Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ile Kolejorz ma z Legii?

Józef Djaczenko, Maciej Lehmann
Fot. Maciej Opala
Fot. Maciej Opala
Skoro mecze Barcelony z Realem Madryt określane są mianem derbów Europy, to z pewnością pojedynki Lecha z Legią można nazwać derbami Polski. Od wielu lat na Bułgarskiej, gdy przyjeżdża zespół z Łazienkowskiej, pada ...

Skoro mecze Barcelony z Realem Madryt określane są mianem derbów Europy, to z pewnością pojedynki Lecha z Legią można nazwać derbami Polski. Od wielu lat na Bułgarskiej, gdy przyjeżdża zespół z Łazienkowskiej, pada rekord frekwencji całego sezonu. Tak też będzie jutro. O godzinie 18 na trybunach zasiądzie około 27 tysięcy widzów. Więcej poznański stadion nie pomieści. Jednak mecze Lecha z Legią to nie tylko prestiżowa rywalizacja piłkarska, jak w innych krajach, gdy gra Paris St. Germain z Olympique Marsylia czy Schalke 04 z Bayernem Monachium. To zjawisko – o wymiarze społecznym, ale także – gospodarczym

Jeszcze niedawno, przy okazji spotkań z Legią niewiele mówiło się o gospodarczym aspekcie tego pojedynku. Lecz jest on z coraz większym zainteresowaniem obserwowany nie tylko przez środowisko piłkarskie, ale też przez finansowe. Dochody polskich klubów wziął ostatnio pod lupę prestiżowy miesięcznik Forbes. Teraz mógłby powstać aneks do tego opracowania, bo Lech na tym meczu zarobi blisko milion złotych!

Złoży się na to sprzedaż wyjątkowo drogich biletów. Kosztowały 75 złotych i choć do sprzedaży trafiło ich około 13 tysięcy, rozeszły się błyskawicznie. Trzeba jednak podkreślić, że w maju, gdy nie było tak jak teraz żadnych ograniczeń w sprzedaży i wielu kibiców musiało korzystać z pośrednictwa „koników”, najtańsze wejściówki kosztowały 200 złotych.

Na meczu z Legią pojawią się też dodatkowi sponsorzy. Specjalny pakiet wykupił między innymi Bank BZWBK. To też świadczy o tym, że pojedynkami Kolejorza z warszawską drużyną interesują się środowiska finansowe.

Co prawda, w porównaniu z dochodami czołowych europejskich drużyn, milion złotych to nadal niewielka suma, ale u nas robi wrażenie, bo to jedna czwarta całorocznego budżetu najbiedniejszych klubów Orange Ekstraklasy. I połowa sumy, jaką trzeba by wyłożyć na najlepszego obrońcę grającego w naszej lidze – Kolumbijczyka Manuela Arboledę z Zagłębia Lubin. Gdy prezes tego klubu mówi, że Lecha nie stać na tak drogiego zawodnika, wywołuje to tylko uśmiechy politowania...

Bo przecież w tym sezonie poznański klub zarabia krocie już od lipca. Najpierw mógł pochwalić się rekordową sprzedażą karnetów (ponad 12 tysięcy), a potem rekordowymi frekwencjami na meczach z mniej atrakcyjnymi rywalami takimi jak Zagłębie Sosnowiec, Ruch Chorzów czy GKS Bełchatów. Jeśli dodać do tego, że tradycyjnie już na pojedynkach z Górnikiem Zabrze czy Widzewem zasiadł na trybunach blisko komplet widzów, to nic dziwnego, że nie tylko skarbnicy innych klubów spoglądają na Lecha, z nieukrywaną zazdrością.

Wymarzony przedmiot pożądania

Karnet to gwarancja obejrzenia meczu z Legią bez ryzyka, że zabraknie biletów. Klub zresztą nie ukrywa, że wprowadzając zróżnicowane ceny zwykłych biletów na poszczególne mecze, chce przyzwyczaić kibiców do kupowania karnetów. Korzyści mają obie strony.

Teraz w wolnej sprzedaży można było kupić zaledwie 13 tysięcy wejściówek. Tak śmieszna liczba rozeszła się w dzień. A raczej w noc i dzień, bo najbardziej zdeterminowani stali przed kasami długo przed świtem. Niektórym puszczały nerwy, bo wyczekiwanie przez sześć godzin na wymarzony przedmiot pożądania wymaga anielskiej cierpliwości. Każdemu przysługiwały tylko cztery bilety, po okazaniu czterech dokumentów z PESEL-em. Takie przepisy obowiązują na meczach podwyższonego ryzyka. Przy czym twórcom prawa nie przeszkadza, że jedna osoba może kupić bilet, a inna wejść z nim na stadion.

– Tylko w Warszawie mogły powstać tak „mądre” przepisy – kpią kibice.

Tacy, co nigdy nie opuszczają meczów i jeżdżą za drużyną po Polsce, z lekkim politowaniem patrzą na tych, co pojawiają się na stadionie raz na rok, ale ich rozumieją.

– Magia tego meczu jest niezwykła, atmosfera na stadionie – nieprawdopodobna, a gdy padnie dla Lecha gol, kibice wpadają w ekstazę. Kto raz to przeżył, ten będzie wracał na Bułgarską – mówi Czarek Kamiński, młody kibic Kolejorza.

Jesteśmy najlepsi

O magii mówi od tygodni cała Wielkopolska, która każe tysiącom ludzi stać godzinami w kilometrowych kolejkach, by kupić rekordowo drogie wejściówki i zapełnić stadion do ostatniego miejsca. Tego nie można tłumaczyć tylko niechęcią do Legii, klubu przez lata hołubionego przez władze.

Zdaniem socjologa Ryszarda Cichockiego, sama niechęć do Warszawy wynika z odmienności kulturowej regionów.

– Wielkopolanie z jednej strony mają kompleks Warszawy, miasta niezasłużenie bogatego, z drugiej przepełnia ich poczucie wyższości, bo lepiej potrafią się rządzić, są gospodarni – mówi Ryszard Cichocki.

– Do końca lat 80. polskie społeczeństwo było zatomizowane, poczucie regionalnej odrębności zanikło. Za to potem Poznań stał się krajowym liderem zjawiska, które można określić jako ruch antywarszawski. To w Poznaniu mieszkali główni orędownicy zastąpienia 49 małych województ regionami. Poznaniakom stolica kojarzy się z tym, co wprowadzane pod przymusem, wbrew lokalnym interesom. Są przekonani, że pracują nie tyko na siebie, a hasło „cały naród buduje stolicę” nie straciło aktualności.

Takie zjawiska ogniskują się w sporcie.

– Gdy na początku lat 90. odradzały się lokalne więzi społeczne, uzewnętrzniła się też ta szczególna więź, kibicowska – mówi Ryszard Cichocki.

– Potrafi ona być trwała. W takich sytuacjach musi znaleźć się ktoś, przeciwko komu jest zwrócona. To zjawisko nazywamy trybalizmem. Kibiców Lecha połączyła nienawiść do klubu z Warszawy.

Kiedy kibic Lecha bierze do ręki nowy terminarz rozgrywek, natychmiast sprawdza, kiedy i gdzie odbędzie się mecz najważniejszy – z Legią. Od kiedy poznański klub ma solidnego właściciela i gra – a przynajmniej chce grać – o wysokie cele, frekwencja na stadionie rośnie. Gdy okazało się, że jesienią na Bułgarską przyjedzie Legia, karnety na całą jesień rozchodziły się jak świeże bułki.

Z pokolenia na pokolenie

Nienawiść do warszawskiego klubu przechodzi w Poznaniu z pokolenia na pokolenie. Młodzi ludzie wiedzą, że Legia była klubem nie dość, że stołecznym, to wojskowym, a armia robiła, co chciała. Powoływała pod broń najlepszych piłkarzy, by w barwach CWKS Legia strzelali gole drużynom, z których odeszli za darmo, często już na zawsze. Taki los spotykał też zawodników Lecha.

Otoczka, jaką wokół Legii tworzyli stołeczni dziennikarze, wywołuje wśród poznaniaków wściekłość.

„Gdzie jest ta Legia, Szpakowski, gdzie jest ta Legia?” – niosło się niegdyś po stadionach, gdy stołeczna jedenastka zbierała baty.

Stefan Majewski, były reprezentacyjny obrońca, dziś trener Cracovii po spadku Zawiszy Bydgoszcz z ekstraklasy, był o krok od przenosin do Poznania, ale nic z tego nie wyszło. Centralne gazety pisały: „Wiadomo, że Majewski jest potrzebny Lechowi, ale czy Lech jest potrzebny Majewskiemu?” A po kilku dniach z triumfem doniosły, że Majewski wylądował na Łazienkowskiej. Rynek transferowy jeszcze nie istniał, liczyły się decyzje partyjnych dygnitarzy i działaczy PZPN.

Nic dziwnego, że złość narastała i często przekraczała punkt krytyczny. W latach 90. po awanturach na meczach z Legią, stadion Lecha bywał zamykany. Z czasem kibicowskie obyczaje zmieniły się, w czym zresztą zasługa samych kibiców. A działacze Legii przestali rządzić polską piłką.

– Dziś nie mamy już za co nienawidzić Legii, bo nikt nam zawodników nie kradnie. Ale niechęć do Warszawy przetrwała i Legia zawsze będzie naszym głównym wrogiem – mówi Czarek Kamiński. •

Niezwykłe gesty

„Szacunek dla Lecha” – pisali na forach internetowych kibice Legii, których poznaniacy wpuścili na swój stadion podczas finału Pucharu Polski, gdy władze Poznania odmówiły gościny. Fani Lecha kupili im bilety, pilnowali samochodów. Zawieszenie broni trwało krótko, bo tylko do rewanżu w Warszawie. Niechęć do „wroga” okazała się silniejsza. Kibice Lecha twierdzili potem, że bez wrogości do Legii czują się nieswojo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto