Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Groził sąsiadce, że ją zabije

Paulina Latosińska
Jedni na górze, drudzy na dole. - Ten z dołu groził, że poderżnie mi gardło - mówi mieszkanka I piętra. - Chcą znów wsadzić męża do więzienia - mówi mieszkanka parteru

Na pozór dom, jak każdy inny. Jednak już po przekroczeniu progu nasze dotychczasowe odczucia się zmieniają. Mieszkają tu dwie zwaśnione rodziny. Ci na dole narzekają na tych z góry. Z kolei Ci z góry nie mogą dogadać się z tymi z parteru. Trwa to od ośmiu lat. Ze skargą na sąsiadów z góry do ,,Gazety Pleszewskiej’’ przyszła Maria Borowiak z parteru. Mówi, że konflikt między nią a sąsiadami nasilił się po śmierci babci jej męża, która była właścicielką spornego budynku. Mieszkańcy z piętra mówią, że opiekowali się babcią Borowiaka. Ich zdaniem dopiero po jej śmierci między rodzinami zaczęło dochodzić do kłótni. Wielokrotnie interweniować musiała policja, co potwierdza rzecznik Komendy Powiatowej Policji Monika Kołaska.

Borowiakowie to małżeństwo ,,po przejściach’’. – Mąż był żonaty, ja również miałam męża, ale zmarł – wyjaśnia Borowiakowa. Dodaje, że aktualny mąż miewa problemy z prawem.
– Odsiadywał wyrok za nieumyślne zabójstwo – przyznaje żona. Pracuje na dworcu PKS w Pleszewie. Obecnie mieszka sama, bo małżonek znów jest w więzieniu. Borowiakowa broni męża.
– Kiedyś przyszedł do domu, ale sąsiad z góry stanął w drzwiach i go nie wpuścił, bo powiedział, że z mordercą pod jednym dachem mieszkał nie będzie – żali się Borowiakowa.
Twierdzi, że jej mąż tylko odepchnął starszego męż-czyznę. Tymczasem mieszkaniec lokum na piętrze mówi, że sąsiad go tak pobił, że ze złamanem nosem trafił do szpitala.

Borowiakowa podaje inny przykład ,,złośliwości’’ sąsiadów z góry. – Kiedyś mąż wrócił wcześniej, by wyprowadzić psa na spacer. Na korytarzu nakrzyczał na psinę, bo ta „załatwiła” się nie tam, gdzie powinna. Wyzywał naszego psa, a sąsiadka myślała, że na nią krzyczy i wezwała policję - mówi Borowiakowa.
Za kilka dni jej mąż, który siedzi w więzieniu, ma kolejną sprawę w sądzie. Doniesienie na niego złożyła sąsiadka z góry , która twierdzi, że mężczyzna jej groził. Podobno nie jeden raz. – Groził mi śmiercią, mówił, że poderżnie mi gardło – zdradza mieszkanka piętra. Tymczasem Borowiakowa twierdzi, że jej mąż zwrócił tylko sąsiadce tylko uwagę, bo ta przekopała ich ogródek.

Zdaniem mieszkanki z piętra ogródek jest wspólny. Zresztą o podwórko, ustawione za domem szopki oraz rosnące przy domu drzewa, zawsze wybuchają konflikty. Borowiakowa skarży się też , że sąsiedzi z góry w nocy nie pozwalają jej spać. –Chodzą, pukają w podłogę i zakłócają ciszę nocną.
– My z mężem wcześnie chodzimy spać i nie przeszkadzamy sąsiadom w nocy – mówi mieszkanka lokum na piętrze. Borowiakowa nie ukrywa, że jej mąż jest trochę nerwowy, ale leczy się. – Denerwuje się, kiedy sąsiedzi wyzywają go od kryminalistów czy morderców – tłumaczy.

Wspomina, że były czasy kiedy jej mąż był „dobry”, kiedy pomagał zrobić sąsiadom rabatki w ogródku, czy płot naprawić. Ma pretensje do sąsiadki, że starsza pani wszystko z góry widzi. – Nawet to, że podobno kupuję węgiel na raty – mówi. Podczas rozmowy w redakcji zdradziła , że wysłała już zgłoszenie do programu telewizyjnego. – Muszę nagłośnić swoją sytuację, bo dłużej tak żyć się nie da – twierdzi Borowiakowa. Sąsiedzi z piętra dziwią się reakcjom sąsiadki.
Mówią, że wobec tych z parteru mieli i nadal mają dobre intencje.

– Mąż był nawet świadkiem na ślubie sąsiadów. Bo nikt z rodziny ani znajomych nie chciał nim być - wspominają. Zdaniem mieszkańca piętra winę za wszelkie awantury w domu ponosi Borowiak, czyli ten z parteru. – Odkąd siedzi w więzieniu między nami się wszystko dobrze układa. Nie ma kłótni, dobrze nam się żyje – zapewnia. Dodaje, że latem Boro-wiakowa spędzała z nimi czas w ogródku, przychodziła na kawę i ciasto. – Kiedy pojawia się Borowiak, problem sąsiedzki pojawia się z nim – zapewnia.

Mieszkańcy piętra zastanawiają się, dlaczego sąsiadka teraz chce sprawę konfliktów nagłośnić. Maria Borowiak wyjaśnia nam, że tak radził jej jeden z pleszewskich policjantów, który zna sprawę domowych kłótni w ich domu od podszewki. Mieszkańcy piętra tłumaczą, że nie robią nic na złość Borowiakom, bo po prostu ich się boją.
Borowiakowa mówi, że już dwa razy podała sąsiadów do sądu. – Mieliśmy dość ubliżania, ale jak widać i to nie przyniosło żadnego efektu – mówi.
Boi się, że kiedy mąż wyjdzie, to ponownie wsadzą go do więzienia.

- Ja nie popuszczę, żeby ona mi męża wykończyła – zapowiada. Dlatego przyszła do ,,Gazety’’ nagłośnić sprawę.
O sporze pomiędzy sąsiadami wiedzą mieszkańcy ulicy Batorego. – Ci z góry nie są niczemu winni. Oni chcą żyć spokojnie i nie robią nikomu żadnej krzywdy – tłumaczy sąsiad z przeciwka. Dodaje, ze małżonkowie w tym domu mieszkają od 60 lat.
Pleszewska policja sytuację zna bardzo dobrze. Monika Kołaska - rzecznik pleszew-skiej policji potwierdza, że od kilku lat policjanci są wzywani raz przez jednych raz przez drugich.

– Powodem wezwań było m.in. zakłócanie ciszy nocnej, wycięcie drzewa owocowego czy wywołanie bez powodu awantury. – W każdym przypadku policjanci pouczali o prawach przysługujących stronom i możliwości rozwiązania konfliktu na drodze sądowej – zapewnia Monika Kołaska.
Pod koniec lutego sąsiedzi spotkają się znów w sądzie. Ci z piętra pozwali tych z parteru.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto