra w scenie wizyty lekarskiej. Tego dnia, gdy towarzyszyłam Salome, jadłam obiad z aktorami. Kad Merad musiał mnie uznać za wariatkę, ponieważ nie mogłam oderwać oczu od jego twarzy. Uważam, że mój ojciec zamieścił w „Mikołajku” wiele wspomnień ze swego dzieciństwa, a ponieważ Kad Merad wcielił się w rolę ojca Mikołajka, stał się zatem niejako moim dziadkiem. Był tuż obok, poczciwy, uprzejmy, zabawny, szczęśliwy. To było surrealistyczne wrażenie! Nie mogę mówić, że doszło do spotkania, gdyż myślę, że on mnie nie pamięta. Ja jednak przypominam sobie, że doszukiwałam się w jego twarzy śladów człowieka, który nazywał się Stanisław Goscinny, a którego nie znałam, gdyż zmarł w 1942 roku.
Było dla mnie niezwykle poruszającym przeżyciem zobaczyć moje dzieci uczestniczące, nawet w niewielkim stopniu, w tym filmie, będącym dla mnie jednym z głównych dzieł ich dziadka.

Co pani sądzi o wyborze dorosłych aktorów?

Najważniejszymi rolami w filmie, moim zdaniem, są rodzice i nauczycielka. Niekoniecznie myślałam o Kadzie Meradzie i Valérie Lemercier jako odtwórcach ról rodziców, ale gdy tylko zobaczyłam ich razem, uznałam, że są idealni. Występuje spójność, pewna chemia, pomiędzy książką a tym, co widzimy na ekranie. Sandrine Kiberlain mogłaby natomiast stanowić inspirację dla mojego ojca i Sempégo! Ona jest nauczycielką w pełnym tego słowa znaczeniu. Teraz, gdy po raz kolejny czytam „Mikołajka”, nauczycielka, którą sobie wyobrażam, ma twarz Sandrine Kiberlain. Jest niesamowita.
Rosół, dyrektor oraz minister grany przez wspaniałego Galabru, są rewelacyjni. Są znakomicie prowadzeni i uważam, że grają z wielkim wyczuciem. Anémone ma swoją scenę. Nie widziałam jej na ekranie od bardzo dawna; tutaj świetnie wypadła! Daniel Prévost jest dla mnie jednym z najgenialniejszych aktorów naszej kinematografii. W tym filmie, jak zawsze, gra niepowtarzalnie. Nie znałam wcześniej François Damiensa, który gra Blédurta, ale on również gra tak, jak trzeba. Jednym słowem, jestem zachwycona!

Na czym polegał pani wkład w scenariusz?

Bardzo się zaangażowałam! Moje uwielbienie dla tego dzieła nałożyło na mnie swojego rodzaju obowiązek – by ekranizacja była jak najbardziej udana. Nie mogłam dopuścić, by przeszło coś, co nie wydawało mi się odpowiednie. Poza tym, miałam ogromne szczęście, że miałam obok siebie Laurenta Tirarda i Gregoire’a Vignerona, którzy zawsze byli gotowi, by mnie wysłuchać, zawsze gotowi na dyskusję. Miałam również przyjemność wymienić się uwagami z Alainem Chabatem, gdy pojawił się na planie.

Jakie emocje wzbudza w pani książka, z którą pani dorastała? Czym jest dla pani to dzieło?

W stosunku do wszystkich dzieł mojego ojca, „Asterixa”, „Lucky Luke’a”, „Iznoguda”, „Mikołajka” odczuwam równoważną sympatię. Zapytać się mnie, która książka jest moją ulubioną, to tak, jakby kazać mi wybierać między moim synem a córką! Kiedy ekranizowano „Asterixa”, sprawiło mi to przyjemność. Jednak „Mikołajek”, z dwóch względów, zajmuje w moim życiu szczególne miejsce. Przede wszystkim, nie wszyscy byliśmy Galami, nie wszyscy byliśmy kowbojami, nie wszyscy byliśmy wezyrami, ale wszyscy byliśmy kiedyś dziećmi. Stwierdzenie to, zarazem oczywiste i zdumiewające, doprowadziło mnie do wniosku, że w tej postaci kryje się wiele z mojego ojca. Zmarł, gdy miałam zaledwie 9 lat. „Mikołajek” jest dla mnie jedynym dostępem do jego dzieciństwa. Prawdopodobnie do lektury tego właśnie tekstu jestem najbardziej przywiązana i robię to bardzo uważnie. Poza tym, moja mama chciała, by na grobie ojca wygrawerować napis: „pisarz”. Dokładniej mówiąc, to właśnie w „Mikołajku” ojciec dał popis swojego talentu pisarskiego. „Mikołajek” łączy zatem głębokie i osobiste powołanie pisarskie mojego ojca i jego wspomnienia z dzieciństwa.
**
Jak zareagowała pani na gotowy film?**

Marc i Olivier stopniowo pokazywali mi kolejne odsłony, ale to nie umniejsza niesamowitych emocji towarzyszących pierwszemu seansowi w sali kinowej. Zabrałam moje dzieci i wydaje mi się, że obserwowałam je równie uważnie, jak ekran! Film dotrzymuje obietnic zawartych w scenariuszu i doskonale dorównuje poziomowi oryginału.

Czy domyśla się pani, co o tym filmie sądziłby pani ojciec?

Mój ojciec zmarł trzydzieści jeden lat temu i już nie myśli. Ja z kolei nie myślę w jego imieniu. Myślę w swoim imieniu! Nie dążę również do tego, by uwolnić się od faktu bycia córką człowieka znanego na taką skalę. Pozostaje mi podążać swoją drogą i nauczyć się żyć nie z cieniem, który rzucałby na mnie geniusz mojego ojca, ale przeciwnie, ze światłem jego poczucia humoru, które jeszcze dzisiaj promieniuje.
Po jego nagłym odejściu, moja mama powiedziała mi, że było lepiej, że miałam za ojca genialnego człowieka przez dziewięć lat, niż kretyna przez trzydzieści. W tamtej chwili pomyślałam, że wolałabym, by był trochę bardziej kretynem, a trochę mniej martwy. Dzisiaj powtarzam sobie, że jest dla mnie radością po trzydziestu jeden latach od jego śmierci wciąż móc śmiać się dzięki niemu. Wystarczy, że po raz kolejny przeczytam „Asterixa”, „Mikołajka”, czy „Lucky Luke’a”, by wybuchnąć śmiechem. Czasami śmieję się do łez, nie wiedząc, czy łzy poprzedzają śmiech, czy śmiech wywołuje łzy.

Co ten film może przekazać widzom?

Jako osoba zakochana w książkach, sądzę, że ten film ułatwi dostęp do książkowego wydania „Mikołajka”. Jest wiele przykładów dzieci, czy nawet dorosłych, którzy sięgnęli po książkę po obejrzeniu filmu, powstałego na jej podstawie.
Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam wziąć udział w tej przygodzie, jestem zadowolona, że Mikołajek miał szczęście, by napotkać Laurenta Tirarda i Gregoire’a Vignerona, i oczywiście Marca Missonniera i Oliviera Delbosca.

A teraz czas na rozstrzygnięcie naszego konkursu. Poprosiliśmy Was o przedstawienie prezentu, jaki chcielibyście otrzymać na Mikołajki. Wybór był bardzo trudny i ostatecznie zdecydowaliśmy, że Mikołajka w Cinema City Kinepolis obejrzą (razem z osobą towarzyszącą):

wantsky
prezent na Mikołajki
zazwyczaj życzeniom dotyczących prezentów towarzyszy chęć pozyskania czegoś materialnego
brak sensu takiego kolekcjonowania dobitnie poznaję się w tzw. "biedzie"

w tym tygodniu przeprowadzałem się (po 2,5 rocznym pobycie) z Warszawy do Poznania, ogrom dóbr wszelakich kolekcjonowanych namiętnie przez niedługi w zasadzie czas obiektywnie i obrazowo zwiększył się o tyle, że do Warszawy przeprowadzić mi się udało jednym małym samochodem, a wracałem trzema sporo większymi

również w tym tygodniu moja Mama przeszła operację, dość poważną, wszystko poszło wprawdzie ok, ale Jej zdrowie jest teraz dla mnie najważniejsze

i o to właśnie chciałbym prosić, o zdrowie dla Mamy...

bo o resztę zadbam sam, dam radę

miko
Mikołaju!
Kochany Święty Mikołaju! Ja w prezencie chciałbym otrzymać coś,co sprawiłoby radość wielu ludziom w Poznaniu, w całej Wielkopolsce, a nawet w wielu miejscach w całym kraju. Jest to coś na co całe miasto czekało bardzo długo. Chodzi mi tutaj o... Mistrzostwo Polski dla Lecha! Nasz ukochany klub, nasze miasto już tak dlugo czeka na ten tytuł, by go odzyskać. Wielkie emocje w zeszłym sezonie, fantastyczny start w europejskich pucharach, bardzo dobra postawa w ligowych rozgrywkach dawała nadzieję, że i ten sezon bedzie podobny... Niestety, tak się nie stało, szybko odpadlismy z Ligi Europejskiej, w lidze wiedzie nam sie nie najlepiej. (Piszę ten komentarz po zremisowanym meczu z Piastem...) To Mistrzostwo to marzenie każdego kibica, za te chwile poświęcone drużynie, za te kilometry przejechane za klubem, za te zdarte gardło po każdym meczu, za te wszystkie chwile... Lech Poznan - duma Wielkopolski, zasługujemy na to, by byla dumą całej Polski ! I tego sobie i wszystkim kibicom serdecznie życze! :)

O sposobie odbioru zaproszeń dowiecie się z wysłanych do Was e-maili.


Akcja "Wesołe Święta" SSSŻ "Skorpiony"

Mam Talent - Trasa koncertowa



9 grudnia 2009
informacje, porady, konkursy

sprawdź
gdzie się bawić
od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto