Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dokumenty JMG Medyk nie budziły wątpliwości

Agnieszka Kubik
fot. Edyta Cieślak
W "ITS" z 22 lutego opisywaliśmy historię matki ze Skierniewic, która wzywała nocą pogotowie do wyjącej z bólu głowy córki. Dyspozytorka odesłała wówczas kobietę do nocnej pomocy lekarskiej z sugestią, że lekarz dojedzie. Tam matka usłyszała jednak, że lekarze do wizyt domowych nie jeżdżą.

Lejącą się przez ręce 13-latkę należało przywieźć we własnym zakresie. 
Grzegorz Kania, lekarz i jeden z właścicieli przychodni JMG Medyk świadczącej świąteczną i nocną pomoc lekarską podkreślał wtedy, że "gdyby lekarze chcieli wyjeżdżać do każdego wzywającego nocą pomocy pacjenta, byliby przychodnią na kółkach".

- Wyjeżdżamy, owszem, ale w przypadku krzyczącego z bólu dziecka i tak lekarz nie ma możliwości sprawdzenia na miejscu, co mu jest - dziecko trzeba przywieźć albo do NPL, albo do szpitala na SOR - mówił nam wtedy lekarz. 


•••

Wystarczył tydzień, by życie boleśnie zweryfikowało tłumaczenia lekarza. 
W identycznej sytuacji co skierniewiczanka znalazła się bowiem Karolina Nowacka, która czasowo przebywała w Kurabce w gminie Bolimów.

Gdy dziecko w niedzielę zachorowało, rodzice pojechali z nią do "świątecznej" przychodni do Skierniewic. Lekarz stwierdził wirusówkę i przepisał leki. Następnego dnia stan dziewczynki pogorszył się - do tego stopnia, że matka wezwała pogotowie. Dominika miała ponad 41 stopni gorączki.

Dyspozytorka z Łodzi uznała jednak, że nie jest to wystarczający powód, by wysyłać karetkę i odesłała matkę do nocnej pomocy lekarskiej. Powiedziała, że dysponuje ona zespołem wyjazdowym. 


- Opisałam objawy, ale lekarz powiedział, że nie może przyjechać. Zasugerował, byśmy to my przyjechali z dzieckiem do Skierniewic - opowiada Karolina Nowacka. - Powiedziałam, że nie mam auta, bo akurat się zepsuło. Lekarz udzielił mi więc porad telefonicznie.

Sprowadzały się one do jednego: dalej zbijać temperaturę. 
O pierwszej w nocy dziecko się uspokaja i zasypia. Dwie godziny później matka znajduje córeczkę nieprzytomną. Dzwoni na pogotowie.


Tym razem karetka jest w ciągu 20 minut. I tu zaczyna się prawdziwy horror, a Jurek Owsiak ma rację załamując ręce nad sensem swojej 20-letniej działalności.
Karetka chce odjechać z nieprzytomnym dzieckiem, ale okazuje się, że w aucie... siada akumulator.

Z relacji Jolanty Nowackiej, babci Dominiki wynika, że ratownicy proszą ją, by... szukała transportu po sąsiadach! 
Jest wpół do czwartej nad ranem.

Zszokowana babcia nawet ma to zamiar zrobić, ale Dominika przestaje oddychać. Ratownicy wyjmują sprzęt.


- Dla mojej wnusi zabrakło tlenu w butlach - twierdzi babcia. - Pierwsza wystarczyła jedynie na około 5 minut, a druga była całkowicie pusta. Karetka była nie tylko niesprawna, ale też całkowicie nieprzygotowana do reanimacji. Wentylowano płuca dziecku jedynie powietrzem, zabrakło tlenu dla mózgu przez około 20 do 30 minut. 


Widząc co się dzieje, ratownicy wezwali drugą karetkę. Była po następnych 20 minutach, już z lekarzem. 


Zaintubowana dziewczynka wyruszyła do Łodzi godzinę od wezwania. Szef tamtejszego OIOM-u stwierdził, że zdecydowanie za późno. 


•••

- Bezpośrednią przyczyną śmierci Dominiki był obrzęk mózgu z wklinowaniem do móżdżku - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Ponadto uszkodzone było serce i wątroba. Biegli nie wypowiedzieli się jeszcze, co było przyczyną jej stanu. To może potrwać - dodaje rzecznik. 


Tragedią zainteresowały się media, a poprzez nie Jurek Owsiak. Szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zastanawiał się publicznie co do zasadności dalszych zbiórek na nowoczesny sprzęt dla dzieci. 


Na temat niewydolności systemu ratownictwa medycznego i szybkiej potrzebie jego zmiany zaczęli wypowiadać się politycy oraz minister zdrowia. Rozpoczęły się wzajemne kontrole, a sprawą zajęła się prokuratura.

Łódzkie pogotowie, skąd dyspozytor nie wysłał karetki do Kurabki, do winy się nie poczuwa. 


- Na polecenie dyrektora zostało przeprowadzone wewnętrzne postępowanie wyjaśniające - mówi Danuta Szymczykiewicz, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Łodzi. - Dyrektor zaprosił na spotkanie dyspozytora, kierownika biura wezwań, koordynatora oraz dwa składy karetek. Wszyscy złożyli ustne oświadczenie opisujące całą sytuację. Na tej podstawie dyrektor nie dopatrzył się uchybień w pracy dyspozytora, zarówno w zakresie obowiązującego prawa, jak i procedur. W związku z tym dyrektor nie podjął żadnych decyzji personalnych.


•••

NFZ skontrolował z kolei przychodnię JMG Medyk w Skierniewicach. Na jaw wyszły "rażące nieprawidłowości'.


- Okazało się, że od początku w przychodni przyjmował jeden zespół złożony z lekarza i pielęgniarki, a zakontraktowane z NFZ były trzy takie zespoły - mówi Beata Aszkielaniec, rzecznik łódzkiego NFZ. 


Właściciele przychodni, skierniewiccy lekarze: Grzegorz Kania, Maciej Pigoń i Jacek Napiórkowski tłumaczyli w prokuraturze, że powodem tych zmian była mała liczba pacjentów. 


- To miało sprawić, że panowie przyjęli następującą taktykę: w tygodniu dyżurował jeden zespół, natomiast w weekendy dwa zespoły - mówi Krzysztof Kopania. - Dodatkowi lekarze mieli być też zawsze pod telefonem. Lekarz, który odmówił wyjazdu do dziecka nocą zeznał, że nie mógł tego uczynić, gdyż dyżurował sam. 


Takie tłumaczenia nie pomogły i NFZ zerwał w miniony wtorek kontrakt z przychodnią. 
Od czwartku, 7 marca, nocną i świąteczną pomoc lekarską będzie świadczyć Wojewódzki Szpital Zespolony w Skierniewicach.

Placówka podpisała kontrakt na dwa zespoły.


•••

Skierniewicka prokuratura przesłuchała już w tej sprawie kilkadziesiąt osób. Na razie za wcześnie wyrokować, komu zostaną postawione zarzuty.


- Skupiamy się głównie na kwestii medycznej odpowiedzialności za śmierć 2,5-letniej Dominiki - podkreśla prokurator Kopania. - Ale oczywiście niewłaściwa realizacja kontraktu przez przychodnię Medyk i konsekwencje z tego tytułu wynikające są również przedmiotem naszego postępowania. Jeśli dojdziemy do wniosku, że istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa przez właścicieli przychodni, na pewno i oni usłyszą zarzuty. Na tym etapie śledztwa za wcześnie o tym mówić. 


Prokurator nie chce powiedzieć, czy ewentualne zarzuty może usłyszeć łódzki oddział NFZ, który przez prawie dwa lata nie dopatrzył się żadnych uchybień w pracy przychodni Medyk - mimo, że jak podkreśla rzecznik Aszkielaniec - kontrola była przeprowadzona.


Mama Dominiki nie może pogodzić się z jej śmiercią. 
- Mąż pracował, a ja zajmowałam się jej wychowaniem - mówi. - Trochę chorowała, trzeba było poświęcić jej więcej uwagi. Od września mogła pójść do przedszkola, ale już postanowiłam, że jednak jej nie puszczę. Bardzo mi zależało na dobrym rozwoju dziecka, żeby była jak najdłużej blisko mnie. 
Kogo pani Karolina obwinia za śmierć córeczki?

- Wszystkich ludzi, którzy odmówili pomocy Dominice - płacze.

Dlaczego NFZ zerwał kontrakt? 


- W punkcie świątecznej i nocnej pomocy lekarskiej w Skierniewicach mieliśmy zakontraktowane trzy zespoły lekarskie, które powinny być obecne i świadczyć pomoc od godziny 18 do 6 rano - mówiła na konferencji prasowej Jolanta Kręcka, dyrektor łódzkiego oddziału NFZ. - Jednym z zakontraktowanych zespołów był zespół z lekarzem pediatrą. 
Niestety, w feralną noc go nie było. 


Czy NFZ ukarze przychodnię, która niewłaściwie realizowała warunki kontraktu?

- Karą jest zerwanie tego kontraktu, podpisanego w marcu 2011 roku - mówi Beata Aszkielaniec. - Co miesiąc przychodnia otrzymywała 105 tysięcy złotych, by obsłużyć 96 tysięcy mieszkańców. Standardowo kontrakt przewiduje 50 tys. złotych na każde 50 tysięcy pacjentów. Dokumenty nie budziły naszych wątpliwości, były w nich wykazane porady i wyjazdy, zatem nie mamy podstaw, by zarzucać właścicielom przychodni niewłaściwe wydatkowanie pieniędzy.

Z Karoliną i Rafałem Nowackimi, rodzicami Dominiki, rozmawia Agnieszka Kubik

Aparaty i kamery towarzyszą Państwu na każdym kroku. Nie jest to uciążliwe?

(Karolina) - Jesteśmy bardzo wdzięczni mediom za nagłośnienie sprawy naszej córki. I za to, że sprawa toczy się w prokuraturze. Gdyby nie profesor z Łodzi i moja ciocia, która od razu powiadomiła o wszystkim telewizję, sami na pewno nie pomyślelibyśmy, aby tam się udać. Dzięki temu o sprawie naszej Dominiki mówi cała Polska.

A także minister zdrowia, politycy, Jurek Owsiak z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. **Czy ktoś - oprócz przedstawicieli mediów - kontaktował się z Państwem? **

(Rafał) - Nikt. O wszystkim dowiadujemy się z telewizji, gazet, internetu. To wszystko dzieje się jakby poza nami.

Ma Pani zamiar wydać oświadczenie skierowane do Jurka Owsiaka...
- Tak, chcę go poprosić, by nie rezygnował z organizowania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dzięki tym akcjom nasze szpitale są wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt. Niech ten wspaniały człowiek kontynuuje swoje dzieło. Źle byśmy się czuli, gdyby z powodu śmierci naszej Dominiczki Orkiestra przestała grać.

(Rafał) - A ja chętnie uścinąłbym mu rękę, że zaangażował się w sprawę naszej córeczki.

Do kogo macie Państwo żal, że nie udzielono Dominice pomocy?

(Rafał) - Do naszego rządu, że tak to wszystko zorganizował. Że nie można na nikogo i na nic liczyć.

(Karolina) - Do wszystkich ludzi, którzy odmówili pomocy naszemu dziecku.

Czy macie Państwo informacje, na co zmarła Dominika? Mówi się o powikłaniach pogrypowych.

(Karolina) - Nic oficjalnie nie wiemy. O grypie przeczytaliśmy w internecie. Ja raz w życiu ją miałam, więc nie potrafię ocenić, czy moja Dominika ją przechodziła. Zaufałam lekarzowi.

Więcej w „Dzienniku Łódzkim” z 5 marca

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lowicz.naszemiasto.pl Nasze Miasto