Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziewczęta z Cerekwicy

Katarzyna CHILIŃSKA
Natalii matka się wyrzekła. Anię odesłała do domu dziecka - wybrała młodego kochanka. A matki Marty i Malwiny wybrały alkohol. Dorocie i Natalii z Żar rodzice pomagali, jak mogli i umieli.

Natalii matka się wyrzekła. Anię odesłała do domu dziecka
- wybrała młodego kochanka. A matki Marty i Malwiny
wybrały alkohol. Dorocie i Natalii z Żar rodzice pomagali,
jak mogli i umieli. To one wybrały życie bez nich...

Jadąc do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Cerekwicy spodziewam się ujrzeć zamknięte wejście, kraty w oknach. Tymczasem wita mnie brama otwarta na oścież.
- Kiedy zostałem tu dyrektorem, od razu powyrzucałem wszystkie kraty. A po każdej ucieczce miałem ochotę na dalsze „otwieranie“ tego miejsca. To nie jest metoda, aby dziewczyny dodatkowo zamykać, kiedy i tak są w jakimś sensie ograniczone. Staramy się, aby był to dla nich dom - zapewnia Marek Krzyżostaniak, dyrektor MOW.
Ze szkolnego budynku właśnie wybiegają dziewczęta. Wybiła 15.00, czyli koniec zajęć. Wszystkie idą na obiad. Ja ruszam do internatu. Za jakiś czas ze schodów dobiega wielokrotne „dzień dobry“. Dziewczyny wracają do swoich pokoi. Drzwi do internatu zamyka wychowawca.

Przedszkole

Zaglądam do sypialni - tak dziewczyny nazywają pokój, w którym śpią i mają namiastkę prywatności. Ściany nad łóżkami oklejone plakatami muzyków i aktorów. Nad jedną z półek wisi kilka dyplomów. Żadna nie chce zacząć pierwsza mówić. W końcu namawiam Adę. Przyjechała tu z Bydgoszczy. Ciemne długie włosy spięte w koński ogon. Wolno popija z kubka herbatę. – Za co tu jestem? – powtarza moje pytanie. – Bo nie chodziłam do szkoły, uciekałam z domu – recytuje jak wyuczony tekst. Rozwód rodziców, przeprowadzka z mamą, narkotyki, kłótnie z ojczymem i złe towarzystwo - to w skrócie łańcuch przyczyn, które ją tu przywiodły. Podczas dwuletniego pobytu w ośrodku ani razu nie myślała, żeby stąd uciec. – Tu jest dobrze. Szczerze mówiąc – jak w przedszkolu – uśmiecha się.

- Nie ma o czym mówić – Kaśka kwituje moje pytające spojrzenie. – W domu było dobrze. Towarzystwo – ucina rozmowę. Z ośrodka wychodzi pod koniec czerwca, bo skończyła 18 lat. Wraca do rodzinnego Słupska.

Wybór matki

– A wywiało cię skąd? – Ada przejmuje rolę dziennikarza i zagaduje Natalię siedzącą na sąsiednim łóżku. – Z domu dziecka w Elblągu – odpowiada 17-latka, również niezbyt skora początkowo do rozmowy. – To długa historia...

– próbuje wykręcić się od szczegółów. – W skrócie! – poganiają ją Ada i Kaśka. – Ucieczki z domu i niechodzenie do szkoły – powtarza formułkę. – I...? Migota (taki ma pseudonim – przyp. red.) nie dodałaś najważniejszego – jej współlokatorki nie dają za wygraną. Natalia poddaje się. Przyznaje, że chciała odnaleźć matkę. Znała tylko miejscowość – Nowy Dwór Gdański i nazwę ulicy. A wszystko dlatego, że naoglądała się polsatowskich „Zerwanych więzi“. Dlatego uciekała z domu dziecka. – Mama jest karana. W zawiasach ma wyrok. Byłam u niej tydzień. Potem mnie odwiozła z powrotem. Nie mogła mnie dłużej trzymać – opowiada Migota. Po powrocie do domu dziecka pisała do matki listy. Ona nie odpowiadała. Ostatecznie wyrzekła się córki. – To była moja klęska – jej głos i oczy nie ukrywają rozczarowania. Do Cerekwicy przywieźli ją z domu dziecka.
Ania trafiła tu pod koniec lutego z Legnicy. – Byłam przerażona, kiedy mnie tu przywieźli. Krzyczałam: „Tato, nie zostawiaj mnie tu! Tu jest takie zadupie!“. A tata się śmiał, że kwiaty będę tu sadzić – opowiada. – Myślałam, że tu biją. Nie spodziewałam się, że będzie tu tak dobrze. Nie umiała porozumieć się z matką. – Mama biła mnie i brata. Trzy lata temu znalazła sobie kochanka. Zaczęła nas wyrzucać z domu – twierdzi. W końcu wystawiła córce negatywną opinię w sądzie i Ania wylądowała w ośrodku.
Matka Marty z Olsztyna straciła do niej prawa rodzicielskie, kiedy dziewczynka miała trzy latka. Jest alkoholiczką. Mimo to potrafią się dogadać. Ojciec, z którym mieszkała, zdążył się w tym czasie dwukrotnie jeszcze ożenić. – Pochwal się, ile masz rodzeństwa – krzyczą dziewczyny. – Siostrę, brata ... – wymienia po kolei. – Ojciec stracił w wypadku wzrok, kiedy miałam trzynaście lat i jest teraz uzależniony od macochy, z którą ja się nie dogaduję.

Malwina pochodzi z Poznania. Ma 18 lat, choć twarz zagubionego dziecka. Siedzi skulona. Nogi podkurcza pod brodę. Uciekała z domu do ojca i unikała szkoły. – Kiedy miałam sześć lat, urodził się mój brat. Mama zaczęła wtedy pić. W czwartej klasie dowiedziałam się, że zostałam adoptowana. Mój nowy tata zawiózł mnie któregoś dnia do prawdziwego ojca – wspomina jeden z ważniejszych momentów w swoim życiu. - Jestem tu, bo muszę. Swoje trzeba odsiedzieć – kończy krótką historię swego życia. Marzy o powrocie do domu.

Społeczność

Trafiamy na „społeczność“. Tak dziewczyny nazywają codwutygodniowe podsumowanie codziennych ocen. – Sylwia ma poprawny, dobry, poprawny z plusem, wzorowy ... – wylicza Gabriela Werbińska, wychowawczyni. – Bardzo dobry bym chciała! – krzyczy wywołana do odpowiedzi blondynka. Marta walczy o warunkowy bardzo dobry.
– Zdam matematykę – zapewnia panią Gabrysię. – Przy ocenie bierzemy pod uwagę przede wszystkim stosunek do nauki – wyjaśnia wychowawczyni. Karolina chciała dobry. Wychowawczynie są przeciwne. – Bo przeklinasz, krzyczysz – mówi Aleksandra Plucińska. – To pisze pani nieodpowiednie – złości się Karolina. Nie umie przyjąć słów krytyki i wychodzi. – Dzieciak, wracaj! – krzyczą za nią dziewczyny. – Nie będziemy tolerować takiego zachowania i wymuszania ocen – decyduje pani Gabrysia.

Być po coś

Po „społeczności“ zaglądamy do kolejnej sypialni. Na drzwiach „odstraszający“ napis „Kwatera Kilera“. Dziewczyny chętnie rozmawiają. Chwalą się swoim współlokatorem... pająkiem. Sylwia ma 18 lat i pochodzi z Włodawy. – Nie jestem tu za coś, tylko po coś – wyjaśnia już na wstępie. – Trafiłam tu z powodu ogólnej demoralizacji. Nie rozumiem. Sylwia chętnie wyjaśnia. Mając 14 lat zaszła w ciążę. Urodziła Eryka. Synek mieszkał trochę u niej, trochę u swojego taty. Tymczasem o- na za kilka spraw (nie chce powiedzieć jakich) trafiła do pogotowia opiekuńczego. Tam poznała smak narkotyków. Aż w końcu dwa lata temu wylądowała w Cerekwicy. – Tęsknię za synkiem. Dzwonię do niego co poniedziałek, a on opowiada mi, co robił. Często pyta mnie, gdzie jestem, a ja mu mówię, że jestem daleko w szkole... – zdradza Sylwia. – Ale jest przygotowany na to, że przyjadę. Aha! W czerwcu mam jeszcze zaręczyny – cieszy się.

– Moi rodzice mieszkają w jednym domu, ale mają wspólną tylko łazienkę – zaczyna 18-letnia Lidka. - Nie rozmawiają ze sobą. Ja krążyłam od jednego do drugiego, jak wiatr zawiał. W zawodówce popadła w towarzystwo złodziei, narkomanów, których tam nie brakowało. Któregoś dnia zgarnęła ją policja i przywiozła do ośrodka.

Bardziej zbuntowane

„Nówki“ są bardziej zbuntowane. Burza krótkich, lekko falowanych miedzianych włosów otacza dziecinną, ładną twarz Doroty. Pochodzi z Myśliborza. Ma 15 lat i za sobą bogate doświadczenie z alkoholem i narkotykami. – Brałam przykład z rodzeństwa. Nie imponowali mi, ale chciałam spróbować tego, co oni – mówi bez emocji. Rodzice próbowali pomóc, ale... nie udało się jej uratować. Uciekała z domu. Po ostatniej nocy spędzonej u koleżanki trafiła w marcu do Cerekwicy. Pobyt tu traktuje jako coś normalnego. To jest jedno życie. Drugie to przepustki. Nie obiecuje, że znowu nie spróbuje...

Nie ma lesbijstwa

Ula i Natalia nie chcą rozmawiać w obecności koleżanek. Zapraszają mnie do siebie. Mają dwuosobową sypialnię. – To za dobre sprawowanie – tłumaczą. Ula dwa lata temu zaczęła zażywać narkotyki. Jej twarz nosi jeszcze ślady tamtego okresu. – Poznałam chłopaka. Ale zadurzyłam się raczej w używkach niż w nim. Byłam wychudzona, blada, zero skupienia – wspomina. – Przestałam chodzić do szkoły. Kiedy tu przyjechała, poczuła strach. – Co to za miejsce, jak tu będzie, czy dziewczyny będą się do mnie dobierały? – opowiada. – Szybko jednak wkręciłam się w towarzystwo. Nie ma tu bójek, lesbijstwa. Czuję, że ktoś chce mi pomóc.
Natalia mieszka w Żarach. Miała 15 lat, kiedy zamieszkała z chłopakiem. Rodzice o nią walczyli m.in. przez sąd, aby wróciła do domu. – Nastawiali mnie przeciwko mojemu chłopakowi, a on mnie przeciwko nim. Do tego doszły jeszcze drugi – twierdzi. Sprawa zakończyła się najpierw pobytem w podobnej placówce w Sobótce, a stamtąd karnie – za ucieczki - trafiła do Cerekwicy. – Tęsknię już za domem – w oczach pojawia się smutek.

Coś ze mnie będzie...

– Zupełnie inaczej patrzę teraz na sprawy rodzinne. Nauczyłam się mówić nie – uważa Ada. - Przyjechałam tu po coś. Czuję się tu jak w szkole z internatem. Szkołę ukończę na sto procent – cieszy się Sylwia. - Może najwyższy czas, aby ułożyć sobie życie? – zastanawia się Ula. – Nie chcę się już narkotyzować. Spaliłam za sobą mosty z rodziną. Teraz mogę podziękować mamie za to, że tu się znalazłam. Te, które opuszczają ośrodek po zakończeniu roku szkolnego, odliczają już dni... – Jeszcze coś ze mnie będzie – w głosie Natalii z Żar słychać nutkę nadziei.

Gabriela Werbińska wychowawczyni
w MOW od 18 lat

- Teraz dziewczyny są lepsze. To, co prezentują na przyjściu, to są pozory. Dopiero po pewnym czasie okazuje się, jakie naprawdę są. Staram się być konsekwentna w swoim działaniu i jednocześnie wiedzieć, kiedy odpuścić. Musimy też pamiętać, że mają swoją rodzinę, nie tylko nas i nie wolno im o tym zapomnieć.

Rafał Klinkosz
kierownik internatu

- Nasza główna rola polega na tym, aby dziewczyny nadrobiły zaległości w nauce i pozbyły się negatywnego stosunku do szkoły. Jest tutaj gimnazjum i zasadnicza szkoła zawodowa. Dziewczyny podzielone są na grupy. W każdej jest maksymalnie dwanaście osób. Do każdej grupy przypisanych jest trzech wychowawców. Każdy z nich musi wiedzieć wszystko o czterech z nich. Dziewczyny przygotowują we własnym zakresie śniadania i kolacje. Mają telefony komórkowe i w każdej chwili mogą skorzystać z budki telefonicznej. Korespondencji nie kontrolujemy, chyba, że tego sobie zażyczy rodzic lub opiekun. Najtrudniej pobyt w ośrodku znoszą te, które nie mają żadnego kontaktu z rodziną. Nie mają do kogo pisać, dzwonić, jeździć. Zdarza się, że niektóre do nas wracają po kilka razy. Na każdy wyjazd do domu zgodę musi wydać sąd na nasz wniosek lub rodziców. Są i takie, które mają stałą zgodę, a my decydujemy o przepustce. Często zdarza się, że dziewczyny, które przyjeżdżają, trzeba poddać działaniom uniezależniającym od alkoholu, nikotyny czy narkotyków.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto