Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie oni są?

Robert GRYGIEL
Z roku na rok wzrasta liczba osób, które wyszły z domu i ślad po nich zaginął. Komenda Miejska Policji w Poznaniu poszukuje obecnie 48 zaginionych. - Tylko w tym roku przybyło nam dwadzieścia takich zgłoszeń - mówi ...

Z roku na rok wzrasta liczba osób, które wyszły z domu i ślad po nich zaginął. Komenda Miejska Policji w Poznaniu poszukuje obecnie 48 zaginionych. - Tylko w tym roku przybyło nam dwadzieścia takich zgłoszeń - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik KMP w Poznaniu.

,,Poszukiwacze” we wszystkich komisariatach policji mają pełne ręce roboty. Sprawdzenie każdego, zgłoszonego zaginięcia wiąże się z wykonaniem dziesiątek, a w niektórych przypadkach nawet setek telefonów. Policjant musi dotrzeć do wszystkich członków rodziny zaginionego, do jego przyjaciół, a nawet znajomych, z którymi nie utrzymywał stałego kontaktu. - Wszystkie zaginięcia traktowane są przez poszukiwaczy indywidualnie - podkreśla Hanna Wachowiak z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. - Sprawdzają każdy trop na który natrafią, nawet ten najmniej prawdopodobny. Zdjęcia zaginionych osób publikowane są w mediach i rozsyłane do innych jednostek policji w całym kraju. Niestety, najczęściej jednak jest tak, że mimo wszelkich możliwych ustaleń nie udaje się odpowiedzieć na najważniejsze pytanie - gdzie oni są?

Chcę usłyszeć córkę

23 - letnia poznanianka Agnieszka Sieluk miała już sprecyzowane plany życiowe. Mieszkała z mamą w bloku na os. Zwycięstwa. - Studiowała, chciała też zostać modelką. Zrobiła nawet pierwszy krok w tym kierunku. Wystartowała w wyborach Miss Wielkopolski, gdzie dostała się do finałowej dziesiątki. Niestety, los pokrzyżował wszystkie jej plany - opowiada matka dziewczyny.

Sześć lat temu, 16 marca 1997 roku Agnieszka poszła ze swoim chłopakiem do baru Mad Max przy ul. Ogrodowej w Poznaniu. - Do tej pory nie wróciła. Ja jednak ciągle wierzę w to, że moja kochana córka żyje. Za każdym razem kiedy dzwoni w domu telefon, podbiegam z nadzieją, że usłyszę w słuchawce jej głos - podkreśla matka.
Agnieszka jest wysoką i szczupłą dziewczyną. Ma 176 cm wzrostu, włosy jasne, twarz owalną, cerę bladą, oczy niebieskie. W dniu, w którym matka widziała ją po raz ostatni, ubrana była w brązową kurtkę w materiału imitującego skórę, czarną spódnicę i brązowe kozaki.

Zaginionej szukają funkcjonariusze sekcji kryminalnej KMP w Poznaniu. Wszelkie informacje mogące pomóc w ustaleniu miejsca pobytu Agnieszki można zgłaszać pod nr telefonu 84-157-58 (od godz. 8.00 do 15.00), lub 84-156-12 (przez całą dobę).

Kochał wędkować

Jan Piszczek zaginął 29 października 2001 roku. Miał wtedy 62 lata. Mieszkał z rodziną na Os. Kosmonautów 25/17 w Poznaniu. - W tym tygodniu mija dokładnie dwa lata od dnia, w którym ostatni raz widziałam męża. Pamiętam dokładnie ten dzień, tak jakby to się wydarzyło wczoraj - wspomina Janina Piszczek. - Mąż od rana źle się czuł. Wezwałam do niego nawet pogotowie. Po południu poczuł się trochę lepiej i postanowił wyjść na spacer, na świeże powietrze. Wyszedł o godz. 16.00 i do dzisiaj nie dał znaku życia. Jan to bardzo dobry człowiek. Wszystkim pomagał. Miał dwie pasje. Potrafił całymi godzinami łowić ryby, albo pracować w ogródku. Takim go pamiętam.

Jan Piszczek ma 176 cm wzrostu. Jest dobrze zbudowany, włosy krótkie - siwe, twarz owalną, cerę śniadą i mały nos. W dniu, w którym zaginął ubrany był w ciemno- modrakową, krótką kurtkę na ściągaczu, ciemno zielone spodnie i brązowe półbuty. - Janek ma kilka znaków szczególnych. Najważniejszy to tzw. myszka, którą ma od urodzenia po lewej stronie z tyłu głowy - dodaje żona.

Osoby, które wiedzą gdzie przebywa zaginiony proszone są o kontakt z Komisariatem Policji Poznań Północ pod numerem telefonu 841-35-20 (czynny całą dobę).

Poszła na zakupy

47-letnia Krystyna Mrowińska zaginęła 27 września 1999 roku. Tego dnia wyszła przed południem ze swojego mieszkania na Alejach Marcinkowskiego 21/15 w Poznaniu. Poszła najprawdopodobniej do miasta zrobić zakupy. Policjanci, którzy zajmują się jej poszukiwaniem, zdołali dotrzeć do świadka, który widział ją wtedy około godz. 12.00 jak szła chodnikiem przy ul. Paderewskiego. Głównie na podstawie jego zeznań ustalono, że ubrana była w czarny sweter na zamek, z białą lamówką i kołnierzykiem, czarną spódnicę w białe wzory i czarne obuwie. Świadek zapamiętał też, że niosła beżową torebkę koszykową na plecionym sznurku oraz fioletowo- bordową reklamówkę.

- W jej odnalezieniu pomóc może dokładny rysopis - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu. - Kobieta ta ma 52 lata, 160 cm wzrostu, na włosach blond pasemka, postać szczupłą, twarz okrągłą, cerę śniadą, czoło wysokie, oczy szare, nos mały, uszy małe i przylegające. Zaginiona ma braki w uzębieniu.

Na informacje, które mogą pomóc w odnalezieniu Krystyny Mrowińskiej czekają poszukiwacze Komisariatu Policji Poznań Stare Miasto. Przez całą dobę można przekazywać je dzwoniąc pod numer telefonu 84-12-411, lub w godzinach od 7.00 do 15.00 po numerem 84-12-434.

Poszukiwany od 10. lat

Funkcjonariusze wydziału kryminalnego KWP w Poznaniu już ponad 10 lat robią wszystko, by odnaleźć Daniela Oljasza. Niestety, do dzisiaj nie udało się ustalić nawet jednej osoby, która go w tym czasie choć raz widziała.
Daniel w dniu, w którym zniknął, miał zaledwie siedem lat. Niewykluczone, że chłopiec po prostu oddalił się zbyt daleko od domu w Puszczykowie, a potem nie mógł znaleźć drogi powrotnej. Ubrany był z bluzę dresową koloru turkusowego, ciemne spodnie marki ,,Teksas”, białe buty do kostek typu ,,adidas” (zapinane na przylepce), białą podkoszulkę w słoniki i niebieskie majtki.
Opiekunowie Daniela podali nawet poszukiwaczom informację, która miała być szczególnie pomocna w rozpoznaniu dziecka. Chodziło o skórzaną łatkę, którą miał naszytą na lewej nogawce spodni. Nie udało się. Dziecko przepadło.
W dniu zaginięcia chłopiec wyglądał na ośmiolatka. Miał 122 cm wzrostu, szczupłą budowę ciała, włosy jasne - krótkie i proste, twarz owalną, cerę śniadą, czoło wysokie, oczy niebieskie.

Każdy kto mógłby pomóc w odnalezieniu 17-letniego już Daniela Oljasza proszony jest o kontakt z KWP - nr telefonu 847-42-99 (czynny całą dobę).

Pojechała za pracą

Niezwykle trudne zadanie mają funkcjonariusze Komisariatu Policji Poznań Północ, którzy prowadzą poszukiwania 41-letniej Lucyny Gawrońskiej Walkowiak. W tym przypadku dodatkowym problemem jest brak podstawowych danych, które mogłyby pomóc w jej identyfikacji.
Kobieta mieszkała w domu przy ul. Szklarniowej 3 w Poznaniu na Morasku. Nie sprecyzowano dokładnej daty jej zaginięcia. Nie ustalono też w co była ubrana. Wiadomo jedynie tyle, że zniknęła w 1999 roku. Policjantom udało się ustalić, że kobieta szukała pracy. Poszukiwacze dotarli do osób, którym mówiła, że chce wyjechać za granicę. Funkcjonariusze są pewni, że zniknięcie Lucyny Gawrońskiej Walkowiak związane jest z jej wyjazdem na do Niemiec.
Lucyna Gawrońska Walkowiak wyglądała w 1999 roku na około 30-letnią brunetkę. Miała 168 cm wzrostu, włosy krótkie, twarz okrągłą, oczy niebieskie, nos mały, uszy średnie, przylegające.

Każdy kto posiada jakiekolwiek na temat zaginionej proszony jest o kontakt z funkcjonariuszami KP Poznań Północ, nr telefonu 84-13-520 (czynny cała dobę).

Popadł w długi

50-letni Zdzisław Dopierała wyszedł z domu 10 września br. Dlaczego do dzisiaj nie wrócił? Najprawdopodobniej przyczyną zaginięcia były kłopoty finansowe. Mężczyzna popadł w ostatnim czasie w długi w komisach, lombardach i przynajmniej u kilku znajomych osób. W sumie, jak ustalili policjanci, zadłużył się na prawie 40 tys. zł.
Ostatnią osobą, która go widziała był syn. Mijał się z ojcem w dniu, w którym ów zaginął w okolicach ul. Grzybowej w Poznaniu. Zdzisław Dopierała zabrał ze sobą telefon komórkowy Nokia 3310, dowód osobisty, paszport oraz pieniądze. Ubrany był w zieloną kamizelkę z kieszeniami na zamki, zieloną koszulę, kremowe spodnie i szare półbuty.
Rodzina podała kilka istotnych szczegółów, które mogą być pomocne w odnalezieniu zaginionego. Mężczyzna ma na twarzy oraz rękach blizny po oparzeniach. Ponadto na całym ciele wyraźnie widoczna jest łuszczyca.

Osoby, które widziały Zdzisława Dopierałę proszone są o kontakt z dyżurnym Komisariatu Policji Poznań Wilda, pod nr telefonu 84-125-11, lub 84-125-12.

Oczy i uszy się nie zmieniają

Rozmowa z Grzegorzem Majchrzakiem
ekspertem z laboratorium kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu

Jak rozpoznać osobę, która zaginęła kilka lat temu?

- Z biegiem lat zmienia się wygląd każdego z nas. Największe zmiany występują jednak u osób młodych. W takich przypadkach najtrudniej jest ustalić jak letni zaginiony może wyglądać po kilku latach. Są jednak pewne szczegóły, które zwykle się w człowieku nie zmieniają. Jest to kształt i kolor oczu oraz osadzenie uszu. Wbrew pozorom jest to bardzo istotne, bo już po samych uszach można zidentyfikować poszukiwanego.

Co może się zmienić w wyglądzie zaginionego?

- Jeżeli jest to młody człowiek, to trzeba założyć, że wydłuży mu się twarz. Może zrobić się okrąglejsza, bądź bardziej pociągła. Wszystko zależy od tego, w jakich warunkach przebywa. W przypadku dziewczyny usta nabierają z czasem pełniejszych kształtów.
Inaczej jest z osobą dorosłą. Tutaj łatwiej jest przewidzieć zmiany w wyglądzie. Można zrobić dwa portrety. Jeden zakładający, że zaginiony żyje w przyzwoitych warunkach czyli, że dobrze się odżywia. Zakładamy wtedy np., że osoba taka ma modną fryzurę i jest zadbana. W drugim przypadku, kiedy przyjmujemy, że zaginiony żyje w gorszych warunkach, dodajemy mu zmarszczki, a nawet bruzdy. Jeżeli jest to osoba w sile wieku, to nie możemy zapomnieć też o siwiźnie, bądź łysieniu.

Nie można więc stworzyć jednego najbardziej prawdopodobnego portretu osoby zaginionej?

- Niestety, jest to niemożliwe. Jest zbyt wiele kryteriów, które trzeba wziąć pod uwagę przygotowując portret. Tak naprawdę, to trzebaby narysować przynajmniej kilka wizerunków takiej osoby. Dopiero wtedy byłaby szansa na to, że któryś z nich jest zbliżony do aktualnego jej wyglądu.

Portret tworzony jest jedynie w oparciu o przypuszczenia?

- Oczywiście, że nie. Bierzemy też pod uwagę wszelkie zmiany anatomiczne twarzy, jakie zna nauka. Mało tego, staramy się dotrzeć do zdjęć rodziców zaginionego. Dzieci zwykle są do nich podobne. Na podstawie rysów twarzy rodziców jesteśmy w stanie ustalić jak mógł się zmienić wygląd osoby poszukiwanej.

Jakie przyjął pan kryteria tworząc aktualny wizerunek Daniela Oliasza?

- W tym przypadku kierowałem się ogólnymi założeniami. Chłopiec ma teraz 17 lat, więc jest jeszcze w wieku młodzieńczym. Ma też jasne włosy, dlatego nie zdecydowałem się na dorysowanie mu zarostu. Moim zdaniem jest mało prawdopodobne, by go miał.
Przyjąłem, że włosy przystrzyżone ma jak większość osób w tym wieku. Twarz z pewnością ciągle jeszcze pozostaje młodzieńcza.

Rozmawiał: Robert GRYGIEL

Co widzi
jasnowidz?

Rodziny zaginionych widzą w nich ostatnią deskę ratunku.

Policjanci traktują jak dopust boży.
Oni sami uważają, że mają dar,

z którego należy korzystać. Chodzi o jasnowidzów.

Scenariusz zwykle jest ten sam. Znika człowiek. Krewni szukają go najpierw na własną rękę, a później proszą o pomoc policjantów. Gdy i oni nie dają rady odnaleźć zaginionego rodzina zwraca się do jasnowidza. Ten ma wizję i wskazuje miejsce przebywania poszukiwanego lub ukrycia zwłok. Z efektami bywa jednak różnie. Wbrew pozorom niełatwo skontaktować się z jasnowidzem. W poznańskich gazetach nie znalazłem ani jednego ogłoszenia, w Centrum Informacji Miejskiej posiadali wprawdzie adres Centrum Magii, ale nieaktualny. Natomiast w informacji telefonicznej otrzymałem tylko jeden numer. Do Gabinetu Terapii Naturalnej. Tutaj urzęduje jasnowidz Czesław Karkowski, który od lat współpracuje z policją w całej Polsce. Dlaczego tak trudno znaleźć wizjonera?

- Nie wiem. Na pewno jacyś jeszcze są w Poznaniu, ale nie utrzymuję z nimi kontaktu - twierdzi Karkowski.

Nie wszystko złoto...

Swego czasu na stronie internetowej Komendy Głównej Policji można było się zapoznać ze specjalnym raportem o współpracy policji z jasnowidzami. Przygotowało go Biuro Koordynacji Służby Kryminalnej. Przeanalizowano 440 teczek opisujących poszukiwania osób zaginionych w latach 1994-1999, w których pomagali specjaliści od telepatii. Gdy Biuro zakończyło swoją pracę bardzo krytycznie oceniono współpracę z wizjonerami. W aż 432 przypadkach nie byli pomocni.

- Informacje jasnowidza nie przyczyniły się do odnalezienia osoby zaginionej lub jej zwłok. W wielu teczkach wizje są bardzo enigmatyczne i nieprzydatne - twierdzą przedstawiciele Biura podając dwa kuriozalne przykłady: - „zaginiony żyje i leży pod krzakiem” i „zaginiona żyje i jest przetrzymywana w domu publicznym na płn.-wsch. od Arnheim”.

Nie ufają, ale...

Współpraca policjantów z jasnowidzami najczęściej wymuszona jest przez krewnych zaginionego. Tak przynajmniej twierdzą stróże prawa.

- Często robimy to, aby nie być posądzonym o bezczynność, czy niewiarę w skuteczność poszukiwań - twierdzą zgodnie. Tymczasem zdarzało się, że policjanci sami prosili o pomoc jasnowidzów. Przede wszystkim w sprawach, w których od wielu miesięcy nie było postępów. Według Komendy Głównej Policji w żadnej nie uzyskano pozytywnych rezultatów. Zwłoki zazwyczaj odnajdywano w zupełnie innym miejscu niż wskazał jasnowidz. Znamienna jest historia kobiety, która cierpiała na amnezję i z powodu utraty pamięci nie potrafiła wrócić do domu. Poproszony o pomoc wróżbita trafnie wytypował, że ona żyje. Tyle tylko, że.... - Informował, że została uprowadzona, jest przetrzymywana i wykorzystywana seksualnie - twierdzą policjanci. Pomimo to Czesław Karkowski nie może nadziwić się podejściu polskich policjantów do jego profesji. - W Stanach Zjednoczonych jest inaczej. Tam jasnowidz jest jedną z osób, która może pomóc w rozwiązaniu zagadki. U nas oficjalnie żaden policjant nie przyzna się do współpracy z nami. Wszystko odbywa się nieformalnie - opowiada. - Tymczasem wielu policjantów przychodzi do mnie ze swoimi prywatnymi problemami. I są bardzo zadowoleni.

Ostatnia deska ratunku

Od trzech lat w całej Polsce co roku ginie blisko 20 tysięcy osób! Większość z nich szczęśliwie wraca do domu, ale niektórych nie udaje się odnaleźć przez wiele tygodni, a nawet lat. Dramatyczne historie miały miejsce także w Wielkopolsce. W styczniu 1996 roku zaginął 11-letni Olek Ruminkiewicz. Jego ojciec wkrótce otrzymał list z żądaniem okupu. Podczas przekazywania pieniędzy w policyjną zasadzkę wpadł znajomy Wojciecha, Krzysztof F., były koniński sędzia. Przyznał się do uprowadzenia dziecka i zabójstwa. Ciało Olka wrzucił do studni. - Podczas poszukiwań syna zgłosiłem się do jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego z Człuchowa. Dowiedziałem się, że Olek nie żyje, a ciała mam szukać idąc po betonowych schodach do szczytu wysokiego kopca. Gdy dzisiaj o tym myślę uważam, że jasnowidz miał dobrą wizję, choć była ona dla mnie bolesna - wspomina Wojciech Ruminkiewicz. Znacznie krytyczniejsza jest Sylwia Grodzka-Zapytowska, matka porwanego cztery lata temu Michała, który nie odnalazł się do dziś. Ona nie miała siły osobiście jechać do jasnowidza, ale jej krewni już po kilku dniach po uprowadzeniu, odwiedzili wspomnianego Krzysztofa Jackowskiego. - Najpierw pojechał mąż. Usłyszał, że Michał żyje. Ponieważ nikomu nie powiedział, że tam jedzie, godzinę później w Człuchowie była Ola, przyjaciółka mojego syna. Dowiedziała się, że chłopak nie żyje - denerwuje się pani Sylwia. Małgosia S. znikła 22 grudnia 2000 roku. Po południu wyszła z biura i wszelki ślad po niej zaginął. Rodzice nie tylko zaangażowali detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, ale także zwrócili się o pomoc do jasnowidza, nawet do kilku. Jeden z nich stwierdził wprawdzie, że dziewczyna nie żyje, ale nic poza tym. Tymczasem jego dwaj koledzy po fachu zapewniali, że Małgosia żyje, ale została uprowadzona. Później okazało się, że zabił ją zazdrosny chłopak jej przyjaciółki. Ciało wrzucił do Warty. Od tamtego dnia minęły prawie trzy lata, ale zwłok nie odnaleziono do tej pory. Wizjoner chciał pomóc także prowadzącym poszukiwania 14-letniego Krzysia Madzińskiego. 30 maja 2001 roku chłopiec wracał ze szkoły do domu w Liszkowie koło Łobżenicy. Nie dotarł. W akcji poszukiwawczej uczestniczyli mieszkańcy wioski, policjanci, strażacy, płetwonurkowie. Skorzystano z psów tropiących i helikoptera z kamerą termowizyjną. Bez skutku. Wielu miało nadzieję, że pomoże właśnie jasnowidz, który prowadzącym poszukiwania przedstawił swoją wizję. Była absolutnie nieprzydatna. Zwłoki Krzysia odnaleziono po kilku tygodniach. Chłopiec został zamordowany przez kuzyna.

Ta zabawa sporo kosztuje

Autorzy cytowanego już raportu zwracają uwagę na jeszcze jeden wątek. Dla policji współpraca z jasnowidzami jest bardzo kosztowna. Dwa lata temu koszt ośmiogodzinnej „akcji penetracyjnej” wahał się w granicach czterech tysięcy złotych. I to tylko na obszarze jednego hektara. - Udział specjalistów np. płetwonurków oraz wykorzystanie specjalistycznego sprzętu zwielokrotnia te wydatki dwu, a nawet trzykrotnie. Koszty te nie uwzględniają udziału prokuratora, lekarza medycyny sądowej, pomocy strażaków i wojska - tłumaczy Komenda Główna Policji. Karkowski nie pozostaje dłużny. - Śledztwa trwają miesiącami, a nieraz latami. Pracuje przy nich cały sztab ludzi. Jasnowidz z większością spraw poradziłby sobie w pojedynkę i to bardzo szybko. To podważa autorytet policji. I w tym jest problem - tłumaczy. - Poza tym, jak ja współpracuję z policją to nie biorę ani złotówki. Przedstawiciele Biura Koordynacji Służby Kryminalnej przyznają, że w 8 przypadkach spośród 440 spraw wizje jasnowidza pokrywały się z miejscem odnalezienia zwłok lub zaginionego. Ale... - W trzech przypadkach powody zaginięcia były oczywiste; bez żadnych zdolności parapsychologicznych można było podać miejsce, gdzie należy szukać zwłok - napisali. - Nawet uznając, że w pozostałych 5 sprawach wizje były trafne to stanowiły one 1,1 procent badanych przypadków, a wynik ten mieści się w granicach błędu statystycznego. A raport podsumowują jednym zdaniem. - Z analizowanych teczek nie wynika, że możliwe jest określenie miejsca znajdowania się zwłok lub żywej osoby albo opisanie zdarzeń wiążących się z zaginięciem na podstawie opinii jasnowidza.

Błażej LIGOCKI

Rozmowa z poznańskim jasnowidzem Czesławem Karkowskim

Czym pan właściwie się zajmuje i jak mam się do pana zwracać?

- Przede wszystkim jestem jasnowidzem i mistrzem bioenergoterapii. Pomagam także w psychoterapii, jestem radiestetą i egzorcystą. A ludzie zwracają się do mnie rozmaicie. I po imieniu, i... panie doktorze.

Dar jasnowidzenia to jedno, a zrozumienie, że się go ma, to drugie. Kiedy pan się zorientował?

- Przez wiele lat znajomi i krewni zwracali mi na to uwagę. Ja wiedziałem, że coś jest, ale nie do końca rozumiałem. Dopiero po tamtym wypadku.... Poraził mnie prąd z transformatora o ogromnym napięciu. Byłem w stanie śmierci klinicznej. Po dojściu do zdrowia, zdolności telepatyczne wyzwoliły się ze zdwojoną siłą. Od siedmiu lat profesjonalnie zajmuję się jasnowidzeniem.

Czy są sprawy, których pan się nie podejmuje?

- Raczej nie, ale bywa, że odmawiam udzielenia informacji. Była u mnie kobieta, podejrzewająca męża o zdradę. Miała rację, ale wyczułem, że ona także jest niewierna. Niczego się ode mnie nie dowiedziała. Innym razem żona szukała męża. Bardzo szybko ustaliłem gdzie jest i co robi. Powiedziałem, że za dwa dni wróci cały i zdrowy. I namawiałem ją, abyśmy na tym poprzestali. Zgodziła się, ale następnego dnia rano znowu była u mnie. Chciała wiedzieć gdzie jest mąż. Tłumaczyłem, że to będzie przykre, ale uparła się. Powiedziałem wtedy na jakiej ulicy zaparkowany jest jego samochód i, że mąż będzie w budynku obok. Pojechała tam i znalazła go w domu publicznym. Natomiast dziennikarz radiowy poprosił o wytypowanie wyniku ważnego meczu reprezentacji Polski. Wiedziałem, że przegrają, ale nie powiedziałem tego. Jasnowidzenie to nie zabawa.

Czy jasnowidz ogranicza się do poszukiwań ludzi?

- Absolutnie nie. Tak jak człowiek, tak każda rzecz wyzwala swoją energię. Zajmuję się m.in. poszukiwaniem skradzionych samochodów. Pomagam w tym także policji. Pamiętam sprawę skradzionej ciężarówki z cennym ładunkiem. Powiedziałem w jakim czasie i na jakim odcinku będzie jechała. Policjanci tam właśnie złapali złodziei.

A jakie zazwyczaj ma pan wiadomości dla krewnych poszukujących osoby zaginionej?

- Niestety, najczęściej, że ich bliski nie żyje. Nigdy nie zatajam prawdy. Nawet najboleśniejszej.

Nie zawsze wizja jasnowidza jest zgodna z rzeczywistością.

- Nikt nie ma stuprocentowej skuteczności. Poza tym, jak w każdym zawodzie są wśród nas specjaliści, rzemieślnicy i oszuści.

A podejrzane typy szukające nieuczciwego wspólnika pojawiają się u pana?

- Na szczęście nie. I tak odmówiłbym, bo dbam o własne bezpieczeństwo. Raz jednak zostałem wmanewrowany w taką historię. Znajoma z Warszawy poprosiła mnie o odnalezienie jakiegoś towaru. Zrobiłem to. Okazało się, że ładunek jedna mafia ukradła drugiej.

Gra pan w totolotka?

- Nie, choć wiem, że mógłbym wygrać. Zdarza się, że znajomi proszą o pomoc w wypełnieniu kuponu, ale zawsze odmawiam. Mam zasadę, od której nigdy nie odstępuję - swój dar wykorzystuję tylko po to, aby pomagać ludziom. Gra w totolotka byłaby nieuczciwością, oszustwem. Niestety, jestem przekonany, że gracze korzystają z pomocy innych jasnowidzów.

Rozmawiał Błażej LIGOCKI

Andrzej Borowiak
nadkomisarz
z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu

- Nigdy nie korzystaliśmy i nie korzystamy z pomocy jasnowidzów. I nie będziemy. Skuteczność jasnowidzów jest zerowa. Jeden chciał, abyśmy szukali ciała w promieniu 50 kilometrów od miejsca zaginięcia. Druga historia jest jeszcze drastyczniejsza. Kilka lat temu zaginęła córka Eleni, Afrodyta. My już odnaleźliśmy zwłoki dziewczyny, a jasnowidz kazał nam ich nadal szukać i to w całkiem innym miejscu.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto