Doszło już do tego, że po remisie 0:0 z osłabionym zespołem Bełchatowa przychodzi nam cieszyć z tego, że Lech miał przebłyski dobrej gry, przeprowadził kilka składnych akcji, byliśmy świadkami kilku zrywów, no i trener Jose Bakero wreszcie ustawił drużynę, tak, iż specjalnie nie można się do przyczepić do jego decyzji personalnych.
Od dłuższego czasu przyzwyczailiśmy się bowiem do myśli, że Kolejorz może grać dużo gorzej, nudniej i wolniej. Może też zdobywać punkty będąc gorszy od rywali. Tytuł mistrzowski i tak przegrany został kilka tygodni temu, więc kolejna strata punktów praktycznie niczego w sytuacji naszej drużyny nie zmienia.
Jeszcze niedawno, po takim meczu jak w sobotę byłoby mnóstwo powodów do narzekań. Dziś, kiedy Lech popadł w przeciętność i wtopił się w szarzyznę ekstraklasy, można odnotować, że grał o klasę lepiej od gości, ale nie potrafił strzelić bramki. Będą pewnie też tacy, którzy czuć się będą usatysfakcjonowani dyspozycją Semira Stilicia w pierwszej połowie, a życiowi optymiści zapewne zauważą wzrost formy Grzegorza Wojtkowiaka, Jacka Kiełba czy Luisa Henriqueza.
Ale czy to jest Lech naszych marzeń? Na pewno nie!
Tradycji stało się zadość. Lech od trzynastu lat nie wygrał w ekstraklasie z GKS Bełchatów na własnym boisku i także w sobotę nie potrafił zainkasować kompletu punktów. W efekcie spadł poza podium ekstraklasy, bo oprócz Lechii, wyprzedziła naszą drużynę także rewelacyjnie spisująca się pod wodzą Jacka Zielińskiego Polonia Warszawa.
Czytaj także:
Lech - GKS 0:0. Sapela bohaterem gości
Bakero po meczu: szkoda straconych punktów
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?